Impreza urodzinowa już za nami, więc pora napisać kilka słów podsumowania. 9 i 10 września 2016 roku z pewnością zapamiętamy na długo. Pomysł spotkania w Aleksandrowie Łódzkim podczas Summer Dying Loud okazał się trafionym w 100%. Z jednej strony jest to impreza na tyle kameralna, by spokojnie móc porozmawiać i cieszyć się muzyką, a z drugiej – poziom artystów należy określić jako światowy. Mam tu na myśli zarówno koncerty Grave, Sinister, Bömbers czy Jinjer, jak i występy naszych rodzimych zespołów ze Sweet Noise, Sunnatą i Antigamą na czele.
Najtrafniejszym określeniem line-upu SDL jest z pewnością „różnorodny”. Taki skład mieliśmy w tym roku, ale podobne rozwiązania stosowano także w latach ubiegłych. Tym sposobem w piątek pod sceną mogli bawić się fani punkowgo KSU, gotyckiego Closterkeller czy oldschoolowego Testera Gier. Dla każdego coś miłego! W moim odczuciu pierwszy dzień festu zdominowało zdecydowanie Sweet Noise. Odniosłem nawet wrażenie, iż występ był jeszcze bardziej udany niż ich wielki powrót na tegorocznym Jarocinie. Jeżeli z każdym show mają się tak rozkręcać, to już nie mogę się doczekać trasy klubowej i przyszłorocznych festiwali. Setlisa to zdecydowanie the best off: „Cisza” i „Godność” z debiutu, „9/1”, „Bruk” i tytułowe „Ghetto” z drugiego krążka, „W imię Boga” i „Będę Trwał” z „Końca Wieku” oraz 7 kompozycji z „Czasu Ludzi Cienia”. Zestawienie zamknęły 2 nowe utwory – „Czas Ludzi Słońca” oraz „Nie oddamy” zapowiadające nowy materiał. Bez wątpienia najlepiej wypadły utwory z początku XXI w. Takie utwory jak „N.U.E.R.H.A.” czy „Dzisiaj mnie kochasz, jutro nienawidzisz” fani śpiewali od pierwszego do ostatniego słowa. Glaca szalał na scenie z gołą klatą, a Magic trzymał w ryzach zespół – gitarzystów X, 2 perkusistów i zakapturzonego niczym Nazgûl basistę. Poza bardzo przeciętnymi nowymi utworami koncert należy zaliczyć do udanych, co z pewnością potwierdzi szalejący w tłumie redaktor RaV.
Równie intensywne przyjęcie dostał ukraiński Jinjer – ich mix metalcore’u i groove metalu okraszony damskim wokalem miał wielu zwolenników. Jestem przekonany, że po występie na SDLu kapela ma liczniejsze grono fanów w naszym kraju! Wokale Tatiany zabijały lato w Aleksandrowie niemal tak samo głośno jak przed rokiem wijąca się po scenie Wielebna z Obscure Sphinx. Abyście nie mieli wrażenia, iż nadto rozczulam się nad sdl-owymi artystami, słów kilka o rozczarowaniu koncertem Vidian napisać muszę. Zespół znamy już od jakiegoś czasu – recenzowaliśmy ich płytę, a najnowsze wydawnictwo oddajemy w Wasze ręce w konkursie razem z Arachnophobia Records. Oczekiwania wobec tego koncertu były zatem duże…lecz tematu nie udźwignął niestety wokalista zespołu. Faktem jest, iż to opinia nad wyraz obiektywna – spotkaliśmy się bowiem z określeniem, iż był to najciekawszy koncert pierwszego dnia. Co człowiek to opinia, więc Vidianowi z pewnością damy jeszcze w przyszłości koncertową szansę.
