Pochodzący z Niemiec Witching Hour istnieje od 2006 roku i w ciągu 12 lat wydał dwa albumy studyjne, a już niedługo, 21 grudnia, pojawi się trzecie nieślubne dziecko zrodzone w jednym celu – ma nieść maniakom ciężkiej muzy klasyczne metalowe dźwięki. I z tego zadania wywiąże się znakomicie, ale po kolei…
Dwie pierwsze płyty zespołu osadzone były w stylistyce brudnego, grobowego black/thrash metalu natomiast nowa propozycja to zwrot w kierunku bardziej heavy metalowych dźwięków. I o ile debiut oraz jego następca cechowały się raczej krótkim czasem trwania, ponad 30 minut, tak na najnowszym wydawnictwie uległo to zmianie – znajduje się na nim 6 utworów i ponad 43 minuty muzyki. Już to daje wskazówki odnośnie do tego, że nastąpiła ewolucja. Czy poszła ona we właściwym kierunku? Moim subiektywnym zdaniem tak się stało. Jaki jest więc nowy album Witching Hour?
Określiłbym go połączeniem wcześniejszych nagrań grupy z klasycznym metalem z naklejką NWOBHM. Wskazanie na wpływy wczesnego Iron Maiden czy Judas Priest są w przypadku twórczości Niemców uzasadnione. Nie można się oprzeć wrażeniu, że niektóre fragmenty czy utwory kojarzą się np. z debiutem Żelaznej Dziewicy lub „Killers” a styl basisty, jest nim Marco Justinger, jak i brzmienie jego instrumentu to praktycznie Harris w czystej postaci. Sporo melodii również nawiązuje do Maidenów. Wystarczy posłuchać czwartego kawałka – ‘Behold Those Distant Skies’. Brzmi on tak, jakby zagubił się podczas nagrywania „Killers”. Niemniej zaznaczę, że Witching Hour nie robi kompletnej zrzynki z ekipy Harrisa czy innych mistrzów. Wokal jest chropawy, rozwrzeszczany, brudny i chamski, co sprawia, że tych hymnów nie zanuci sobie uczestnik sopockiego festiwalu czy babcie podczas wspólnej modlitwy różańcowej – chyba że lubią taką muzę. Brzmienie też nie jest wypolerowane na błysk, co nie oznacza, że jest złe i należy zaliczyć to na plus. Dzięki niemu ta muzyka jest żywa i taka, jaka być powinna. Lata 80. kłaniają się nisko i do twórczości Witching Hour pasuje ono idealnie. Zespół gra przecież rasowy metal i nie jest jego celem robienie furory na imprezie z przytupem z gibającymi się osobnikami, którzy chcą tanich i przaśnych dźwięków. Ćwieki, mosh pit i headbanging – z tym współgra muzyka kolesi zza Odry. Z kolei innych bogów, czyli Judasów, słychać w ostatnim utworze ‘As I Walk Among Sepulchral Ruins’ – wskazałbym na wstęp i niektóre partie. Jednak nie należy traktować tego jako stuprocentowego wyznacznika; chodzi tutaj bardziej o pewien styl niż kopiowanie. I w tak przyjemnych okolicznościach kończy się słuchanie tych sześciu metalowych pieśni.
„…And Silent Grief Shadows The Passing Moon” skierowany jest do tych, którzy lubią Maiden, Priest, Venom, Raven czy Anvil. A że jest to muza retro? I co z tego? Nie każdy musi wynajdywać koła na nowo. Nie każdy też eksperyment czy „nowatorskie podejście” są strawne – czasami mogą wywoływać mdłości. To ja już wolę się dobrze przejechać na kole, które znam niż skorzystać z wynalazku, który jest kompletnie bezużyteczny – ot, taka metafora mi się nasunęła. Mnie osobiście taka muza pasuje, bo to moje klimaty i słuchanie nowego albumu Witching Hour stanowi dla mnie radochę. Rozwinięty został na nim styl z dwóch pierwszych krążków, lecz nie świadczy to o tym, że nasi zachodni sąsiedzi wymiękli. Nic z tych rzeczy. To metal jak się patrzy. Nazwa grupy też w końcu zobowiązuje – taki tytuł nosi klasyk Venom. Jeśli macie ochotę na kawał rzetelnego metalowego grania, to trzeci bękart Witching Hour jest dla was.
witching-hour-germany.bandcamp.com/
2. From Beyond They Came
3. Sorrow Blinds His Ghastly Eyes
4. Behold Those Distant Skies
5. The Fading Chime Of A Graveyard Bell
6. As I Walk Among Sepulchral Ruins
Wyro(c)k
0-10 Sad But True
11-20 Bad Reputation
21-30 Wild Thing
31-40 Satisfaction
41-50 Another Brick in the Wall
51-60 Proud Mary
61-70 Highway to Hell
71-80 2 Minutes to Midnight
81-90 Ace of Spades
91-100 Master of Puppets
- PIERWSZE WRAŻENIE10
- INSTRUMENTARIUM9
- WOKAL8.5
- BRZMIENIE9
- REPEAT MODE10