Uff, co to był za koncert! Emocje jeszcze do końca nie opadły, ale postaram się nie wyprzedzać biegu zdarzeń i zacznę od początku.
Piąta wizyta Alter Bridge w Polsce, podczas której zespół promował album „Walk The Sky” (recenzję możecie przeczytać tutaj) w towarzystwie The Raven Age i Shinedown przyciągnęła wielu fanów ciężkiego grania. Z tego co widziałem i usłyszałem, najwytrwalsi śmiałkowie z kocami termicznymi koczowali pod halą w ten mroźny dzień już od 11 rano! Kolejka zagęściła się w okolicach godz. 14:30, gdyż miało odbyć się 'meet & greet’, ale zostało ono opóźnione ze względu na potężne problemy z prądem w hali (prądu nie było ponad kilka godzin), które na szczęście na czas zostały rozwiązane. Kilka minut po godzinie 19 bramy zostały otwarte i tłum wbiegł na płytę, żeby zająć jak najlepsze miejsce.
Punkt 20:00 na scenie zameldował się pierwszy zespół tego wieczoru – The Raven Age. Brytyjska formacja, w której od początku istnienia gra George Harris, syn lidera Iron Maiden, zaprezentowała przekrój swojego metalcore’owego repertauru, który szczerze mówiąc nie przypadł mi do gustu, ponieważ każdy utwór brzmiał bardzo podobnie. Po części była to wina słabego nagłośnienia (syndrom pierwszego zespołu), a po części wina materiału. W każdym razie technicznie wypadli bardzo dobrze i mieli całkiem niezły kontakt z publicznością, ale ja ich fanem po tym koncercie nie zostanę i uważam, że mogliby kompletnie wypaść ze składu, a z tego co widziałem, sporo osób podziela moją opinię.
Po krótkiej przerwie technicznej powitaliśmy wulkan energii w postaci Shinedown. Zespół dał popisowe, starannie zaplanowane od początku do końca show, nie szczędząc przy tym niczego. Scenografia i ubiory były perfekcyjnie zaplanowane, widać że na co dzień grają jako headlinerzy. Brent Smith był w świetnej formie i czuł się jak ryba w wodzie w kontakcie z publicznością. Wtórowali mu Zach Myers na gitarze, Eric Bass na… basie (kto by pomyślał?) oraz Barry Kerch na perkusji. Strzelanie t-shirtami z armatek pneumatycznych? Proszę bardzo. Przejście frontmana przez tłum od barierek do końca płyty? Jak najbardziej. Hala oświetlona wyłącznie latarkami telefonów? Oczywiście. Świetne godzinne przedstawienie, podczas którego usłyszeliśmy miks twórczości na czele z hitami 'Cut The Cord’ czy 'Second Chance’. Najlepsze podsumowanie tego koncertu? Bawiłem się tak jakby to oni byli headlinerem, bardzo miłe zaskoczenie.
2. Diamond Eyes (Boom-Lay Boom-Lay Boom)
3. Enemies
4. Monsters
5. Get Up
6. Cut the Cord
7. Second Chance
8. Simple Man (cover Lynyrd Skynyrd)
9. Sound of Madness
10. Brilliant
Pierwszy rząd w koszulkach Alter Bridge i z wywieszonymi flagami oraz cała reszta hali wypełnionej po brzegi, cierpliwie czekali aż ekipa techniczna skończy rozstawianie sprzętu Amerykanów. Po ok. 20 minutach na arenie rozbrzmiały pierwsze dźwięki 'One Life’, intro do „Walk The Sky”, które służy od początku trasy również za intro koncertowe, a zaraz po nim zespół rozpoczął koncert od pierwszego singla z tego albumu, czyli mocarnego 'Wouldn’t You Rather’. Nie zwalniając tempa usłyszeliśmy 'Isolation’ oraz koncertowy faworyt – 'Come to Life’. Jako czwarty numer zaserwowano nam kolejną nowość, czyli 'Pay No Mind’ z elektronicznymi wstawkami, które są czymś nowym w repertuarze Alter Bridge, a na żywo wykonuje je na klawiszach techniczny Tremontiego – Jeremy Frost. Numer został pozytywnie przyjęty przez świetnie reagująca publiczność, która od początku skandowała nazwę zespołu. 'Ghost of Days Gone By’, obowiązkowy punkt każdego koncertu, a zarazem akcja koncertowa fanklubu Alter Bridge Poland – polska flaga z logo zespołu i napisem „Wouldn’t You Rather Stay in Poland”, która przeszła przez całą halę. Identyczna akcja miała miejsce 2 lata temu i ponownie zrobiła ogromne wrażenie na muzykach, Myles Kennedy nawet pięknie po polsku powiedział „dziękuję!”, wzbudzając jeszcze większą wrzawę na widowni.
W zamian za takie przywitanie otrzymaliśmy od razu niespodziankę w postaci 'Burn it Down’ z pierwszego albumu i Markiem Tremonti na wokalu! Od choroby Mylesa na amerykańskiej części trasy, Tremonti przejął obowiązki wokalne w tym numerze i tak spodobało się to fanom, że w tym numerze będziemy mogli usłyszeć jak śpiewa go na żywo gitarzysta. Następnym zaskoczeniem, przynajmniej dla mnie, było 'Rise Today’. Nie tyle chodzi o utwór a o miejsce w setliście, bo ten kawałek od lat był grany na bis lub kończył koncert, a na tej trasie zostało umieszczone w środku setu.
