Jeżeli Dave Grohl zapamiętał tak wiele szczegółów z pierwszej wizyty w Polsce, to trwający 2,5 godziny gig z 9 listopada 2015 roku będzie opowiadał wnukom, minuta po minucie. Od koncertu w Sopocie w 1996 roku minęło wiele lat, co wyostrzyło apetyty zarówno fanów, jak i muzyków Foo Fighters. Z takiego połączenia musiało zrodzić się coś niesamowitego.
Emocje towarzyszyły temu koncertowi już od momentu jego ogłoszenia i rozpoczęcia sprzedaży biletów. Choć finalnie nie rozeszły się wszystkie wejściówki, to trudno było doszukać się wolnych miejsc. Dodatkowo, polscy fani pochwalić się mogą zarówno dobrą frekwencją, jak i zaangażowaniem. Jeszcze przed gigiem zespół otrzymał od fanów prezent w postaci gry planszowej. Przy okazji odebrał też kilka nagród, w tym Fryderyka 2008 w Kategorii Najlepszy Album Zagraniczny za płytę „Echoes, Silence, Patience & Grace”. Z pewnością już wtedy Dave i jego przyjaciele pomyśleli „Długo nas tu nie było. Ciekawe czy jeszcze czymś nas tu zaskoczą…”.
O ile biało-czerwona kartoniada przy pierwszym w setliście ‘Everlong’ nie była pomysłem oryginalnym, to i tak wyglądała pięknie. Poza tym, okazała się ona wstępem do akcji podczas ‘Learn To Fly’, gdy kartki zmieniły się w samoloty i pofrunęły w kierunku sceny. Sytuacja ujęła ekipę FF, która szybko chwyciła po telefony by ją uwiecznić filmami i zdjęciami. Za serce szczególnie mocno chwyciła natomiast akcja z latarkami podczas utworu 'Big Me’.
To co robicie jest piękne. – powiedział krótko, lecz treściwie Dave.
Co jeszcze przygotowali polscy fani Foos? Według planu akcji pozostało jeszcze chóralne śpiewanie ‘My Hero’, ale w praktyce zdzierania gardeł było dużo więcej. Nie zabrakło klaskania z całych sił i skakania najwyżej jak się tylko da. Podczas najmocniejszego tego wieczoru ‘White Limo’ pojawiły się także zalążki pogo.
Stęsknionym fanom zespół oddał to, co potrafi robić najlepiej – szczere i emocjonujące rockowe show. Nie było fajerwerków a’la AC/DC czy pokazu laserów jak na metallikowym ‘One’. Foo Fighters wystarczy prosta scena, oświetlenie podążające za klimatem koncertu oraz 2,5 godziny, przez które wyciskali z siebie i publiczności ostatnie poty.
Podkreślę, iż niniejsza relacja napisana została przez fana ostatnich 2 płyt FF, mającego wątpliwości co do wokalnych umiejętności Grohla, który na koncertach wykrzykuje to, czego dośpiewać już nie może. Siedząc wygodnie w fotelu i oglądając DVD Foo Fighters można jednak dojść do mylnego wrażenia, że zespołowi brakuje czegoś na żywo.
W zderzeniu live, energia kapeli jest trudna do opisania słowami. Wobec soundu również trudno jest mieć zastrzeżenia. Dave Grohl w scenicznym amoku zostawia czasem gitarę, by zagrzać fanów do jeszcze intensywniejszej zabawy. Może być wtedy spokojnym, gdyż o każdy riff czy solówkę zadba spokojniejszy od niego na scenie, Chris Shiflett. Prawa ręka DG popisała się w Krakowie podczas perfekcyjnie wykonanego ‘Eruption’ z repertuaru Van Halen. W razie gdyby Shiflett dostałby od fana samolotem z papieru, albo zapatrzył się na piękną polską fankę, może liczyć na wsparcie Pata Smeara, gitarzystę z najdziwniejszym feelingiem scenicznym we wszechświecie. Były gitarzysta Nirvany ewidentnie nie spodziewał się aplauzu, jakim uraczyli go fani w Tauron Arenie – wynikać to może jedynie z jego skromności, wszak umiejętności gry na gitarze ma przecież niemałe. Mniej charakterny jest na scenie Nate Mendel, ale widocznie taka już jego „basowa” natura. Więcej energii i chęci do biegania po scenie z pewnością miał Rami Jaffie oraz Taylor Hawkins. Oni byli niestety uwiązani za swoimi instrumentami. Pierwszy z nich zapamiętany zostanie z pewnością dzięki partii akordeonu w ‘Skin and Bones’. Hawkins błysnął natomiast śpiewając niczym Freddie Mercury „eoooooooo”. Blond-bliźniak Grohla za perkusją sprawował się dobrze, a zaangażowana gra zaowocowała pękniętym talerzem.
