Metallica podzieliła się ze swoimi fanami kompletnym wywiadem z okazji włączenia albumu „Master of Puppets” do Narodowego Rejestru Nagrań Biblioteki Kongresu. O wydarzeniu tym pisaliśmy w tym poście. Poniżej czeka na Was druga część wywiadu z Larsem. Pierwszą część znajdziecie pod tym linkiem.
Rozmowę przeprowadzono 27 Maja 2016 r.
Metallica znana jest z niewiarygodnych koncertów. Czy podczas nagrywania myśleliście kiedykolwiek „Jak będzie to brzmiało na żywo?”
Czasami się zdarza. Ale kiedy takie myślenie się pojawia, od razu je odrzucamy! To są dwa różne elementy i dwa różne procesy. Naszym celem w studio jest zawsze stworzenie jak najlepszego nagrania. Było to szczególnie widoczne w tamtych czasach, może nawet bardziej niż teraz.
W czasach „Master of Puppets” byliśmy zakochani w możliwościach dogrywania partii i w tym wszystkim, co mogliśmy zrobić w studio. To wszystko było dla nas nowe, technologia, sprzęt… takie intrygujące, przekształcające się. Ciągle pojawiało się coś nowego. To był modus operandi [łac. sposób działania] rockowych albumów: jak brzmi, jaka jest produkcja, czystość dźwięku, co z separacją instrumentów…
Wiesz, ideologie się zmieniają. Teraz mówimy „kapela garażowa”, ale to tylko część układanki. W tamtym czasie miała miejsce ewolucja i ludzie brali to na serio.
Płyta, nad którą teraz pracujemy, skupia się na zachowaniu odpowiedniego nastroju, brzmieniu surowym, pozbawionym zbędnych efektów przy produkcji. Jednak w tamtych czasach panowała inna atmosfera i było nam z tym dobrze. Byliśmy podekscytowani wieloma ścieżkami i innymi gadżetami.
Wyprodukowaliście album z Flemmingiem Rasmussenem, co wniósł on do całego procesu?
Przede wszystkim, ma świetny słuch. Niesamowite ucho do timingu, tuningu.. wszystkich rzeczy, z którymi dotąd się nie spotkaliśmy. Nigdy nie byliśmy choćby w pobliżu osoby z takim uchem do detali.
Przyniósł nam równowagę pomiędzy byciem luźnym, zabawnym i zachęcającym, a przy tym surowym i przykuwającym uwagę do szczegółów i rezultatu. Pozwolił nam na bycie sobą i pozwolił po prostu grać. Ale jednocześnie nalegał, byśmy kończyli to, co zaczęliśmy na najbardziej intensywnym poziomie, jaki był możliwy.
Najlepszą rzeczą jaka może spotkać cię w relacji z producentem to zaufanie. To jest najważniejsze. Jeżeli wypracowaliście zaufanie, ty, jako artysta, czujesz się swobodnie. Jesteś bezpieczny, możesz przejąć kontrolę i o nic się nie martwić. Wiedzieliśmy, że z Flemmingiem jesteśmy bezpieczni.
Czy nadal gracie wszystkie kawałki z „Master of Puppets” na żywo?
Wszystkie utwory zagraliśmy na żywo. „Battery” przez wiele lat otwierało nasze koncerty i zdarza się tak i dziś. Często to gramy; „Master of Puppets” jest jednym z czterech lub pięciu utworów, które gramy zawsze; Lubimy grać „The Thing That Should Not Be”, bo zmienia nastrój, jak w zwolnionym tempie; „Sanitarium” jest jedną z naszych wielkich ballad. Jest jednym z moich ulubionych kawałków do grania na perkusji. Jest w nim dużo swobody. Gram to inaczej za każdym razem; „Disposable Heroes” jest świetne. siedem, do ośmiu minut intensywnej gry. Musisz być ciągle w gotowości, inaczej ominiesz kolejną zmianę; „Leper Messiah” – nie często; „Orion” jest naszym ulubionym instrumentalem, nie tylko naszym, ale i fanów; „Damage Inc.” – od czasu do czasu, nie często.
Naprawdę wszystkie osiem utworów są częścią naszych koncertów. Dwanaście lub trzynaście lat temu próbowaliśmy zmienić set listę i wszystko pomieszaliśmy. Od czasu do czasu pojawia się „Damage Inc” i fajnie jest to zagrać.
Podczas ostatniej trasy, mieliśmy 60 utworów w arsenale i wszystkie z „Master of Puppets” były zagrane.
Co według Ciebie spowodowało, że „Master of Puppets”, spośród wszystkich Waszych albumów, wciąż odbija się echem wśród ludzi, krytyków, fanów?
Pytanie nie powinno być skierowane do mnie. Jestem stronniczy w przeciwnym kierunku. To tak jakby ktoś pytał: „Kto jest twoim ulubionym dzieckiem?”
Mam bliską relację ze wszystkimi naszymi albumami. Dziś, kiedy ich słucham, znajduję rzeczy, które mi się podobają, rzeczy, które kwestionuję. Czasem znajduję rzeczy, które wcale mi nie leżą, ale także te, które doceniam po latach.
Wszystkie utwory są kapsułą czasu, fotografią tego, do czego byliśmy zdolni w owym czasie. Fotografią tej szczególnej chwili, odzwierciedleniem roli odegranej podczas tworzenia albumu.
W 2014 r. wyruszyliśmy w trasę „Metallica by Request” – zagraliśmy 30-40 koncertów w różnych stronach świata. Zaoferowaliśmy, że możemy zagrać każdy utwór z naszego dorobku, fani głosowali i budowali własną set listę. Głosowanie odbywało się na naszej stronie internetowej i wszystko było przejrzyste. Graliśmy utwory, które otrzymały największą ilość głosów. „Master of Puppets” był nieustannie numerem jeden, w każdym kraju, bez dwóch zdań.
Nie umiem powiedzieć, dlaczego!
Album rozbrzmiewa echem nie tylko w Bibliotece Kongresu, ale także wśród fanów i krytyków. Kiedy o tym myślę, czuję ekscytację, ale i zdumienie. Nie jestem pewien, czy mogę usiąść i przesłuchać ten album i nie krzyknąć choć raz: „Niech ktoś zmniejszy ten pogłos!” [śmiech]
Myślę, że istnieje tutaj spójność tekstu i produkcji. Wszystko razem składa się na spójny krajobraz, muzyczne terytorium. Jestem szczęśliwy, że tak to się ułożyło.