Choć Queen w oryginalnym składzie nigdy do Polski nie zawitali, po reaktywacji z Adamem Lambertem na wokalu starają się wynagrodzić fanom wszystkie stracone lata. Od 2012 roku zespół zagrał w naszym kraju już 4 razy, ale po wczorajszym koncercie w Łodzi można śmiało stwierdzić, że do przesytu wciąż jeszcze daleko.
Czy muzyka Queen może się w ogóle znudzić? Patrząc po wczorajszej frekwencji, ma się ona tak dobrze jak zawsze. Na trybunach ciężko było wypatrzeć wolne miejsce, a ludzie stali nawet za miejscami siedzącymi. W końcu usłyszenie na żywo takich utworów jak ‘We Will Rock You’, ‘Under Pressure’ czy ‘Bohemian Rhapsody’ wykonywanych przez ich twórców jest wyjątkowym przeżyciem. Co prawda zawsze znajdą się głosy, że Queen bez Freddiego nie ma prawa bytu, ale warto chociaż raz wybrać się na koncert i przekonać się, że Roger Taylor i Brian May naprawdę dają z siebie wszystko i klasyki rocka wciąż brzmią doskonale. Muzykom pomaga w tym Adam Lambert – kontrowersyjny wokalista, który doskonale czuje się w tym muzycznym i scenicznym przepychu. Jest on zupełnie innym wokalistą niż Mercury, bardziej popowym, i brakuje mu w głosie tej rockowej ostrości, którą miał Freddie. Jednak, jak sam bardzo słusznie stwierdził ze sceny, nie zamierza udawać legendarnego wokalisty, bo nie o to chodzi, lecz tylko o to, żeby muzyka Queen i pamięć o Mercurym w dalszym ciągu żyła. A kto może wykonać ją lepiej niż pozostali z oryginalnego składu muzycy? Oczywiście nie ma już także Johna Deacona, który po śmierci przyjaciela zupełnie wycofał się z show businessu, ale pozostała dwójka z towarzystwem dodatkowych muzyków i Lamberta daje naprawdę bardzo solidne koncerty, na który publiczność może poczuć się wyjątkowo.
Wchodzących do hali przywitała imponująca scena, na której zespół pojawił się parę minut po zaplanowanej 20:30 i zaczął od paru taktów ‘We Will Rock You’ na rozgrzewkę. W tym roku przypada 40. rocznica wydania płyty „News of the World” i z tej okazji na scenie często przewijał się motyw robota z okładki legendarnego albumu. Najpierw został on jedynie wyświetlony na ekranie, z którego spoglądał na publiczność, ale już w ‘Killer Queen’ Lambert siedział na jak najbardziej prawdziwej głowie metalowego stwora. Wrażenie zrobił również moment, gdy wielka ręka robota wyniosła Briana Maya w górę podczas tradycyjnej solówki gitarowej. Na początek muzycy zaserwowali jednak parę szybszych numerów – ‘Hammer to Fall’, ‘Stone Cold Crazy’ i ‘Tie Your Mother Down’, które przypomniały o hardrockowych korzeniach Queen. Następnie przeboje sypały się jak z rękawa – oparty na od razu rozpoznawalnej linii basu ‘Another One Bites the Dust’, ‘Fat Bottomed Girls’, ‘Killer Queen’, ‘Don’t Stop Me Now’… W ‘Bicycle Race’ na końcu wybiegu pojawił się różowy rower, na którym jeździł Adam Lambert. Następnie przyszła chwila na wykonanie piosenki przez perkusistę Rogera Taylora. Na tej trasie zamiast ‘A Kind of Magic’ jest to ‘I’m in Love With My Car’ z najsłynniejszej płyty zespołu „A Night at the Opera”.
Brian May również miał swoje pięć minut tylko dla siebie i słuchaczy, kiedy zagrał na gitarze akustycznej piękne ‘Love of My Life’ wśród tysięcy rozświetlonych telefonów. Ostatnią zwrotkę tradycyjnie zaśpiewał z ekranu sam Freddie, a May nie kryjąc wzruszenia przyznał, że było to najpiękniejsze wykonanie z udziałem publiczności, jakie pamięta. Następnie po obowiązkowym pamiątkowym selfie, na wybiegu dołączyli do niego Taylor i Lambert wykonując ‘Somebody to Love’, ‘Crazy Little Thing Called Love’ i ‘Under Pressure’. Niespodzianką było wykonanie utworu z solowej płyty Adama ‘Whataya Want from Me’ napisanego przez P!nk. Ciekawe urozmaicenie, choć myślę, że fani bardziej ucieszyliby się z jeszcze jednego utworu zespołu, który przyszli oglądać. Pięknie zabrzmiało natomiast kolejne ‘Who Wants to Live Forever’, które Lambert wykonuje zawsze z należytą dozą dramaturgii. Podstawową część koncertu zakończyło ‘Bohemian Rhapsody’, podczas którego na ekranie znów mogliśmy oglądać Freddiego. Pojawił się on jeszcze przed bisem, wykonując swój słynny pojedynek wokalny z publicznością zarejestrowany na stadionie Wembley w 1986 roku. Takie sprytnie wplecione elementy naprawdę robiły wrażenie, wzruszały i jeszcze bardziej przywoływały niezapomniane czasy Queen z niezastąpionym wokalistą. Na bis tradycyjnie wybrzmiały 'We Will Rock You’ oraz 'We Are the Champions’. Muzycy pożegnali się przy dźwiękach 'God Save the Queen’ i tym samym ponaddwugodzinny show dobiegł końca.
Patrząc na osoby wychodzące z łódzkiej Atlas Areny i na energię i emocje wyzwalane podczas koncertu, nikt nie poczuł się nieusatysfakcjonowany. Brian May i Roger Taylor wciąż kultywują dorobek swojego ukochanego dziecka i przy pomocy Adama Lamberta robią to naprawdę na wysokim poziomie. Będąc na trzech z czterech występów w Polsce muszę przyznać, że koncerty Queen to rzeczywiście najwyższa półka jeżeli chodzi o wykonanie i show. Dlatego niech ten show trwa, bo muzyka wciąż broni się doskonale i niesłabnące zainteresowanie biletami udowadnia, że pozostaje ona ponadczasowa, a fani zaakceptowali to wcielenie Queen +.