Po tym, jak tegoroczny Blitzkrieg Vadera przetoczył się po Bielsku-Białej, można się było spodziewać wszystkiego. Podczas tamtego koncertu działo się wiele i niektórzy na pewno mieli nadzieję na powtórkę z zeszłorocznej imprezy. Pomimo, iż frekwencja była słaba i klub wydawał się trochę pusty, to doświadczyłem tego dnia muzycznej uczty. Chcecie wiedzieć, jak sprawuje się prawie całkowicie odmienione Corruption podczas trasy „Sharing The Devil”? Zapraszamy do lektury.
Zmierzając około 18:00 w stronę RudeBoya z kilkoma piwkami w ręku, usłyszałem, jak stroi się Thermit. To wystarczyło, żeby mnie podjarać. Wiedziałem, że Trzeszcz miażdży wokalnie na płycie, ale wiadomo jak to czasem bywa, szczególnie z tak wysokim głosem. Potrzebowałem jednak tylko kilkunastu sekund, aby moje wątpliwości zostały rozwiane. Gość niszczy, nie mam na to innego słowa. No, ale do Thermita jeszcze wrócimy.
Miałem nadzieję na niezłą frekwencję, ale trochę się przeliczyłem. Pod klubem stały 3, może 4 mało liczne grupki ludzi, którzy oczekiwali na koncert (w tym jedną grupką byli muzycy). Co prawda cały czas ktoś dochodził, ale ilość fanów nie była zastraszająca. Około 19:30 wszedłem do klubu i zastałem już pierwszy support, Pigs In Tank, który właśnie zaczynał swój występ. Chłopaki robią dobre wrażenie na scenie, a ich nazwa i logo dzikiej świni idealnie pasuje do muzyki, którą prezentują. Ciężka, z wyrazistym basem i mocno zabarwiona amerykańskim brzmieniem – właśnie to przykuło moją największą uwagę. Słuchając ich od razu czuje się ten southernowy powiew. Odnoszę wrażenie, że Pigs In Tank idealnie wpasowałoby się w klimat Skonfederowanych Stanów Ameryki.
Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, gdy chłopaki zagrali Paranoida z repertuaru Piersi. Brzmiało to super ciężko i szybko, a słowa „rozjebałem się na drzewie” jeszcze lepiej dopełniły ten efekt. Pozostaje tylko chwycić się za głowę na myśl, co stało się teraz z byłym zespołem Pawła Kukiza. Goście grali naprawdę dobrą muzykę…
Nie ukrywam, że tego dnia najbardziej czekałem na Thermita. Ich heavy metalowy thrash to prawdziwy majstersztyk, a ja współczuję chłopakom, że nie urodzili się 30 lat wcześniej w Ameryce, bo z takimi wystrzałowymi kawałkami spokojnie mogliby konkurować z zespołami, które teraz są uważane za największe. Ci, którzy przyszli już do RudeBoya, byli rozgrzani przez Świnie, ale prawdziwa miazga miała dopiero nadejść.
Thermit był dla mnie zespołem pełnym niewiadomych. Jak na kapelę z kilkuletnim stażem, chłopaki z Poznania są całkiem znani w metalowych kręgach i cieszą się dobrą opinią. Mają na koncie demo, EP i wydany w tym roku singiel ,Night Driver’. Ciekawiło mnie strasznie, jak wypadają na żywo i jacy z nich instrumentaliści, bo słuchając ich kawałków, mam totalny odlot. I wiecie co? Thermit mnie nie zawiódł i pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że zespół lekko skradł show gwieździe głównej. Kapela zaprezentowała 8 niesamowicie energicznych kawałków, które ostro kopią dupę. Przy ,Second’ czy ,Zombie Lover’ odlot był nieziemski. Wokalista biegał po scenie i ostro nawalał czupryną, a gitarzyści wymieniali się świetnymi solówkami. Ogólnie odniosłem wrażenie, że goście z Thermita to świetni instrumentaliści, bo momentami kręciłem głową z niedowierzaniem, patrząc, co chłopaki wyczyniają na gitarach i perkusji. Świetnie się ich wszystkich ogląda, bo muzycy dużo się ruszają, a w ich materiale jest tyle energii, że od razu chciałoby się kręcić circle pity i robić ściany śmierci. Szkoda tylko, że nie było z kim…
Jednak największą zaletą Thermita jest wokalista. Większość osób, z którymi gadałem po koncercie, najbardziej wspomina właśnie jego. Trzeszcz ma niesamowity głos i chłopaki nie kłamią na swojej stronie, pisząc, że to „jeden z najlepszych wokalistów gatunku heavy/thrash metalowego w Polsce”. To prawda. Tym bardziej na żywo facet zrobił na mnie olbrzymie wrażenie, a to, że nagłośnienie tego dnia było dobre, w szczególności, jeśli chodzi o wokale, tylko potęgowało cały efekt. W dobie dużej ilości growlujących i śpiewających nisko wokalistów, przydałoby się więcej facetów, którzy śpiewają tak jak Trzeszcz.