Najtrudniejsze zadanie przypadło natomiast Grohlowi, którzy przez złamaną nogę został zmuszony do siedzenia. Zamiast biegać po wielkim podeście przez całą arenę, Dave siedział przykuty do zaprojektowanego przez siebie tronu. Przed koncertem w Krakowie obawiałem się głównie złamanej nogi, która trafiła nawet do nazwy trasy („Broken Leg Tour”). Obawy okazały się na szczęście bezzasadne, gdyż Dave emanował energią mimo to – od spokojnych ‘Big Me’ czy ‘Skin and Bones’, po szybsze ‘Pretender’ oraz ‘All My Life’. Stworzony specjalnie na trasę tron mało się nie rozleciał, a pulsująca w rytm muzyki zdrowa noga Grohla niemal wybiła dziurę w scenie. Jeśli zastanawiacie się nad fenomenem Foo Fighters, to odpowiadam – nie ma siły, która zatrzyma Mr. Dave’a Grohla przed graniem muzyki. Za jego szczerością i determinacją w realizacji marzeń idą tłumy – od muzyków i ekipy technicznej począwszy, a na tysiącach fanów skończywszy. Oddzielny akapit poświęcić można na grohlową konferansjerkę. Czytając kilka relacji czy komentarzy na facebooku, zauważyłem, iż każdy w opowieściach DG znalazł coś dla siebie. Redaktora Dunaja ujęła dedykacja 'Big Me’ dla ekipy technicznej, Artur Rawicz z cgm.pl podkreślił wdzięczność DG za tak długie oczekiwanie na zespół, a Kasia Gawęska rozpoczęła swoją relację od słów Dave’a „Jestem głupim dupkiem”. Mnie natomiast urzekło, że Foo Fighters po prostu wychodzą na scenę i grają swoje piosenki. Choć w większości przypadków, są to stadionowe hymny, to w ich wykonaniu nie ma ani grama patosu. Zastanawiam się, czy większym talentem jest umiejętności wymyślania tak urzekających melodii, czy może tak szczere i urzekające ich wykonywanie. Nie ulega wątpliwości, iż usłyszawszy jedynie 5 utworów z moich 2 ulubionych płyt, nie mogę powiedzieć że jestem rozczarowany choć w jednym procencie. Każda płyta i każdy utwór to opowieść Dave’a Grohla, której wysłuchacie z przyjemnością. Nawet jeśli teraz zasłuchujecie się w 'Arlandria’ czy 'Walk’, to nie uwierzę, że na koncercie nie rozgrzeje Was 'This Is a Call’ czy trwające blisko 10 minut, wieńczące koncert 'Best of You’. W chwili obecnej nie pozostaje nic innego, jak czekać na kolejny gig Foo Fighters w Polsce. Oby oczekiwania nie trwały 19 lat… choć z drugiej strony taka sytuacja też mogłaby być ciekawa. Stęskniony zespół i wyczekujący go fani – to mógłby być najbardziej magiczny wieczór dla kilkunastu tysięcy, a może kilkudziesięciu tysięcy fanów. Każdy z Was powinien tam być, a ja będę na pewno. Do zobaczenia!
#natemendel #taylorhawkins #pakato #patsmear #polandlovesfoofighters #fooracers #davegrohl #boardgame #crazypolishfans #cracow #tauronarena #sonymusicpoland #chrisshiflett #ramijaffee #theramilama THANK YOU FOR THE BEST DAY OF OUR LIVES <3 Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika @foofighterscrewpoland