Alter Bridge to mój ulubiony zespół, który na dobre wciągnął mnie w cięższą muzykę i to dzięki nim zacząłem grać na gitarze. Słucham AB od ponad 7 lat, ale do tej pory było mi niestety nie po drodze na każdy koncert, aż w końcu nadeszła upragniona wiadomość, że jadę na gig w Progresji. W końcu się dowiem czy te wszystkie opowieści, nagrania na YT i oficjalne DVD dobrze oddają to co Amerykanie wyprawiają na scenie.
Pod Progresją zameldowałem się około godziny 15 i już czekała tam grupka ok. 30-40 osób, z czego większość właśnie przekraczała progi klubu udając się na Meet&Greet z zespołem. Fasady budynku trzęsły się niemiłosiernie, gdyż właśnie odbywał się soundcheck. Kolejka rosła z godziny na godzinę, a że koncert był wyprzedany to wydawała się ona nie mieć końca.
Będąc już w środku zauważyłem, że nikt na ten koncert nie trafił przypadkowo – dzieciaki z t-shirtami Alter Bridge, dorośli z koszulkami Tremontiego, znalazło się nawet parę starszych osób (wielki uśmiech na twarzy wywołała u mnie pewna starsza pani w t-shircie z napisem „I love Myles!”). I pomyśleć, że jeszcze parę lat temu Alter Bridge nie znał w Polsce praktycznie nikt.
Sala była w 80% pełna, gdy na scenie pojawiło się As Lions. Kapela dowodzona przez Austina Dickinsona (wywiad z nim możecie przeczytać tutaj) gra alternatywny metal i nie byłem ostatecznie przekonany czy to dobry wybór na support dla Alter Bridge. Moje obawy zostały rozwiane już po pierwszym kawałku, ‘The Suffering’. Publiczność bawiła się tak dobrze, jakby to właśnie As Lions było gwiazdą wieczoru, a zespół się odwdzięczał jak może dając z siebie absolutnie wszystko. Przed utworem ‘World On Fire’ zgasły wszystkie światła na scenie i Austin poprosił publiczność o zapalenie zapalniczek, latarek w telefonach, czegokolwiek. Muszę przyznać, że robiło to wrażenie. Sam koncert był bardzo dobry, cały zespół w świetnej formie. Jedynie nagłośnienie mogło być odrobinę lepsze, ale to jednak był support, więc nie ma co się spodziewać fajerwerków. Mam nadzieję, że As Lions jeszcze wrócą do Polski w roli headlinera z lepszym nagłośnieniem, szczególnie, że zgodnie stwierdzili, że koncert w Warszawie był ich najlepszym na tej trasie.
Stojąc w kolejce przed klubem usłyszałem od znajomej, że „Alter Bridge ma albo psychofanów, albo nie ma żadnych fanów” i w sumie mogę się z tym zgodzić. 2500 gardeł już w trakcie przerwy technicznej krzyczało „Alter Bridge”, czegoś takiego wcześniej nie widziałem. Gdy wybrzmiało intro wszyscy oszaleli, a zespół przywitał nas mocnym akcentem z albumu „Fortress” w postaci ‘Farther Than The Sun’. Ten numer okazał się świetny na otwarcie koncertu, gitary nastrojone do mocarnego Drop Bb i przebojowość tego kawałka od razu porwały cały tłum. Następne w kolejce były ‘Come To Life’ i ‘Addicted To Pain’. Miałem pewne obawy co do tego, czy nagłośnienie ogarnie ścianę ciężkich dźwięków, ale miałem dobrą miejscówkę tuż obok dźwiękowców, więc wszystko było świetnie słychać.
Po bardzo intensywnym rozpoczęciu koncertu Amerykanie zaserwowali nam ‘Ghost Of Days Gone By’ i w tym miejscu należą się ogromne słowa uznania dla fanklubu Alter Bridge Poland. Zorganizowana przez nich (pierwsza tego wieczoru) akcja koncertowa w postaci pojawienia się na widowni ogromnej polskiej flagi z napisem „Alter Bridge Poland – We can’t see a thing under the flag but still great to hear you!” udała się wyśmienicie. Panowie na pewno nie spodziewali się tego, a po zakończeniu utworu oklaski nie ustępowały przez dobre kilka minut skutecznie uniemożliwiając ewidentnie zaskoczonemu gorącym powitaniem zespołowi powiedzieć kilka słów.
Po bardzo entuzjastycznym powitaniu Myles Kennedy uraczył widownię fantastycznym intro do ‘Cry Of Achilles’, monumentalnego utworu z albumu „Fortress”, w którym popis na basie daje Brian Marshall i swoimi genialnymi partiami na perkusji zadziwia Scott Philips, po czym zespół przeszedł do ‘My Champion’, pierwszego podczas tego koncertu kawałka z nadal promowanego, zeszłorocznego albumu „The Last Hero”. Alter Bridge bezproblemowo tworzą bardzo przebojowe, a jednocześnie skomplikowane technicznie kawałki. Myślę, że duża w tym zasługa Marka Tremontiego, wiele osób uważa go za genialnego gitarzystę, a jest on również fantastycznym kompozytorem. Po kilku spokojnych (jak na Alter Bridge oczywiście) pozycjach, wybrzmiewają ‘Ties That Bind’ oraz ‘Crows On A Wire’, a tuż po nich utwór zasługujący na szczególną uwagą. W ‘Waters Rising’, bo o nim mowa, rolę wokalisty przejmuje Tremonti, którego wokal diametralnie się różni od głosu Mylesa Kennedy’ego i naprawdę udowadnia, że jest też dobrym wokalistą.
