Fani sludge i stoner metalu nie mają ostatnio na co narzekać – poza sporą ilością albumów z tych gatunków pojawiających się regularnie na rynku również Down oraz Crowbar, dwie ikony tych nurtów, pokazały, w jakim momencie swoich karier właśnie się znajdują. Powstały według mnie dwie odtwórcze, standardowe płyty, krótko mówiąc nie takie, do jakich te zespoły zdążyły przyzwyczaić swoich fanów. Tym bardziej zmęczonym okiem patrzyłem na od dawna zapowiadany powrót Eyehategod. Grupy, która była jednym z filarów gatunku. Legendarnej formacji, której logo nieraz znajdowało się na piersi Phila Anselmo podczas koncertów Pantery. Po 14 latach niebytu zespołu byłem przekonany, że usłyszę album przekombinowany, nudny, zwyczajnie słaby. Kiedy jednak rozbrzmiały pierwsze riffy i krzyki Mike’a IX Williamsa zrozumiałem, jak bardzo się myliłem.
Ten krążek jest doskonały. Tak zwyczajnie i po prostu. Można byłoby w tym momencie zakończyć recenzję i namawiać jedynie do wrzucania nowej płyty Eyehategod do odtwarzacza, jednak mimo to albumowi należy się szersze omówienie oraz kilka uwag. Z pewnością nie jest to łatwa muzyka. „Metal na ogół nie jest prostym i przyjemnym gatunkiem” – mógłby ktoś powiedzieć. Ciężko jednak znaleźć drugi zespół, w którym każdy fragment muzycznej przestrzeni jest szczelnie wypełniany przez gitarowe sprzężenia i piski. Większość utworów ma dość nieregularną postać, a bez wielokrotnego przesłuchania krążka ciężko ocenić ostateczny kształt riffów i utrzymującej wszystko perkusji.
To, co może teoretycznie przemawiać na niekorzyść albumu to mimo wszystko jedynie pozory – najnowszy krążek Eyehategod od samego początku zaskakuje soczystym, tradycyjnym drivem. Mimo że dosłownie jeden utwór z całego albumu nie zaczyna się fałszywie brzmiącym sprzężeniem, to całość jest niezwykle dynamiczna i staroszkolna. Warto tutaj wyróżnić otwierający „Eyehategod” utwór 'Agitation! Propaganda!’, niezwykle melodyjne i 'Nobody Told Me’ czy rock and rollowe i kończące się perkusyjnym solo 'Worthless Rescue’. Kombinowanie muzyków na albumie „Eyehategod” mieści się w granicach dobrego smaku. Jedyne, co może odrzucić nieprzyzwyczajonych do takiego grania słuchaczy to, poza specyficznym stylem grania na gitarze, 7-minutowy, brudny i awangardowy kawałek 'Flags and Cities Bound’.
Wszystkie utwory brzmią tak, jakby były pisane w jednym i krótkim przedziale czasowym. Co za tym idzie, nie jest to po prostu zbiór tworzonych przez 14 lat nieobecności pomysłów. Muzyka jest spójna, brutalna i brudna. Warto zaznaczyć, że takie wrażenia nie są generowane tylko przez teksty – atmosferę przemocy, patologii czy zwyczajnie mówiąc syfu tworzy każdy poszczególny dźwięk. Przy okazji w produkcji i brzmieniu „Eyehategod” słychać znacznie więcej energii, a całość jest bardziej przejrzysta. Jest to świetna okazja dla wszystkich tych, których do tej pory Eyehategod odrzucał od zapoznania się ze swoim materiałem. Mimo zachowania pierwotnego charakteru grupy, ich obecne brzmienie jest zdecydowanie bardziej przystępne i mniej surowe.
Podsumowując, nie ma szczególnego sensu w wymienianiu i omawianiu każdego pojedynczego utworu zawartego na tym krążku. „Eyehategod” stanowi jedną, spójną i świetną całość, a rozkładanie jej na czynniki pierwsze w recenzji mogłoby się równać z opowiadaniem fabuły znakomitej książki czy filmu. Jest ponuro i nieczysto, ale przy okazji dynamicznie, niekiedy melodyjnie i rock and rollowo. Na albumie znajduje się cała masa dźwięków pozornie nieprzyjemnych, które jednak w połączeniu ze sobą tworzą wysokich lotów dzieło, do którego ani Down ani Crowbar nawet się nie zbliżyli. Frontmani obu formacji powinni znów ubrać koszulki z logiem Eyehategod i wziąć lekcje od najlepszych bo, o dziwo, to właśnie powracająca po 14 latach grupa z Nowego Orleanu wysunęła się na prowadzenie i najprawdopodobniej długo tam zostanie.
Tracklista:
1. Agitation! Propaganda!
2. Trying to Crack the Hard Dollar
3. Parish Motel Sickness
4. Quitter’s Offensive
5. Nobody Told Me
6. Worthless Rescue
7. Framed to the Wall
8. Robitussin and Rejection
9. Flags and Cities Bound
10. Medicine Noose
11. The Age of Bootcamp
Ocena: 9/10
Bartosz Pietrzak