Na koncert Tuff Enuff nie udało mi się zdążyć, ale występ obejrzała koleżanka z redakcji:
Bałam się, trochę występu Tuff Enuff. Mają dwa oblicza, ja lubię tylko jedno z nich, a na koncercie zawsze są kłopoty z przewijaniem tego, co się nie podoba. Groove i ciężkie brzmienia przeplatają się u nich z rockowymi melodiami, co na głośnikach czy słuchawkach mnie szybko męczy. Może przejścia nie są aż tak kontrastowe, jak chociażby w grupie Frontside, ale nadal można dostać schizofrenii. Jeśli płyty Tuff Enuff Was nie przekonują – spróbujcie koncertu, scena ich kocha. W wersji live wszystko brzmi brudniej, ciężej i w moim guście – smaczniej. Nie wiem czy to klimat festu, czy genialne nagłośnienie, a może zwyczajna sympatia do chłopaków, którzy mimo małej frekwencji pod sceną byli w swoim żywiole, ale nawet „Suicidal Girl” wyszła naprawdę porządnie. Tytuł „Najsilniejszego Momentu Koncertu” w moich uszach otrzymuje numer „I’m a Man”. Smaczki takie jak perkusyjny popis zakończony gwizdem gitary, na żywo zaskoczyły mnie swoją wyrazistością. Ortodoksyjni fani grupy pewnie się nie zgodzą, ale wokal Tomka Zdebika kupuję bardziej niż Rafała Tarachy, chociaż żałuję, że nie dane mi było porównać ich możliwości na scenie. Tylko Ziuta, chłopaku… wodzirejem to Ty nie będziesz. Masz kawał gardła, nie marnuj go na bezsensowne bluzgi między kawałkami, tylko drzyj japę, bo Ci to świetnie wychodzi. A wyrazisty już jesteś, bez zgrywania super luzaka.
Choinek
Drugi dzień Summer Dying Loud był skierowany do bardziej sprecyzowanego odbiorcy. Miejsce poszukujących różnych brzmień fanów zajęli metalowcy z krwi i kości. Z każdą godziną widać było kolejne grupy przybywające na koncert Grave i Sinister. Ja zacząłem drugi dzień dużo wcześniej. Na teren imprezy dotarłem pod koniec koncertu Sun Dance, którego stonerowe brzmienie zachęciło mnie to zakupu ich płyty. Następnie na scenie zameldował się drugi z krakowskich reprezentantów – tym razem gotycki. Nie mam pojęcia czym kierują się w życiu fani oraz muzycy kochający ten gatunek muzyki. Wiem jednak, że jest mi do nich bardzo daleko i lepiej będzie jeśli opowieści o moich odczuciach po koncercie Nonamen zwyczajnie pominę.
Niniejsza relacja wiele na tym szybkim przeskoku nie straci, gdyż od tej pory na scenie było już tylko lepiej i lepiej. Najpierw na scenę wpadli niczym błyskawica poznańscy thrasherzy z Thermita! Trzeba przyznać, że mocno przygwiazdorzyli przyjeżdżając niedługo przed występem, a następnie sprzedając kilka płyt, rozdając autografy i uciekając z powrotem do swojego miasta, zostawiwszy kanapki przygotowane przez organizatorów! Ważne, że na scenie wszystko się zgadzało – set mieli krótki, więc wcale się nie opieprzali. Nie zabrakło piosenek o miłości do zombie czy o nocnych kierowcach. Gdyby Jendras nie wyszedł na scenę w spodenkach od pidżamy, to nie miałbym się do czego przyczepić.
W pidżamie, bez czy też w stroju borsuka azjatyckiego, ThermiT zamiótł! Możecie wierzyć lub nie, ale 30 minut koncertu ThermiTa to był mój najbardziej wyczekiwany występ na SDL. Niby chłopaki ciągle gdzieś grają, a mijamy się jak Macierewicz z rzeczywistością. A te 30 minut, cóż… Perfect Plan wykonany w 100%. Wraz z kolejnymi dźwiękami przybywało ludzi pod sceną, a ci którzy jeszcze chwilę temu zastanawiali się: „Co to do cholery jest ten ThermiT?” darli ryje i wyciągali w górę zaciśnięte pięści. I chyba w tej kategorii należy mierzyć siłę zespołu. Swoją publikę i wiernych fanów łatwo zadowolić, a poznaniacy kupują kolejnych ludzi pod sceną z szybkością automatu. Chciałabym wymienić jakieś słabsze i lepsze momenty występu, ale się nie da. ThermiT robi jeden wielki constans rozpieprz pod hasłem „pełna profeska”, której wiele polskich „legend” powinno się od nich uczyć. A jeśli ktoś czuje niedosyt, taki jak ja – obczajcie w naszym kalendarzu trasę chłopaków z kapelą Exlibris. Ja już odliczam do kolejnego spotkania i cytując Trzeszcza: „zapraszam do wspólnego napierdalania” pod sceną!
