Jakiś czas temu Rob Halford odpowiadając na zarzuty Gene’a Simmonsa dotyczące obecnej kondycji rocka stwierdził, że „rock nie jest martwy. On żyje, kwitnie i ekscytuje.” Frontman Judas Priest popiera swoje słowa doskonałym „Redeemer Of Souls”, Maideni świeżutkim i apetycznym „The Book of Souls”, zaś Lemmy zaskakuje błyskawicznym i jak zawsze rock’n’rollowym wydawnictwem „Bad Magic”. Do współczesnego blitzkriegu zespołów spod znaku Old Wave of British Heavy Metal dołącza również Tank swoim nieco melancholijnym, lecz zdecydowanie udanym i heavy metalowym „Valley Of Tears”.
Mowa oczywiście o Czołgu prowadzonym przez dwóch gitarzystów z jego oryginalnej załogi, czyli Micka Tuckera oraz Cliffa Evansa, który tworzy równolegle z Tankiem Algy’ego Warda. Spory, która z tych metalowych konserw jest bardziej „trve” pozostawiam fanom każdego ze składów, nie mniej jednak każdy metalhead powinien się ucieszyć, słysząc już pierwsze riffy dobiegające z Doliny Łez.
Krążek wita nas dość prostym i utrzymanym w umiarkowanym tempie 'War Dance’. Punktowe i dokładne kostkowania gitar wspierane przez przyjemnie mruczący, triolowy basik działają niczym wehikuł czasu przenoszący nas w złoty okres popularności NWOBHM. Całość utworu przyprawiona jest halfordowskim wokalem znanego z operowych popisów w DragonForce ZP Thearta. I tutaj ZP należą się ogromne brawa, bo jego power metalowy głos wzmocniony w większości kawałków lekkim delay’em doskonale odnajduje się w oldschoolowych kompozycjach chłopaków z Tanka. Co ciekawe, nad wdrożeniem Thearta w klasyczne klimaty czuwał sam Mick Tucker, który nakłonił go do przewałkowania całej dyskografii Dio oraz Thin Lizzy (więcej o tym możecie przeczytać w październikowym Metal Hammerze).
Nawiązania do muzyki legendarnego Ronniego Jamesa Dio możemy także usłyszeć w riffie tytułowej ballady ’Valley Of Tears’, łudząco przypominającym 'We Rock’ z jego solowej płyty „Last In Line”. Klimat i atmosfera „Doliny” przywodzi na myśl maidenowskie 'Paschendale’ i zdecydowanie nadaje się na gigowy hit, do którego piórami co prawda nie potrzepiemy, ale na pewno z kuflami w górze wyśpiewamy gardłowy lament na cześć poległych w heavy metalowym boju braci.
No właśnie – lament i tęskne melodie (jak choćby w kolejnym wałku 'Eye of a Hurricane’) są zarówno największym plusem ale i piętą Achillesową tej płyty. Bo z jednej strony pomaga przenieść się o kilkadziesiąt lat wstecz i poczuć magię wczesno-metalowych czasów (i to we współczesnym miksie), lecz z drugiej w kawałkach z tego albumu brakuje nieco podniosłości Saxona, energii Dio i Sabbathów oraz rozdmuchanej braterskości promowanej przez Manowar. I pomimo faktu, iż treść tekstów jest kwintesencją heavy metalowego snucia opowieści, to zarówno opowiadające o życiu w trasie 'Make a Little Time’ jak i apokaliptyczne 'World on Fire’ są nieco przyćmione wszechobecną melancholią.
Jeżeli chodzi o instrumentarium, to jak zawsze w przypadku duetu Tucker-Evans stoi ono na wysokim poziomie. Sypiące iskrami tremola Micka Tuckera świetnie kontrastują z równymi riffami Evansa (’Hold On’) i toczącymi się za nimi na ciężkich gąsienicach, basowymi liniami Barenda Courboisa (’Heading for Eternity’). Stopa Bobby’ego Schatkovski’ego daje oddychać gitarom, zaś apogeum niesamowitego zgrania i epickości następuje w zamykającym krążek 'One for the Road’, który jest moim zdaniem najlepszym numerem na albumie (sorry ZP!). Jedynym zastrzeżeniem jeżeli chodzi o warstwę instrumentalną czołgistów są nadużywane przez Bobby’ego crashe, które zagłuszają miejscami odbiór z „Doliny”. Dodatkowo sprawę pogarsza miks, w którym pokrętełka ścieżek odpowiedzialnych za talerze niebezpiecznie powędrowały w prawą stronę.
Dla kogo zatem jest nowy album Pancerniaków? Przede wszystkim dla zakopanych w starych winylach heavy metalowców, którzy twierdzą, że kolejne fale coraz to nowych podgatunków ciężkiej muzyki totalnie przykryły NWOBHM. I parafrazując słowa Roba z początku recenzji, heavy metal nie jest martwy, on żyje i pomimo, że nie kwitnie aż tak jak kiedyś, to wciąż potrafi ekscytować. Nie pozostaje więc nic innego Metalowa Braci jak zatrzasnąć dekle, założyć hełmofony i ponownie dać się rozerwać odłamkowo-burzącym wystrzelonym z wciąż sprawnego i groźnego Czołgu.
STAY HEAVY! \m/
2. Valley of Tears
3. Eye of Hurricane
4. Hold On
5. Heading for Eternity
6. Living a Fantasy
7. Make a Little Time
8. World on Fire
9. One for the Road
Wyro(c)k
0-10 Sad But True
11-20 Bad Reputation
21-30 Wild Thing
31-40 Satisfaction
41-50 Another Brick in the Wall
51-60 Proud Mary
61-70 Highway to Hell
71-80 2 Minutes to Midnight
81-90 Ace of Spades
91-100 Master of Puppets
- Pierwsze wrażenie8
- Instrumentarium8
- Wokal7
- Brzmienie7
- Repeat Mode7