Primera División, Julio Iglesias i jego syn, Enrique, flamenco, corrida, sjesta, słońce i wino – oto niektóre rzeczy, które mogą kojarzyć się z Hiszpanią i które błyskawicznie przyjdą człowiekowi do głowy, kiedy zostanie zapytany o to, co wie o tym kraju. Gdyby jednak zapytać fana metalu, czy zna jakieś kapele stamtąd, to pewnie chwilę zajęłoby mu zastanowienie się nad odpowiedzią. Prawdopodobnie nie byłaby ona podana w tempie ekspresowym.
Przyznam się, że w moim przypadku zapewne by tak było. Jasne, że jest tam Mägo de Oz, Barón Rojo, Vhäldemar, Avulsed, Sönambula i wiele innych grup niemniej hiszpańska scena leży jakoś na uboczu i zazwyczaj fani złaknieni ciężkich dźwięków kierują się w pierwszej kolejności w inne rejony świata w poszukiwaniu muzycznych nowinek, lecz nie oznacza to, że nie ma tam interesujących zespołów.
Piszę o Hiszpani dlatego, że jakiś czas temu dotarła do mnie promówka pochodzącej z Saragossy formacji Calyx, która 17 maja w barwach Iron Bonehead wypuściła swój debiutancki album. Moją ciekawość podkręcił fakt, że będę miał do czynienia z black metalem, a znając wydawnictwa Iron Bonehead, wiedziałem, że jeśli nawet ten krążek nie będzie bardzo dobry, to będzie chociaż na przyzwoitym poziomie. Zatem zabrałem się za odsłuchanie go, żeby sprawdzić moje przypuszczenia.
Calyx hołduje starej szkole grania. Kłaniają się lata 80. i pierwsza połowa 90., więc ich długograj jest osadzony w stylistyce, która jest już dobrze znana i przez wielu muzyków i formacji praktykowana. Ta płyta brzmi tak, jakby wczesny Emperor, Darkthrone i Dissection spotkali się ze starszymi wygami pokroju Celtic Frost, Tormentor, Bathory i Venom jakieś ćwierćwiecze temu i coś razem wykombinowali. Dodatkowo niespodziewanie dołączyli do nich chłopaki z Sodom i Destruction, żeby dorzucić coś od siebie. Z tej kolaboracji wyszłoby prawdopodobnie coś zbliżonego do „Vientos Arcaicos”.
Ten album to właśnie taki black metal sprzed lat okraszony starym i chamskim thrash metalem jednak dobrze zagrany i brzmiący. Kiedy skończyło się intro i wszedł ‘La Venganza De Las Brujas’, nie miałem złudzeń, co mnie będzie dalej czekać. Black metalowe łojenie połączone z thrashowym grzańskiem sprawdziło się nadzwyczaj dobrze. A już taki ‘Asedio Infernal’ to z premedytacją przywołane lata 80. Calyx potrafi też nieco zwolnić i zagrać dość ciężko jak np. w ‘La Sima’ czy pokusić się o więcej melodyjności jak w ‘Loarre’. Zespół obył się przy okazji bez klawiszy, czystych wokali czy rozciągniętych do przesady akustycznych fragmentów, które miałyby służyć jako tło dla wzdychań do księżyca i pogrążonych w mroku lasów. Zamiast tego jest typowo metalowe instrumentarium, a wokal wypluwa bluźniercze teksty. I tak ma być, bo to nie jest muza dla grzecznych chłopców i dziewczynek, która ma zawojować listy przebojów. Ona ma trafić do zupełnie innego grona odbiorców.
Calyx na „Vientos Arcaicos” nie odkrywa nowych lądów i nie szuka rozwiązań w innych gatunkach muzycznych. Ten materiał to świadome podążanie za własnymi inspiracjami i temu, co w sercu gra. Najważniejsze, że jest szczere. Hiszpania zyskała ciekawego reprezentanta metalowej sceny, który od sześciu lat podąża własną drogą. Posłuchajcie debiutu kwartetu, jeśli uwielbiacie black i thrash, jaki grało się kilka dekad temu.
2. La Venganza De Las Brujas
3. Asedio Infernal
4. La Sima
5. Bajo El Firmamento Nocturno
6. Vientos Arcaicos
7. Bosque Muerto
8. Loarre
Wyro(c)k
0-10 Sad But True
11-20 Bad Reputation
21-30 Wild Thing
31-40 Satisfaction
41-50 Another Brick in the Wall
51-60 Proud Mary
61-70 Highway to Hell
71-80 2 Minutes to Midnight
81-90 Ace of Spades
91-100 Master of Puppets
- PIERWSZE WRAŻENIE7.5
- INSTRUMENTARIUM8
- WOKAL8
- BRZMIENIE8
- REPEAT MODE8.5