Choinek
https://www.youtube.com/watch?v=g5IQ3zmBHeY
Następnie Poznań na scenie zastąpiła Warszawa – SDLową publikę zaszczycili swoją obecnością dżentelmeni z Sunnaty. Było to moje trzecie starcie z nimi i już nie mogę się doczekać następnego (gdy będą otwierać koncerty Obscure Sphinx). Ich występ to prawdziwy majstersztyk doomowo-progresywnego gruz metalu! Szkoda, że grali tak wcześnie, wszak pod osłoną nocy zadymiona przez nich scena robiłaby jeszcze większe wrażenie! Pora dnia nie miała natomiast wpływu na występ Antigamy. Tych popaprańców trudno słucha się z płyty, ale na koncercie są zjawiskiem, wobec którego nikt nie przejdzie obojętnie! Mr Pawulon jest absolutnym mistrzem perkusji – przez większość koncertu przyglądałem mu się z boku sceny i zbierałem szczękę z podłogi.
Po solidnych strzałach z Polski przyszła pora na zagraniczne trio: Grave, Sinister i Bömbers. Wobec ostatnich mieliśmy tylko jedną obawę – oby Abbath z Tribute to Motörhead nie zrobił kabaretu. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca i fani Lemmiego byli w 7 niebie. Ja do nich nie należę, więc chętnie oddam głos kolegom.
Byłem pozytywnie zaskoczony występem Acid Drinkers na festiwalu w Jarocinie, podczas którego Titus i spółka zagrali koncert pod szyldem „Tribute to Lemmy”. Polscy metalowcy dopasowali kawałki Motörhead do swojego charakterystycznego stylu, dodając im nieco ciężaru i szybkości, co poskutkowało świetnym i godnym wydania na DVD show. W związku z tym byłem bardzo pozytywnie nastawiony przed Bömbers, którzy z założenia są cover bandem zespołu Lemmy’ego.
Przed Summer Dying Loud, przeglądając z ciekawości grupy z rozpiski festiwalu, których nie dane mi było jeszcze usłyszeć, trafiłem na Bömbers. Ku mojemu zdziwieniu okazał się to zespół Abbatha, black metalowej legendy z Immortal, który najwidoczniej, będąc wielkim fanem Lemmy’ego, założył cover band Motörhead. Jak wygląda to na żywo? Na pewno nieprzesadzone będzie, jeśli powiem, że duża część publiczności podczas występu Bömbers musiała się czuć jak na koncercie Motörhead. Wszystko za sprawą Abbatha, który porusza się, przyjmuje pozy i wygląda (nie licząc znacznie większej wagi) jak Lemmy. To jednak nic – założyciel Immortal śpiewa, a raczej charczy do mikrofonu zupełnie jak stary i kochany przez wszystkich Kilmister. Pojawiając się na scenie w kapeluszu, czarnej koszuli i wysokich butach, a w rękach trzymając papierosa i whiskey można było odnieść wrażenie, że legendarny Lemmy, a przynajmniej jego duch, wciąż żyje.
Bömbers wiernie odegrali 15 kawałków z dorobku Motörhead, nie pomijając przy tym największych hitów, które wydał na świat Kilmister. Było więc „Iron Fist”, znakomite „Killed by Death”, coverowane przez Metallikę „Damage Case”, a na koniec klasyczne „Ace of Spades” i nie chcące się skończyć „Overkill”. Fanom Motörhead, którzy nigdy nie mieli okazji zobaczyć Lemmy’ego na żywo na pewno zakręciła się łezka w oku, bo Abbath i spółka postarali się o odpowiedni nastrój, dynamikę i klimat koncertu, czyli idealne połączenie rock’n’rolla, alkoholu i papierosów!
RaV
Po koncercie ekipy Abbatha zostały już tylko 3 strzały. Najpierw Sinister – ewidentnie dla fanów starej szkoły death metalu. Do gustu nam nie przypadł, ale starszy kolega i nasz fotograf w jednej osobie, chodził ucieszony. A skoro Łukaszowi się podobało, to my narzekać nie będziemy! Po Holendrach na deskach Summer Dying Loud zameldowali się Szwedzi z Grave. Tutaj już nudy nie było – więcej zmian tempa i dużo, dużo więcej grooooove! Ważne też, że i zespół wrócił z Polski zadowolony!
Festiwal zakończył koncert blackowców (a nie postmetalowców jak wyczytałem w jednej z relacji) z krakowskiego składu Mord’A’Stigmata. Pamiętam ich występ jako support Behemotha w 2014 roku. Totalnie mnie wtedy nie przekonali, ale w Aleksandrowie sprawdzili się w roli zamykacza idealnie. Może wpływ na to miały na 2 nowe utwory zapowiadające płytę, a może udzielił mi się urodzinowy klimat… Nie jest to najistotniejsze, najważniejsze było udane zakończenie Summer Dying Loud 2016 oraz VIII urodzin DeathMagnetic.pl!