Po stosunkowo spokojnym fragmencie koncertu, zespół podziękował za obecność i zapowiedział kolejne utwory z najnowszego krążka. Pierwszy z nich, ’Native Son’, stał się już obiektem memów ze względu na intro, które ani trochę nie zapowiada pojawiającego się nagle zabójczego riffu. Zarówno ten jak i następny utwór, 'Take The Crown’, fantastycznie wpasowały się w setlistę i miażdżą brzmieniem, na pewno pozostaną jako stałe punkty koncertów. Chwila oddechu i wystarczyło, aby Myles zagrał akord a-moll, żeby wszyscy wiedzieli o co chodzi. Większość zgromadzonych rozpoznała charakterystyczny wstęp do 'Cry of Achilles’, kolejnego już „fan favorite” tego wieczoru. Przegenialny numer, chyba mój ulubiony z katalogu zespołu, z najbardziej niedocenianymi solówkami, świetnym basowym bridgem Briana Marshalla i rytmiczną perkusją Scotta Philipsa. Na żywo wypadł absolutnie bajecznie.
Następnie pałeczkę wokalną ponownie przejął Tremonti. 'Waters Rising’ to jego popis wokalny w twórczości Alter Bridge i od jego premiery pozostaje on w setliście. Nieustające, szybkie tempo koncertu Amerykanie postanowili zwolnić właśnie teraz i na scenie pozostali Kennedy i Tremonti z gitarą akustyczną. I w tym miejscu kolejne zaskoczenie – zamiast pewniaka w postaci 'Watch Over You’, usłyszeliśmy cudowne 'In Loving Memory’ co było miłą zmianą, ponieważ utwór ten wykonany wspólnie z publicznością brzmiał cudnie. Oczywiście nie mogło zabraknąć prawdopodobnie najlepszego i najbardziej znanego utworu w historii kapeli. Monumentalny 'Blackbird’, bo o nim mowa, poprzedzony został hołdem w postaci wstępu do utworu Beatlesów o tym samym tytule i wywołał poruszenie wśród wielu osób bawiących się tego wieczoru w moim pobliżu. Dobiegając do końca podstawowej części setu zespół uraczył nas obowiązkowym hitem 'Open Your Eyes’, w którym dał publiczności popisać się fantastyczną wokalizą oraz 'Metalingus’. W ostatnich latach podczas tego numeru Kennedy lubi bawić się publicznością, każąc im klęknąć w trakcie bridge’u i skoczyć na jego znak. Sam przyznał ze szczerym zdumieniem, że polska publiczność zrobiła to najlepiej na całej trasie, ale bądźmy szczerzy, kogoś to dziwi? W końcu mamy najlepszą publikę na świecie.
Mocny akcent zakończył główną część i po kilku minutach ponownie ujrzeliśmy zespół na scenie. Dziękując za obecność, ponownie zaprosili do siebie Frosty’ego, aby wykonał z nimi ostatni już tego wieczór utwór z nowej płyty – 'Godspeed’, który moim zdaniem jest faworytem na koncertowego pewniaka. Sam koncert zakończony został szybkim i agresywnym 'Addicted to Pain’, który był bardzo dobry zwieńczeniem występu.
Jak mam podsumować koncert? The Raven Age bardzo dobre technicznie, ale muzycznie zdecydowanie bez polotu, na ich niekorzyść zagrało również nagłośnienie. Shinedown to petarda, która powinna częściej pojawiać się w Polsce na samodzielnych koncertach. A gwiazda wieczoru? Mimo że bawiłem się zdecydowanie lepiej niż 2 lata temu w Progresji (być może dlatego, że wtedy stałem na samiutkim końcu, a teraz w pierwszym rzędzie) to ten koncert był chyba odrobinę mniej… satysfakcjonujący? Oczywiście interakcja z publicznością nie była na takim poziomie jak Shinedown, ale AB kocham i śledzę od 10 lat, więc wiem, że oni od zawsze stawiają na muzykę a nie na show. Mark i Brian świetnie komunikowali się z widownią, Myles również, ale niestety widać było po nim zmęczenie i odrobinę mniejsze zaangażowanie. Podziwiam jego pracowitość, ale 3 albumy i 3 trasy w dwa lata to chyba trochę za dużo, nawet dla tak genialnego muzyka, odpoczynek zdecydowanie wyszedłby mu na dobre. Nie zepsuło mi to odbioru samego koncertu, który był świetny, ale na pewno mógłby być na wyższym poziomie.
Dzięki Metal Mind Productions za koncert i naszej nieocenionej Uli z Unbloody Shooting za zdjęcia!
- Wouldn’t You Rather
- Isolation
- Come to Life
- Pay No Mind
- Ghost of Days Gone By
- Burn It Down (Mark Tremonti na wokalu)
- Rise Today
- Native Son
- Take the Crown
- Cry of Achilles
- Waters Rising
- In Loving Memory (Kennedy i Tremonti akustycznie)
- Blackbird
- Open Your Eyes
- Metalingus
Bis:
- Godspeed
- Addicted to Pain