Co się stanie jeżeli na jednej scenie spotka się groove’owy perkusista, dwóch death’owych shredderów, hardcore’owy wokalista oraz realizujący się w projektach solowych basista? Po pierwsze na pewno poleje się Jack Daniel’s, a po drugie – powstanie miażdżący i solidnie bujający metal. Muzycy pochodzący z Busko-Zdroju wiedzą jak dobrze robić każdą z tych rzeczy, bo mieli już okazję szaleć razem w składach Spinal Cord i legendarnego Devilyn. Przed Wami płytowy debiut kapeli Jack Crusher, czyli starych wyjadaczy w nowych muzycznych szatach.
Zawierająca zaledwie 3 numery EP-ka „Salt in the Wound” jest niczym tytuł otwierającego ją kawałka – to granie stojące na zdecydowanie high-endowym poziomie, porywające do tańca kark i wwiercające się głęboko w metalheadowy umysł. Już pierwszy soczysty riff poprzedzony rytmiczną rozmową perkusyjnej stopy i bellów daje słuchaczowi jasno do zrozumienia, że ma do czynienia z doświadczonymi muzykami którzy wiedzą czego chcą oraz dlaczego grają. Ponad 15-letni scenowy i studyjny staż każdego z członków Jack Crushera robi swoje i we wszystkich kawałkach mamy do czynienia z doszlifowaną techniką oraz świetnym mirażem old-schoolowego stylu grania z nowoczesnym brzmieniem.
Nie uświadczymy tu co prawda morderczych blastów obecnych w twórczości Devilyn czy thrashowego prowadzenia gitar znanych ze Spinal Cord, ale za to szansę potrzepać głową do cholernie ciężkiego i wpadającego w ucho groove’u. Perkusja Mateusza 'Matiego’ Kobosa jest oszczędna i skupia się bardziej na efektownych spowolnieniach (’Salt in the Wound’) i zatrzymaniach (po prostu epicko w 'High End’!) niż na częstotliwościowym przesadyzmie. Podobnie sprawa ma się z gitarami Krystiana 'Dina’ Wojdasa i Łukasza 'Bony’ego’ Lubonia – króluje tutaj równy i rytmiczny riff a pojedynki na solówki zastąpiono wspólnymi harmoniami (’High End’). Bassman Mateusz 'Mateyco’ Bernardyn wiernie podąża za axe-manami podkreślając wygrywane przez nich frazy dzięki czemu muza jeszcze skuteczniej atakuje uszy. In plus wypadają również dyskretne wtrącenia klawiszowe Jacka Gruszki.
Jeżeli chodzi o wokal Michała 'Barney’a’ Bachrija to z sukcesem spina całość swoją gardłową i mocno naznaczoną hardkorowością barwą, miejscami podobnie jak instrumentaliści spuszczając z tonu (’Antagonism’) by ponownie ze zdwojoną siłą pobudzić do żywszego odbioru kawałków Crushera. I pomimo faktu, że teksty do najbardziej skomplikowanych i posiadających drugie dno nie należą, to są wręcz stworzone do wspólnego śpiewania z kotłującą się pod sceną publiką.
Jednak największą zaletą EP-ki jest jej brzmienie, które w rewelacyjny sposób łączy analogowy sound instrumentów ze sterylną głębią, która stała się wyznacznikiem współczesnych wydawnictw. Stopa nie łupie nadmiernym basem, góra wioseł nie rzęzi i nie kaleczy uszu, bas przyjemnie mruczy, a wokal choć świetnie słyszalny to nie zagłuszający Jack’owego instrumentalium. Brawa i rogi do góry dla Jacka Gruszki za solidny miks! Krążek charakteryzuje się też bardzo wysokim poziomem repeat mode – bez wahania ponownie naciskamy przycisk „play” bądź zapętlamy mój ulubiony 'High End’.
Jedynym minusem tego wydawnictwa jest niedosyt jaki pozostawiają jedynie 3 utwory. Można by również zarzucić samemu materiałowi, że nie jest czymś rewolucyjnym i zaskakującym świeżością podejścia do ciężkiego grania, lecz moim zdaniem Jack nie byłby Crusherem gdyby z gitar basu i mikrofonu nie sypał się gęsty i groove’owy żużel w panterowych klimatach.
2. Salt in the Wound
3. Antagonism
Wyro(c)k
0-10 Sad But True
11-20 Bad Reputation
21-30 Wild Thing
31-40 Satisfaction
41-50 Another Brick in the Wall
51-60 Proud Mary
61-70 Highway to Hell
71-80 2 Minutes to Midnight
81-90 Ace of Spades
91-100 Master of Puppets
- Pierwsze wrażenie8
- Instrumentarium8
- Brzmienie9
- Repeat mode9