Nie będę ukrywał, że zdecydowanie większym zainteresowaniem w moich oczach cieszył się dzień drugi festiwalu. Czasy gimnazjum mam już dawno za sobą, więc i reaktywowane Sweet Noise z łysą Glacą nie wzbudzało we mnie entuzjastycznych emocji, które sprawiłyby, że w podskokach skierowałbym się w stronę sceny, by na zmianę krzyczeć „Je*ać system” i „Peace and love”. Z tego też powodu więcej uwagi poświęciłem zespołom grającym podczas drugiego dnia festiwalu, a dodać warto, że skład był rzeczywiście przedni.
Jednak zanim na dobre zabawa się zaczęła, otwierający zespół Stygmath z Łodzi popisał się (a raczej nie popisał się) mało koleżeńskim podejściem, bez wcześniejszych ustaleń grając dłużej i dodając utwory na bis. Doprowadziło to do tego, że organizatorzy w celu uniknięcia obsuwy, wpuścili na scenę grających po nich Sun Dance praktycznie bez odsłuchu. Możecie mnie wziąć za gbura czepiającego się szczegółów, ale mam nadzieję, że mówię to nie tylko w swoim imieniu, ale również muzyków, którzy nie powinni zapominać, że grając z innymi, powinno się również szanować ich czas i publiczność, która liczy na jak najlepsze występy. Krakowski Sun Dance nie był dla mnie żadną nowością. Miałem okazję usłyszeć ich już nie raz w kompletnie skrajnych warunkach. I być może nie mają za sobą wieloletniego doświadczenia scenicznego, szczególnie jeśli chodzi o festiwale, ale nawet w niesprzyjających warunkach są w stanie dać z siebie wszystko i stanąć na wysokości zadania.
Organizatorom pomimo gatunkowego rozstrzału udało się drugiego dnia ściągnąć do Aleksandrowa Łódzkiego zespoły z profesjonalistami na pokładzie. Zarówno Sunnata, jak i Anigama były strzałami w dziesiątkę. Występujące jeden po drugim i grające zupełnie różną muzykę prezentowały sobą coś, co nawet laicy wystrzegający się na co dzień sludge i psychodelii, czy grindcore’u i death metalu, byli w stanie docenić. Trudno mi jest wymienić konkretne składowe, ponieważ każdy w ich muzyce może znaleźć coś dla siebie. Występujący po nich Sinister i Grave to bez zaskoczenia, kompletne petardy. Mimo to lepiej zapamiętam koncert Grave, którzy zabrzmieli bardziej naturalnie, organicznie i bez werbla Sinister będącego paskudną reinkarnacją brzmienia „St. Anger”.
Jeśli organizatorzy Summer Dying Loud za rok staną ponownie na wysokości zadania i ściągną do Aleksandrowa równie mocny skład w tym roku, to zobaczycie mnie tam na pewno na IX już urodzinach DeathMagnetic.pl.
Michał Smoll
Na zakończenie kilka słów chciałbym poświęcić na opis festiwalu „od kuchni”. Byłem na nim już kolejny raz i kolejny raz wracam z wielką wiarą w muzykę oraz w ludzi. SDL to festiwal mały, ale rozkręcający się z roku na rok. Bardzo miło było usłyszeć od osób, które zawitały tam pierwszy raz, że to naprawdę zajebista impreza. Taką opinią podzielił się Mintaj z Left Hand Sounds, potwierdzili ją nasi nowi przyjaciele z MetalRoute.pl, a także inni znajomi i nowo poznani koledzy. Mam nadzieję, że edycja 2017 będzie o jeszcze jeden krok do przodu lepsza. Doskonale pamiętam koncert Riverside na SDLu 2014. Zdaje się, że równie dobrze wspomina go perkusista zespołu, który w sobotę przechadzał się po terenie festiwalu. O randze imprezy świadczy także obecność jednego z deathmetalowych guru w naszym kraju – Anz_hell_mo z antyradiowej Rzeźni.
Na koniec pozostaje mi życzyć sobie oraz redakcji DeathMagnetic.pl tak udanych urodzin jak w tym roku. Mamy nadzieję, że we wrześniu 2017 spotkamy się w jeszcze liczniejszym gronie, a lato umrze jeszcze głośniej! Pamiętajcie – support the underground! Always look on the bright side of DeathMagnetic.pl!