W pewnym momencie przestała mi przeszkadzać mała ilość ludzi – nie musiałem z nikim walczyć o miejsce i mogłem się skupić na muzyce, która tego dnia była serwowana w RudeBoyu. Gdy na scenie pojawił się Anioł ze swoją odświeżoną ekipą, grupka ludzi na parkiecie nieco się powiększyła. Jedna rzecz rzuciła się w oczy od razu – odnowione Corruption nie ma żadnych kompleksów i na scenie czuje się świetnie. Ich sludge wciąż mocno łoi i ma świetny klimat. Anioł dobrze dobrał sobie kolegów do zespołu.
Chłopaki zaczęli od ,This Is The Day’, świetnego, energicznego numeru na rozpoczęcie koncertu. Nowy, główny wokalista Corruption naprawdę daje radę i dobrze się go słucha, jego głos idealnie komponuje się z muzyką. Ogólnie, w Corruption wokal odgrywa dużą rolę, bo wszyscy, poza perkusistą, mają przed sobą mikrofony i często ich używają. Dostajemy dzięki temu fajny efekt, bo chórki brzmią mocno, a Piotrek „Rutkoś” Rutkowski nie może narzekać na brak odpowiedniego wsparcia.
Corruption pewnie parło do przodu, prezentując kawałki z różnych etapów działalności, przy okazji przeplatając je utworami z najnowszego albumu, ,,Devil’s Share”. Tak więc mieliśmy m.in. ,Hang’n’Over’, ,Inspire’, czy długie i świetne rozwijające się ,Moment Of Truth’. Chłopaki byli bardzo wyluzowani – w szczególności Rutkoś, który cały czas rzucał żartami. Przy okazji grania ,Born To Be Zakk Wylde’ pod koniec ktoś z publiki krzyknął coś w stylu: ,A gdzie Dio?! Na płycie był Dio, a na koncercie nie ma?!”, na co wokalista odpowiedział tylko: „Bo nie żyje”…
Bardo efektownie brzmiał bas Anioła, strasznie mięsisty i dobrze wyeksponowany. Zwróciłem też uwagę na perkusistę, który jest chyba najmłodszym, 20-paro letnim członkiem zespołu. Gość jest strasznie solidny i razem z Aniołem tworzą dobrą sekcję rytmiczną. Chłopaki zakończyli swój występ na ,Freaky Friday’, podrygując w rytm tego skocznego riffu.
Zespoły takie jak Corruption swój pełen potencjał pokazują dopiero na koncertach. Tak samo było w tym przypadku. Mięsiste i ciężkie brzmienie świetnie wypada na żywo, można się nim delektować. Pod względem nagłośnienia Rudeboy wypadł tego dnia dobrze, a co za tym idzie, Corruption dało bardzo dobry koncert i z chęcią poszedłbym na nich jeszcze raz. Mimo tego, wisienką na torcie okazał się Thermit. Wydaje mi się, że o tych chłopakach z Poznania usłyszymy jeszcze nie raz, bo goście mają głowy na karku, komponują i grają świetne kawałki, a ich wokalista to klasa sama w sobie. Koniec końców, dobrze spędziłem kolejną niedzielę we wrześniu. Rudeboy to fajny klub i koncertów jest w nim pod dostatkiem, więc w najbliższym czasie możecie spodziewać się kolejnych relacji z Bielska-Białej. Stay metal!