Metallica podzieliła się ze swoimi fanami kompletnym wywiadem z okazji włączenia albumu „Master of Puppets” do Narodowego Rejestru Nagrań Biblioteki Kongresu. O wydarzeniu tym pisaliśmy w tym poście. Pierwszą część rozmowy Biblioteki Kongresu z Larsem Ulrichem możecie przeczytać poniżej. Druga część ukaże się już wkrótce.
Rozmowę przeprowadzono 27 Maja 2016 r.
Czy kiedy rozpoczynaliście pracę nad „Master of Puppets”, mieliście na ten album jakiś konkretny pomysł? Coś nowego, co odróżniałoby MoP od waszego poprzedniego wydania?
Patrząc wstecz na te nagrania i lata, były one bardzo instynktowne. I my to kontynuowaliśmy, polegaliśmy na instynkcie. Poszczęściło się nam, że wystartowaliśmy w młodym wieku. Pierwszy album nagraliśmy, kiedy miałem 19 lat; drugi, gdy miałem 20; „Master of Puppets” kiedy miałem zaledwie 21 lat. Byliśmy bardzo impulsywni. Sądzę, że nie myśleliśmy o tym zbyt dużo. Nie próbowaliśmy tego intelektualizować.
Myślę, że największa różnica pomiędzy naszym pierwszym albumem „Kill 'Em All”, a miejscem, w którym się znaleźliśmy, nagrywając „Master of Puppets” spowodowana była tym, że dołączyło do zespołu dwóch pisarzy i muzyków i byli oni bardzo utalentowani. Wnieśli oni w nasz zespół pewne zaplecze edukacyjne i inną perspektywę. To pozwoliło nam się rozwinąć. Rozszerzyliśmy nasze działania o pierwiastek kreatywności. Na wszystko patrzyliśmy odrobinę inaczej i mogliśmy więcej eksperymentować.
Na poprzednim albumie odnaleźliśmy dynamikę i równowagę, którą kontynuowaliśmy na „Master of Puppets”. Myślę, że przy tworzeniu MoP czuliśmy się na tyle wygodnie, by pracować na różnych melodiach, zająć się akustyką, a także spróbować ballad. Myślę, że objęliśmy dużo szerszy zakres dynamiki. Ten album nam na to pozwolił.
Czy mogliście przeznaczyć na ten album więcej czasu niż na wasze poprzednie wydania?
Mieliśmy odrobinę więcej czasu. „Master of Puppets” był pierwszym krążkiem, który stworzyliśmy z wielką pomocą ze strony wiodącej wytwórni płytowej. Ale nadal pozostaliśmy niezależni i autonomiczni. Nasi managerowie trzymali wytwórnię z dala od studia i naszych tekstów.
Właściwie to największym powodem, dla którego związaliśmy się z Elektrą było poczucie większej autonomii. Połowa lat 80. to był czas, kiedy wytwórnie były silnie protekcyjne, inwazyjne, a tego nie chcieliśmy.
Tak więc, mając za sobą wiodącą wytwórnię, mogliśmy przeznaczyć odrobinę dodatkowego czasu w studio. Działo się to latem 1984 r., byliśmy we wschodniej zatoce San Francisco, ale chcieliśmy nagrywać w LA. Więc pojechaliśmy tam, zaprosiliśmy nawet naszego inżyniera Flemminga Rasmussena i zrobiliśmy wycieczki studyjne.
Ale w tym czasie, czuliśmy, że w LA, jak i ogólnie w muzyce, panuje mentalność linii produkcyjnej. I że byliśmy zbyt blisko centrum wydarzeń. Co więcej, zdaliśmy sobie sprawę z tego, że za te same pieniądze od wytwórni, będzie nas stać na więcej czasu w studio z dala od LA. Wiesz, o tym nie słyszy się w dzisiejszym przemyśle muzycznym, ale zyskaliśmy na kursie wymiany walut! [śmiech]
Tak, nagrywaliście w Danii, czyż nie?
Zgadza się, kurs wymiany walut pomiędzy US a Europą pozwolił nam na więcej w studio przy tworzeniu albumu. Tak więc zamiast nagrywać przez sześć tygodni, tak jak było w przypadku „Ride the Lightning”, mieliśmy trzy, trzy i pół miesiąca czasu w studio. Dało nam to czas i swobodę i szansę, by zagłębić się w produkcję i dynamikę albumu.
W jaki sposób wy, jako zespół, wchodzicie do studia? Czy macie już napisane utwory, czy dopiero tworzycie je w studio?
Przeważnie to pierwsze. Oczywiście, tworzymy utwory od 35 lat i próbowaliśmy już obu sposobów. Najczęściej piszemy utwory, wchodzimy i nagrywamy je w studio. Czasem bywało odwrotnie, jak w przypadku MoP, kiedy mieliśmy już siedem ukończonych utworów i potrzebowaliśmy jednego więcej. Tak więc „The Thing That Should Not Be” sfinalizowany został w studio.
W tamtych czasach, nie istniało dla nas nic takiego jak „dodatkowe utwory”, to znaczy: „Mamy 12 piosenek, 8 z nich trafi na krążek”. Nagraliśmy 8 kawałków. Mieliśmy prawie że arogancką mentalność [śmiech]. Proces selekcjonowania owszem, odbywał się, ale było to we wczesnym stadium tworzenia utworu. Jeżeli coś nie było godne pojawienia się na albumie, nie robiliśmy tego.