Zaledwie półtorej roku temu pokazali swoje dwie twarze. Tę bardziej dostojną w postaci łabędzia i agresywną oraz władczą jak lew. Teraz wracają w nowej odsłonie, aby jeszcze mocniej podkreślić swoją pozycję na rynku muzycznym. Czy dzięki „Exit: A Good Day To Die” Cochise ma szansę zaistnieć w świadomości większej grupy słuchaczy?
Nowy krążek to 11 starannie wyselekcjonowanych utworów. Znajdziemy tutaj niemal wszystko: kawałki po polsku, angielsku, ballady, cover, grunge’owy ciężar i rockową energię. Ta mieszanka tworzy zgrabną całość, zaskakując słuchacza i sprawiając, że chce się zanurzyć w świat przedstawiony przez Cochise.
Od początku jesteśmy atakowani szorstkimi riffami, przywodzącymi na myśl słynne „Kill’em All”. W połączeniu z nieparlamentarnym tekstem „Bad Animal” jest świetnym otwieraczem, który opowiada o zbrodniach przeciwko Indianom. Jest to temat, który dość często powraca w twórczości zespołu, lecz tym razem intryguje warstwa instrumentalna. Sekcja rytmiczna pędzi niczym w heavy metalowej galopadzie, a gitary nie odstępują swoim ostrym brzmieniem.
Pierwsza część płyty to Cochise pełne energii, silnego przekazu, wzmocnionego kompozycjami, w których główną rolę odgrywają ciężkie riffy. Nie brakuje grunge’owego brudu, hard rockowych schematów i prostych, chwytliwych linii wokalnych. Bardzo dobrze spisuje się Paweł Małaszyński, który z albumu na album brzmi pewniej i udowadnia, że jest w stanie wykrzesać z siebie jeszcze więcej, urozmaicając repertuar.
Jednym z najważniejszych punktów na „Exit: A Good Day To Die” jest utwór „Pustki”. Współpraca gitary prowadzącej z basową jest niezwykle przyjemna dla ucha, a szepczący wokal dodaje klimatu tajemniczości i niepewności. W niespełna czterech minutach dostajemy to, co w szeroko pojętym rocku cenimy najbardziej. Ciężkie riffy, chwytliwe teksty, gitarowe popisy i perkusyjne ozdobniki.
Nowy album Cochise to także wyjście nieco poza formy, które znaliśmy z poprzednich wydawnictw. Warto wspomnieć między innymi o rock ‘n’ rollowym „Superstar”, pełnym bluesowych i charakterystycznych dla muzyki country zagrywek „Ring o’ Roses”, czy też zamykającym album utworze „Oceany”, który przypomina poezję śpiewaną. Pozytywnym zaskoczeniem jest również cover „The Weeping Song” z repertuaru Nicka Cave’a. Interpretacja polskiego zespołu wzbogacona zaczerpnięciem z hitu Pink Floyd sprawia, że odbieramy ten utwór całkiem inaczej.
„Exit: A Good Day To Die” to album, w który słuchacz musi wsiąknąć. Pierwsze wrażenie może być nieco mylące i krzywdzące dla Cochise. Jednak każdy kolejny odsłuch zaskakuje nas czymś nowym, odkrywa kolejne smaczki i aspekty tego wydawnictwa. Wydawnictwa, które absolutnie nie jest rewolucją na polskim rynku muzycznym, ale stanowi kawał solidnego grania i ważnego przekazu, który powinien trafić w gusta szerokiego grona odbiorców.
Cochise – skład:
Paweł Małaszyński – wokal
Wojtek Napora – gitara
Radek Jasiński – bas
Adam ‘Argon’ Galewski – perkusja
Tracklista:
1. Bad Animal/s
2. Last Ride
3. Angel Dust
4. The Weeping Song (Nick Cave cover)
5. Pustki
6. Karzeł
7. W Pomroczach
8. Superstar
9. Ring O’Roses
10. Space Of Love
11. Oceany
Wyro(c)k
0-10 Sad But True
11-20 Bad Reputation
21-30 Wild Thing
31-40 Satisfaction
41-50 Another Brick in the Wall
51-60 Proud Mary
61-70 Highway to Hell
71-80 2 Minutes to Midnight
81-90 Ace of Spades
91-100 Master of Puppets
- PIERWSZE WRAŻENIE7
- INSTRUMENTARIUM8
- WOKAL8
- BRZMIENIE7
- REPEAT MODE8