Podczas 60. edycji gali Ivor Novello Awards zespołowi Black Sabbath została przyznana nagroda za całokształt zespołu. Na rozdaniu obecni byli Tony Iommi oraz Geezer Butler, a także – ku zdumieniu i zadowoleniu zapewne większości fanów – Bill Ward.
Od razu pojawiły się spekulacje, czy to jest oznaka tego, na co wszyscy czekają? Czy faktycznie nadchodząca trasa koncertowa będzie ostatnią i czy Bill zagra ze swoim starym zespołem? Podczas gali padły wypowiedzi dające po części odpowiedź, ale i także te, które dają kolejne powody do domysłów.
Tony Iommi potwierdził przy odbiorze nagrody, że najbliższa trasa koncertowa będzie ostatnią. Zapytany o nieobecność Ozzy’ego, odparł:
Nie wiem, dlaczego go nie ma. Wydaje mi się, że miał umówioną wizytę w szpitalu, czy coś w ten deseń.
Do powiedzenia kilka słów miał też Bill:
To było dobre 40 lat. Przynajmniej tak myślę.
Podczas konferencji przyznał, że „wspaniale było spotkać się z chłopakami po takim czasie, ale czuł się bardzo niekomfortowo, wiedząc, że koncertowali i pisali muzykę przez cały ten czas, bez niego”. Dodał też, że „ma nadzieję, że to się zmieni”.
Czy się faktycznie zmieni?
Biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia – oświadczenia Warda, a później dość szorstką odpowiedź Ozzy’ego – ciężko jest to stwierdzić. Warto przypomnieć, że Bill zapytany przez Rolling Stone o swoją formę, odpowiedział jasno:
Jestem w formie, absolutnie. Nie mam wątpliwości. Wiem, że sugerowali mi, bym grał połowę koncertu, ale nie chcę grać połowy koncertu. Jestem gotów, by zagrać cały pieprzony koncert Black Sabbath.
Sprzeczki i niejasności na drodze do zjednoczenia klasycznego składu Sabbathów były, są i zapewne jeszcze będą. Być może będą się jeszcze pojawiać różne absurdalne argumenty albo doczekamy się kilku medialnych bomb na twarz. Jedno jest pewne – panowie mają coraz mniej czasu i nic tego nie zmieni. Żaden lukratywny kontrakt, żadne negocjacje, żadne plucie na siebie jadem.