RollingStone opublikowało wczoraj wywiad z Larsem Ulrichem, w którym perkusista opowiada o tym jak powstawał nowy album i o wpływie „Kill 'Em All” na brzmienie nowych utworów. Jedno jest pewne: album nie jest jeszcze dopracowany.
Rob nadal jest na dole i pracuje nad linią basu i jednym wersem jednego z nowych utworów. Ludzie pytają: co myślisz o albumie? Sam jeszcze nie wiem, bo nie jest ukończony. Ten tydzień przyprawił mnie o mindfuck.
Lars przyznał, że Metallica po raz pierwszy zagrała „Hardwired” wspólnie dopiero w ten poniedziałek. Utwór nagrano oddzielnie, instrument po instrumencie. Mimo wszystko Lars cieszy się pozytywnym odbiorem utworu.
Dostaję wiele wiadomości od ludzi, którzy mówią, jak bardzo wkręcili się w nowy utwór. To dobry czas, by żyć.
„Hardwired” trwa tylko 3 minuty. Czy album jako całość bardziej zwięzły?
Odrobinę. To właściwie ostatni utwór jaki napisaliśmy na płytę. Rozpoczęliśmy pracę nad albumem rzucając różne pomysły. Nie skupialiśmy się na jego kształcie, jako kolekcji utworów, do czasu, gdy wciągnęliśmy się w to na maksa. Od tamtego momentu utwory stawały się ciaśniejsze, krótsze i zgrabniejsze.
Kilka miesięcy temu, siedzieliśmy i robiliśmy bilans nowego albumu i pomyśleliśmy, że może powinniśmy nagrać jeszcze jedną, szybką, trochę szaloną piosenkę i pojawiło się „Hardwired”. To się po prostu stało. James i ja nagraliśmy to jakoś w niecały tydzień, co dla nas jest po prostu nanosekundą [śmiech].
Jak wyglądało rozpracowywanie pomysłów w tym wczesnym etapie?
Nagrywamy wszystko, co robimy. Kiedy zaczęliśmy album, miałem iPoda z ponad 1,500 pomysłami na utwory i riffami, każdy z nich miał numer. Jeździliśmy na długie wycieczki i słuchaliśmy tego godzinami. Zapisywałem: „912 to całkiem dobry pomysł” [śmiech]. James i ja zaczęliśmy łączyć kropki rok, półtora roku temu. To właśnie wtedy utwory zaczęły nabierać kształtu.
A kiedy utwory nabrały kształtu?
Napisaliśmy większość z nich jesienią ’14 i wiosną ’15 roku.
Kiedy tworzyliście „Death Magnetic”, Wasz producent, Rick Rubin, pomógł Wam określić brzmienie płyty. Jakie mieliście cele przy „Hardwired”?
Na początku chcieliśmy kontynuować to, co przerwaliśmy. Od czasów „Death Magnetic” osiągaliśmy różne cele: stworzyliśmy płytę z Lou Reedem, zrobiliśmy Ronnie Dio-Rainbow medley, cover Deep Purple, dwa lata zajął nam film. Od tamtego czasu [producent „Hardwired…To Self-Destruct”]Greg Fidelman pracował z nami na pełen etat. Nie mieliśmy czasu żeby usiąść i ocenić co robimy.
Dopiero w późniejszej fazie zrobiliśmy bilans dotychczasowych działań i zadaliśmy sobie pytanie, co chcemy powiedzieć poprzez ten album. Wtedy nabrało to kształtu i stało się bardziej spójne. Ale nie pracowaliśmy nad żadną deklaracją celów.
Co wniosła współpraca z Gregiem Fidelmanem jako producentem?
Właściwie to stał się on piątym członkiem Metalliki, jeżeli chodzi o sprawy studyjne. Sprawdza nasze pomysły i popycha nas do ulepszania ich. Zawsze szukamy poprawy i udoskonalenia naszych utworów. Słuchamy kawałka i mówimy: „To jest fajne, ale czy miks mógłby być lepszy?”, „Powinniśmy zmienić perkusję w łączniku?” „A klucz perkusyjny?”. To intensywna i metodyczna praca. Siedział z nami przez ten czas i poddawał nas próbom. Kiedy James lub ja twierdziliśmy, że dany utwór brzmi dobrze, Greg na to „Ehhh”. Wtedy zdawaliśmy sobie sprawę, że nie brzmi wystarczająco dobrze.
Kiedy piszesz i pracujesz z utworem, możesz dostać takiego kopa energii, który czasem może przysłonić wszystko inne. To jest jak narkotyk, który daje Ci fałszywy obraz rzeczywistości. Możemy czuć się świetnie, nie spierać się, a dwa dni później stwierdzić: „Co my do cholery sobie myśleliśmy?”. Greg jest zawsze głosem rozsądku.
