Wreszcie doczekaliśmy się premiery kinowej koncertu Metalliki S&M2. Wersja fizyczna albumu ukaże się dopiero w lutym, więc do tej pory będziemy musieli żyć wspomnieniami tego jednorazowego pokazu. A jest co wspominać i na co czekać.
Koncerty z orkiestrą symfoniczną odbyły się tuż po zakończeniu europejskiej trasy koncertowej, 6 i 8 września, w nowo otwartej hali Chase Center w San Francisco. Zespołowi towarzyszyła orkiestra San Francisco Symphony, a występy były okazją do uczczenia 20. rocznicy pierwszego koncertu S&M w 1999 roku. Wtedy Metallikę wspierała orkiestra pod batutą Michaela Kamena, który zmarł w 2003 roku. Jego aranże wybrzmiały także po dwóch dekadach, ponieważ część utworów została powtórzona.
Zanim jednak rozpoczął się koncert, na ekranie zostało zaprezentowane wprowadzenie w postaci prezentacji fundacji All Within My Hands założonej przez Metallikę. Fundacja znana jest z przekazywania znaczących kwot na lokalne organizacje dobroczynne przed każdym koncertem zespołu – w Warszawie było to 200 tysięcy złotych na Warszawskie Hospicjum dla Dzieci. Jak się okazuje, muzycy dzielą się swoimi dochodami nie tylko w ten sposób, ale także fundują stypendia dla ludzi chcących odnaleźć swoje miejsce w społeczeństwie i nauczyć się wybranego zawodu. Po tych paru minutach James, Lars, Kirk i Rob wypowiedzieli się jeszcze na temat tego, co znaczy dla nich wydarzenie spod znaku S&M2 jeszcze bardziej budując napięcie.
W końcu doczekaliśmy się pierwszych dźwięków ‘The Ecstasy of Gold’. Intro wykonane przez orkiestrę, tak jak 20 lat temu przeszło w ‘The Call of Ktulu’. Niestety, przynajmniej w moim kinie, od razu dał o sobie znać słaby dźwięk, który nie pozwolił w pełni cieszyć się koncertem, w tym chociażby wspaniałą partią basu Cliffa Burtona, którą Rob Trujillo odtworzył w tym utworze. Po ‘Ktulu’, zamiast ‘Master of Puppets’, wybrzmiał ‘For Whom the Bell Tolls’, a po nim ‘The Day That Never Comes’, w którym pojawiło się więcej przestrzeni dla orkiestry. W ‘The Memory Remains’ popis jak zwykle dała publiczność, która otaczała zespół oraz orkiestrę, ponieważ scena w hali została umieszczona centralnie – tak jak chociażby na koncercie w Krakowie rok temu. Wydaje mi się, że przez to koncert był jeszcze większym wyzwaniem, jednak widać było, że muzycy Metalliki czuli się w tej konfiguracji bardzo dobrze. Choć z pewnością w te dni towarzyszył im duży stres, to jednocześnie byli w bardzo dobrych humorach – czasem nawet schodzili do publiczności, która nie była odgrodzona żadnymi barierkami. Zbić piątkę z Robem podczas takiego wydarzenia to na pewno bezcenne uczucie!
Po ‘The Memory Remains’ przyszła kolej na dwa utwory z „Hardwired… To Self-Destruct”. ‘Confusion’ wypadł trochę bezbarwnie, natomiast ‘Moth Into Flame’ lepiej, ale jest to po prostu lepsza kompozycja. Punktem kulminacyjnym pierwszej części było ‘The Outlaw Torn’, który pojawił się w setliście tak jak 20 lat wcześniej. Ta epicka kompozycja była testowana na ostatnim koncercie europejskiej trasy w Mannheim, więc można było się spodziewać, że zagości także na S&M2. James i spółka nie zapomnieli także o ‘No Leaf Clover’. Pierwszą część wieczoru trwającą ponad godzinę zakończyło ‘Halo on Fire’.
W drugiej części, po przemowach Larsa Ulricha i dyrektora orkiestry Michaela Tilsona Thomasa, nie obyło się bez niespodzianek. Choć oczywiście większość z nas znała już setlistę przed pokazem kinowym, to słuchacze musieli być nie lada zaskoczeni tym, co zostało dla nich przygotowane. Po wstępie w postaci ‘Scynthian Suite Op. 20, Second Movement’ do wykonania kolejnej kompozycji klasycznej, ‘Iron Fodry’, została już zaangażowana Metallica. Wypadło to bardzo ciekawie, choć tu znowu trzeba zaczekać na lepszą jakość, żeby w pełni cieszyć się połączeniem muzyki klasycznej i metalowych riffów. Podczas kolejnego utworu James został sam na scenie i w towarzyszeniu orkiestry zaśpiewał ‘The Unforgiven III’. Myślę, że dla niego był to równie wyjątkowy moment wieczoru, jak i dla widzów. Następnie zespół chwycił za instrumenty akustyczne i zagrał ‘All Within My Hands’ w wersji znanej chociażby z All Within My Hands Benefit Concert. Towarzyszył im w tym wykonaniu zaprzyjaźniony muzyk z San Francisco, Avi Vinocur. To nie był jednak koniec niespodzianek, bo specjalną chwilą z pewnością było oddanie hołdu Cliffowi Burtonowi. Basista orkiestry, Scott Pingel, wykonał na elektrycznym kontrabasie solo ‘(Anesthesia) Pulling Teeth’. Tego dnia Cliff, gdziekolwiek jest, musiał być bardzo zadowolony. Koncert powoli zbliżał się do końca, więc po powrocie Metalliki na scenę i odegraniu ‘Wherever I May Roam’ pozostały już tylko stałe punkty programu – ‘One’, ‘Master of Puppets’, w którym James co ciekawe zaśpiewał pełen tekst, nie oddając głosu publiczności, ‘Nothing Else Matters’ oraz ‘Enter Sandman’ jak zwykle zakończone riffem ‘The Frayed Ends of Sanity’.
Prawie 2,5 godziny spędzone z Metalliką były oczywiście czymś wyjątkowym, jednak za każdym razem, gdy wybieram się do kina na koncert przekonuję się, że głośniki kinowe nie są stworzone do muzyki – tym bardziej o takim natężeniu i w której tak wiele się dzieje. Trzeba będzie zaczekać na wersję fizyczną, by w pełni cieszyć się tym koncertem i odkryć wszystkie brzmieniowe smaczki. Co do piosenek, które przedstawił zespół oczywiście można dyskutować i każdy będzie miał swoją subiektywną opinię. Według mnie zabrakło czegoś ze starszych płyt – może można było dorzucić jakąś ciekawostkę z „Kill’Em All” lub „…And Justice for All”? A może coś z okresu „Load”/”Reload”, np. ‘Low Man’s Lyric’? W każdym razie, dobór utworów, pomimo wielu niespodzianek w 100% mnie nie przekonał. Może w lepszych warunkach brzmieniowych z CD lub BluRay bardziej oswoję się z tym repertuarem i zmienię zdanie. Na razie pozostał lekki niedosyt.