13 sierpnia zakończył się mój drugi Brutal Assault. Ten minął pod znakiem deszczu, kilkugodzinnych kolejek po opaski i zatrucia pokarmowego. W odróżnieniu jednak od poprzedniej relacji, w tej chciałbym się skupić szczególnie za zespołach, których koncerty zapamiętam już zawsze. Przed wami część pierwsza z dwóch.
Mastodon
Koncerty Mastodon pozostawiają jeszcze przed nimi odwieczne pytanie: „Czy Amerykanie dadzą radę wokalnie?”. Jeśli liczysz na wokal jak z płyt, będziesz zawiedziony. Niezależnie od tego czy oglądasz Mastodon na żywo, czy jedynie nagranie live z YouTube, za każdym razem Hinds brzmi jak maltretowany kot, a Sanders jakby bardzo się spinał żeby wszystko wykrzyczeć. Kogo by jednak to obchodziło, gdy muzycznie jest jeszcze lepiej niż studyjnie. Brent ubrany w biały kostium wyciągnięty z szafy Elvisa, albo gwiazdy country, pozwalał sobie na gitarowe improwizacje i odmiany od pierwowzoru znanego z albumów, a Brann grał jeszcze więcej swoich firmowych przejść. Starsze, ciężkie szlagiery wcale nie gryzły się z przebojowością nowych numerów. Wszystkie je łączyła energia która wręcz rozpierała muzyków. A przy tym biła aż od nich profesjonalizm i doświadczenie zdobyte w ciągu lat na scenie.
Mało jest zespołów, które mają tak oddany fanbase, który jednocześnie nie ulega podziałowi gdy grupa zmienia nagle kierunek muzyczny i brzmienie. Być może w przypadku Mastodon nie są to wolty rewolucyjne, jednak między pierwszym „Remission” a „Once More 'Round The Sun” zespół obrał drogę w kierunku coraz bardziej wpadających w ucho piosenek, a nie sludge’owego miażdżącego ciężaru, a fani nie mają problemu, żeby równie dobrze się bawić przy 'High Road’, jak i przy 'Blood And Thunder’. W przypadku tego drugiego kawałka, który zamykał koncert Mastodon, na scenę nie wszedł niestety Scott Kelly, który jeszcze kilka godzin wcześniej z Neurosis dawał pokaz tego jak grać sludge metal.
Mutoid Man
Mutoid Man jest jednym z wielu zespołów, których gatunek jest trudny do jednoznacznego określenia. Gdybym jednak miał wybrać elementy ich brzmienia, które są najbardziej charakterystyczne, powstałby z tego twór hardcore punk rock’n’rollowy. Co taki zespół robił na scenie orientalnej Brutal Assault, nie mam zielonego pojęcia. Dla niezorientowanych, Mutoid Man tworzą Steve Brodsky znany z Cave In, Ben „perkusyjna bestia” Koller, z kultowego Converge i Nick Cageao, który na co dzień nagłaśnia sławny nowojorski klub Saint Vitus. Co zresztą sami nie ukrywają, projekt ten jest dla nich bardziej zabawą niż zajęciem na pełny etat, co zresztą widać było w trakcie ich występu podczas 21. edycji Brutal Assault.
Weszli na scenę przy dźwiękach Prince’a. Po chwili 'Purple Rain’ przekształciło się w 'Bridgeburner’ z ich ostatniego albumu „Bleeder” i w ten sam sposób zaczęła się zabawa na całego. Lepiej od publiki bawili się tylko sami muzycy. Słali w swoją stronę okazjonalnie środkowe palce w międzynarodowym geście przyjaźni, zamieniali się instrumentami, a Steve wyłupiał oczy i zagrzewał publikę. Poza materiałami z ostatniego krążka i debiutu nie obyło się również bez coverów i innych smakowitych kąsków. Nie jest żadną tajemnicą, że panowie są wielkimi fanami komiksów, wystarczy choćby sprawdzić tekst do 'Sweet Ivy’. Jak się okazało jednak, są również wielbicielami klasycznych gier jak Castlevania, czy Contra, których motywy przewodnie przerobili w swoim stylu i wykonali przed festiwalową publicznością. Zaprezentowali również swoją wersję hitu Niny Simone z 1964 roku o tytule 'Don’t Let Me Be Misunderstood’. A wszystko to w energetycznych, surowych i garażowych wręcz aranżacjach. Jak się okazało, Mutoid Man pracują już nad następcą „Bleeder” z zeszełogo roku. Efekty ich pracy w postaci utworu 'Micro-Aggression’ zaprezentowane w trakcie Brutal Assault udowodniły tylko, że trio nie zamierza tracić pary.
Już niedługo część druga i ostatnia festiwalowych relacji, a w niej Chelsea Wolfe i Perturbator.