Powiedziałeś, że utwory na „Hardwired” będą „mniej porywcze” niż na „Death Magnetic”. Co miałeś na myśli?
Większość utworów jest mniej złożona. Wprowadzamy pewną atmosferę i trzymamy się tego, nie tak jak w piosenkach, gdzie jeden riff prowadzi nas w jedną stronę, a następny w inną i nagle zamienia się w podróż po tych wszystkich dźwiękowych krajobrazach. Utwory są bardziej linearne. Poprzez „mniej porywcze” rozumiem to, że w utworze jest mniej startów i stopów. Płynie odrobinę bardziej niż na ostatnim albumie.
Wcześniej tego roku, kiedy rozmawialiśmy o ponownych wydaniach „Kill 'Em All” i „Ride the Lightning”, mówiłeś że znalazłeś się na linii ognia pomiędzy tymi wydaniami a nowym krążkiem. Czy ponowne wydanie dwóch pierwszych albumów wywarło jakiś kreatywny wpływ na „Hardwired”?
Nie mogę powiedzieć, że miał miejsce magiczny moment, w którym słuchaliśmy „Metal Militia” i napisaliśmy utwór. Ale zagraliśmy „Kill 'Em All” w całości podczas festiwalu Orion w Detroit w 2013 roku. To był pierwszy moment, kiedy naprawdę wciągnąłem się w tą płytę. Wcześniej nie przykuwałem do niej uwagi, ponieważ „Ride the Lightning” i „Master of Puppets” były bardziej stymulujące intelektualnie, głębokie, były one wyzwaniem. Dopiero w 2013, gdy graliśmy „Kill 'Em All” zauważyłem w nim spójność. Ma to „coś” z szybkości, ale nie jest skomplikowane, utwory są dłuższe, lecz mniej progresywne. To jest po prostu unikalne. Myślę, że przemyciliśmy z tego niektóre elementy. Po ponownym odkryciu „Kill 'Em All” widoczne są jego pozostałości, które wkradły się w nasze nowe utwory.
Ciągle pracujecie nad nowym albumem. Co Wam jeszcze pozostało?
Niewiele. Wszystkie utwory, poza jednym, są zmiksowane i ukończone. W ostatnich dwóch, trzech dniach, Greg miał już miksować „Spit Out the Bone” – tytuł roboczy „CHI” – i nagle Rob pojawił się w pokoju kontrolnym, by nad nim popracować. Więc co ja mogę wiedzieć? Album jest prawie ukończony. Ostatnia piosenka powinna być zmiksowana w ten weekend.
Zauważyłem, że jeden z utworów demo na wydaniu deluxe „Hardwired” nosi tytuł „CHI”. Kiedy powstał z niego „Spit Out the Bone”?
Skończyliśmy nadawać tytuły przedwczoraj. 48 godzin temu znane były jako „CHI”, „Tin Shot”, „Plow”, „Sawblade”, jakkolwiek pokręcone tytuły robocze nosiły. Teraz kiedy opublikowaliśmy tracklistę i ludzie rozmawiają o utworach, muszę pomyśleć: „które to Spit Out the Bone”? James i ja nadal tak reagujemy: „Huh? Oh, 'CHI'”.
Wielu fanów Metalliki spekuluje na temat jednego tytułu, mianowicie „Am I Savage?” Myślą, że ma to związek z waszym coverem Diamond Head – „Am I Evil?”
[Śmiech] No wiesz, jest słowo „Am”, „I” i znak zapytania. Więc 3 na 4. Ale nie, nie ma tu bezpośredniego związku.
Lecz w pewnym abstrakcyjnym sensie, „Am I Evil?” jest po części powodem, dla którego dziś rozmawiamy. Gdyby nie ten utwór, miałbyś gdzieś kim jestem i co robię. Tak więc jest cienka, abstrakcyjna nić łącząca dwa utwory. Ale nie ma bezpośredniego związku z „Am I Savage?”.
Czy zagracie „Hardwired” lub jakiś inny nowy utwór w Minneapolis?
Ujmijmy to tak: Szanse, że zagramy wzrosły w momencie, kiedy podzieliliśmy się nowym utworem ze światem. Zdaliśmy sobie sprawę z tego, że jeżeli wkładamy dużo czasu i wysiłku w tworzenie tych utworów, i jeśli mielibyśmy wybór, wolelibyśmy by ludzie usłyszeli wersję studyjną, niż koncertową, nagraną gównianym iPhonem z odległości 900 rzędów. Możesz to rozumieć jak chcesz.