Jak niesie wieść spisana przez wątpliwych mędrców internetu, fani Nocnego Kochanka to umiarkowanie inteligentna grupa pijanych gimbusów. Rzeczywistość jednak znacznie różni się od tej internetowej, a jednym z fanów zespołu okazał się być prezes Kolei Dolnośląskich, który zaproponował chłopakom niecodzienną współpracę. 20 października z Dworca Głównego we Wrocławiu odjechał „Pociąg do Kochanka”, który zawiózł setkę fanów grupy na koncert w Legnicy.
Darmowy przejazd w ramach kupna specjalnego biletu na legnicki koncert Nocnego Kochanka nie byłby tak dużą atrakcją gdyby nie to, że wraz z fanami „Pociągiem do Kochanka” jechał również zespół. I nie tylko jechał, ale postanowił sprostać, jak się okazało, trudnemu zadaniu zagrania krótkiego koncertu w jednym z wagonów.
Kochankowa impreza zaczęła się już w okolicach godziny 15 przed Dworcem Głównym we Wrocławiu, gdzie grupa postanowiła uraczyć swoją muzyką przypadkowych przechodniów. Chociaż nazwa Nocny Kochanek pojawia się aktualnie wszędzie, a o ich sukcesach nie pisał jeszcze chyba tylko „Murator”, gazetka szkolna w Pcimiu Dolnym i „Tygodnik zapalonego wędkarza”, to wśród wrocławskich gapiów znaleźli się też tacy, którzy z ich twórczością spotkali się po raz pierwszy. Z entuzjazmem i błogą nieświadomością, że tych pięciu gości ma wieczorem do zagrania wyprzedany koncert w Legnicy, wrzucali monety do futerału jednej z gitar dziękując za występ.
Główną atrakcję dnia – koncert Nocnego Kochanka w pociągu, na który bilety sprzedały się w dwie godziny, poprzedziło krótkie spotkanie z fanami na peronie. Każdy, kto pojawił się na dworcu chwilę wcześniej miał okazję przebić piątkę, pogadać czy zrobić sobie zdjęcie z zespołem. O godzinie 18 gitarzysta grupy, Ojciec Arkadiusz odprawił kochankowy pociąg.
ODJAAAAAZD!
Zorganizowanie koncertu w pociągu nie jest prostym zadaniem i zdałam sobie z tego sprawę dopiero widząc wagon, w którym miał zagrać Nocny Kochanek. Prawie godzinna trasa z Wrocławia do Legnicy powinna dać możliwość zespołowi zagrania kilku kawałków z zapasowym czasem na wodzirejskie zapędy wokalisty i entuzjastyczne reakcje fanów. Jednak zmieszczenie stu osób do wagonu, którego połowę zajmował zespół i instrumenty, było niemożliwe. Przez to grupa postanowiła podzielić występ na dwa identyczne sety, miedzy którymi zmieniła się publiczność. Kolejną trudnością z jaką spotkał się zespół, grając w tak nietypowych warunkach, było nagłośnienie. Możliwości korzystania z prądu w pociągach są dość ograniczone. Dobrodziejstwo w postaci elektryczności przypadło Krzyśkowi i Arturowi, który jako jedyny nie rozstał się ze swoim sprzętem (nie byle jakim – od niedawna kochankowy basista gra Fenderze sygnowanym przez Steve’a Harrisa) na rzecz gitary akustycznej.
Oba wspomniane przeze mnie już sety objęły 3 dobrze znane kawałki z repertuaru Nocnego Kochanka, tym razem w wersjach akustycznych. Był „Pierwszego nie przepijam”, piosenka o trudnej miłości – „Łatwa nie była” oraz utwór bez którego żaden koncert Kochanków, nawet ten pociągowy, odbyć się nie może – „Minerał Fiutta”. Występ rozpoczął się dość niepewnie zarówno ze strony zespołu, jak i widowni, która nie do końca wiedziała, na ile może sobie pozwolić w panujących warunkach. Jednak charyzma i umiejętność rozładowania każdej sytuacji Krzyśka Sokołowskiego szybko przełamała pierwsze lody, a w pociągu zaczął nieść się głośny chór kochankowych fanów. Korzystając z ostatnich 5 minut podróży Nocny Kochanek zagrał na bis nadal poszukiwanego „Andżeja”, a w przerwie między setami, grupa wesoło podśpiewywała sobie idealny w tych okolicznościach utwór „Jedzie pociąg z daleka”.
Siła Nocnych Kochanków to, poza nieprzeciętnymi umiejętnościami muzycznymi, przede wszystkim humorystyczne teksty. Zdawać by się mogło, że nie da się sprawić, żeby brzmiały one jeszcze bardziej groteskowo i niedorzecznie. A jednak. Wystarczy wykonać utwory w wersjach akustycznych, które nadają numerom poważniejszy, nostalgiczny charakter – jeszcze bardziej kontrastując muzykę z warstwą tekstową. Nocny Kochanek z metalowym pazurem, rock n’ rollową melodyjnością czy romantycznym brzmieniem akustyków zawsze staje na wysokości zadania i powoduje wielki uśmiech na twarzach swoich fanów. Może podczas koncertu tylko pierwszy rząd słyszał piękne solówki Kazona i mógł zobaczyć, że dobry perkusista zagra świetnie nawet na wiaderkach z Castoramy (brawo Żurek!), to z pociągu zadowoleni wyszli wszyscy, po raz kolejny udowadniając, że w muzyce bardziej niż perfekcja liczą się emocje.Na dworcu w Legnicy „Pociąg do Kochanka” został przywitany przez kolejną grupę fanów. Zespół postanowił podziękować przybyłym wykonując po raz pierwszy na żywo utwór „Gdzie jesteś?”:
Podczas gdy w internecie toczą się spory czy Nocny Kochanek to najpopularniejsze disco polo w metalu czy najbardziej znany metal w disco polo – zespół robi swoje. Nie brakuje im pomysłów, dystansu i entuzjazmu oraz ogromnej grupy oddanych fanów, stojących za zespołem zgodnym murem nie do obalenia. To co Kochanki, kolejna stacja: koncert w kosmosie? 🙂