Joe Satriani, jeden z najlepszych i najbardziej utytułowanych gitarzystów solowych na świecie, dał wczoraj w Warszawie popis swoich umiejętności, a przy okazji pokazał na czym powinien opierać się dobry rockowy show – warsztat, luz, pozytywna energia i dystans do siebie.
Zanim na scenie pojawiła się gwiazda wieczoru, dla której na Torwar przybyło parę tysięcy ludzi, jako support wystąpił Dan Patlansky. Ten południowoafrykański gitarzysta wspierany przez basistę i perkusistę zaprezentował autorską twórczość wyraźnie inspirowaną Hendrixem – trochę gitarowych sztuczek, trochę funku i przede wszystkim przesterowane brzmienie Stratocastera, jednoznacznie kojarzące się ze wspomnianym artystą. Wypadli interesująco, chociaż myślę, że kilkutysięczna hala to jeszcze nie ta bajka. Zespół został ciepło przyjęty, a najbardziej rozbujał ich najbardziej znany utwór ‘Backbite’. Nowa płyta tria, według słów samego Dana, powinna ukazać się w przyszłym roku.
Joe Satriani chyba nie mógł doczekać się wejścia na scenę, bo jego koncert zaplanowany na godzinę 20 rozpoczął się 10 minut przed czasem. Na trzech płachtach służących za scenografię odtworzone zostało intro, którego bohaterami były znane m.in. z instrumentów i pasków gitarowych firmowanych przez Joe rysunkowe postaci. Zespół rozpoczął od nowości, czyli tytułowego utworu z najnowszej płyty muzyka, „Shockwave Supernova”. Za chwilę publiczność usłyszała jednak dobrze znane i przebojowe ‘Flying in a Blue Dream’, ‘Ice 9’, czy ‘Crystal Planet’.
Joe podkreślał w wywiadzie ze mną przy okazji promocji nowej płyty, że trasa będzie dla niego ważna i szczególna ze względu na to, że po raz pierwszy stanie na scenie z zespołem, z którym nagrywał album. I rzeczywiście, trzeba przyznać, że muzycy zaprezentowali wysoki poziom wykonawczy. Choć wygląd muzyków był dość osobliwy – sekcja rytmiczna jakby żywcem wyjęta z jakiejś metalowej grupy, a klawiszowiec i gitarzysta Mike Keneally wyglądem przypomina poczciwego nauczyciela 20 lat starszego od reszty, muzycznie wszystko się zgadzało i działało bez zarzutów. Solo perkusyjne Marco Minnemanna, któremu z boku sceny przyglądał się z uśmiechem sam Satriani było zdecydowanie jednym z ciekawszych, jakie widziałem na żywo. Do tego pojedynki gitarowo-klawiszowe Joe i Mike’a momentami zapierały dech w piersiach, a Keneally, grający jedną ręką na klawiszach, a drugą na wiośle wzbudził wielki aplauz widowni.
Mocnym punktem wieczoru była także bardzo dobrze wyważona setlista – pomimo dużej ilości muzyki z „Shockwave Supernova” (aż 8 utworów), słuchacze otrzymali chyba wszystko, o co mogli prosić. Mnie osobiście zabrakło czegoś z darzonej przeze mnie sentymentem „Super Colossal”, którą Joe promował w Polsce koncertem we Wrocławiu w 2006 r. (ktoś pamięta ten ciężki wybór pomiędzy koncertem, a ćwierćfinałem mundialu, Francja – Brazylia?).
Z nowych utworów interesująco wypadł prosty i nastrojowy ‘Butterfly and Zebra’ oraz ‘Crazy Joey’ ze wspomnianymi popisami muzyków, a zasłużone brawa zebrał jak zwykle ‘Always With Me, Always With You’. Na koniec podstawowego setu zabrzmiał ‘Satch Boogie’, lecz po chwili panowie wrócili na scenę, by odegrać jedyny utwór ze śpiewającym Joe, czyli ‘Big Bad Moon’, który dodatkowo popisał się solem na harmonijce. Na deser pozostał jedynie ‘Surfing With The Alien’ i czwórka, która dawała z siebie wszystko przez 1,5 godziny zeszła ze sceny. Nie wiem niestety, co stało się z nagłośnieniem podczas bisu, bo słychać było głównie bas i perkusję, a główna gitara praktycznie nie istniała.
Sam Satriani jak zwykle był w doskonałej formie i humorze, bardzo szybko nawiązując kontakt z publicznością. Na początku pojawił się w srebrnej kurtce znanej z okładki „Shockwave Supernova”, lecz szybko ją zrzucił prezentując swój ulubiony czarny podkoszulek. Parę razy, odpoczywając od gitarowego szaleństwa, przemówił do publiczności, m.in. że bardzo lubi u nas występować, choć nie było go już z 10 lat – widocznie zapomniał o koncercie w Amfiteatrze w Parku Sowińskiego w 2013 r. Miejmy nadzieję, że wczorajszym koncertem Polska bardziej zapadnie mu w pamięć i pojawi się tu po raz kolejny przy najbliższej nadarzającej się okazji, bo występy takich artystów zawsze warto podziwiać osobiście.
2. Flying in a Blue Dream
3. Ice 9
4. Crystal Planet
5. Not of This Earth
6. On Peregrine Wings
7. Friends
8. Time
9. If I Could Fly
10. Butterfly and Zebra
11. If There Is No Heaven
12. Cataclysmic
13. Crazy Joey
14. All of My Life
15. Drum Solo
16. Luminous Flesh Giants
17. Always With Me, Always With You
18. God Is Crying
19. Goodbye Supernova
20. Satch Boogie
Bis:
21. Big Bad Moon
22. Surfing With the Alien