Nie zabrakło oczywiście jednego z największych szlagierów Alter Bridge – na scenie zostaje Kennedy z akustyczną gitarą, aby wykonać ‘Watch Over You’ z albumu „Blackbird”. Nie dziwię się, że ten utwór pojawia się na każdym koncercie zespołu, jest jednym z tych magicznych kawałków, których nie można pominąć. Dodatkową niespodzianką było dołączenie Tremontiego i panowie akustycznie razem zagrali ‘In Loving Memory’, które pojawiło się na tej trasie po 9 latach nieobecności w setliście. Następne w kolejce pojawił się tytułowy utwór z drugiego albumu AB „Blackbird”. Solówki Mylesa i Marka z tego kawałka wygrały plebiscyt portalu Ultimate-Guitar.com na najlepsze solo wszechczasów, więc chyba coś w tym musi być, prawda? Tutaj po raz kolejny ukłony dla Alter Bridge Poland za drugą akcję koncertową w postaci niebieskich lightsticków, które otrzymał każdy uczestnik koncertu w celu wyciągnięcia ich właśnie na ‘Blackbird’. Niestety było to również największym faux pas całego wieczoru. Mimo świetnie przygotowanej akcji przez fanklub, część publiczności zachowała się skrajnie nieodpowiedzialnie i po skończonym utworze zaczęła rzucać opaski na scenę… Kennedy ze śmiechem spytał się czy chcemy mu zrobić krzywdę i przeistoczył całą sytuację w żart, ale widać było że nie był to dobry pomysł, bo po chwili wycofał się wgłąb sceny – co innego oberwać jedną opaską, co innego kilkudziesięcioma. Inicjatywa fanklubu zdecydowanie zasługuje na ogromny plus i podziw, szkoda tylko że wyszło jak wyszło, bo techniczni musieli potem wychodzić na scenę z miotłami. W każdym razie sam efekt jaki dały opaski podczas grania utworu naprawdę robił wrażenie. Kolejną niespodzianką w setliście było ‘Shed My Skin’ z debiutanckiego albumu „One Day Remains”, które ostatnio grali 12 lat temu.
Obowiązkowym punktem koncertu był ‘Metalingus’, w którym Myles każe publiczności klęknąć i skoczyć na jego znak oraz mocarne ‘Isolation’. Ostatnim kawałkiem przed bisem był ‘Open Your Eyes’, pierwszy wielki przebój Alter Bridge. Podstawowa część koncertu dobiegła końca, instrumenty zostawione na scenie, z głośników słychać tylko sprzężenie gitar, a okrzyki i oklaski tylko przybierają na sile. To naprawdę są psychofani, teraz już jestem tego pewien. Zespół wraca i Kennedy rozpoczyna ‘Show Me A Leader’ singiel z ostatniego albumu, a cała sala wpada w szał, idealny koncertowy numer. Jednak najlepszym punktem bisu była moim zdaniem walka na solówki pomiędzy Kennedym a Tremontim. Kunszt gitarowy obu panów jest naprawdę godzien podziwu, mało jest kapel, które mają dwóch tak utalentowanych gitarzystów. Ostatnim punktem tego świetnego koncertu był rozciągnięty do granic możliwości ‘Rise Today’, po którym widownia dosłownie nie chciała przestać bić brawo.
Wszystko co słyszałem o koncertach Alter Bridge okazało się prawdą, ale tylko częściowo. Dlaczego? Bo jest jeszcze lepiej niż słyszałem. Energia, którą Amerykanie przekazują fanom jest ogromna, grają z pasją i sprawia im to ogromną frajdę, widać że grają dla fanów. Dodatkowo warsztat techniczny jest niesamowity – Myles udowadnia, że jest jednym z najlepszych wokalistów na świecie i w dodatku genialnym gitarzystą, Mark pokazuje swoją naturę shreddera i też dobrego wokalisty, Brian jest niedocenianym basistą, który gra naprawdę bardzo dobre linie i dodaje smaczków, a Scott jest świetnym technicznie perkusistą. Dodatkowo była naprawdę fantastyczna atmosfera, Amerykanie dbali o publiczność, prosili aby uważać na innych gdy napierano na barierki, pokazali klasę. Naprawdę warto było przekonać się na własnej skórze jak genialny jest koncert jednej z najbardziej przebojowych amerykańskich formacji.
2. Come to Life
3. Addicted to Pain
4. Ghost of Days Gone By
5. Cry of Achilles
6. My Champion
7. Ties That Bind
8. Crows on a Wire
9. Waters Rising
10. Watch Over You (Myles Kennedy akustycznie)
11. In Loving Memory (Myles Kennedy i Mark Tremonti akustycznie)
12. Blackbird
13. Shed My Skin
14. Metalingus
15. Isolation
16. Open Your Eyes
Bis:
17. Show Me a Leader
18. Solo gitarowe – Myles i Mark
19. Rise Today