Możliwie najmniejsze składy mają to do siebie, że aby utrzymać należyty poziom i jakość dźwięków, wszyscy członkowie muszą działać na najwyższych obrotach. Każdy muzyk ma swoją ściśle określoną rolę, w której nikt (jak w przypadku w większych zespołów) go nie wspomoże. Miński zespół Pies Mazowiecki podjąwszy się tejże odpowiedzialności z konfrontacji wychodzi iście zwycięsko: wokalista Adam Wojdak doskonale połączył śpiew z grą na gitarze, swingującym basem zajął się Robert Niedziółka, a za garami sprawdził się Mateusz Dróżdż.
Idąc dalej tropem odpowiedzialności dochodzimy do zawartości i realizacji omawianej EPki. O ile pierwsza z powyższych kwestii jest zadowalająca, to druga niestety pozostawia wiele do życzenia. Podstawowa cecha, która rzuca się w uszy po odpaleniu materiału to gatunek muzyki, który można umieścić gdzieś pomiędzy pustynnym brzmieniem Kyussa, debiutem Alice In Chains oraz urokiem i aparycją Melvinsów. Stonerowy groove miesza się tu z alternatywnymi, połamanymi i ciekawie przenikającymi się dźwiękami, a przybrudzony, niechlujny wokal idealnie pasuje do grunge’owych standardów. Chcąc, nie chcąc trzeba także wspomnieć o wyżej wymienionym niewielkim minusie. Krótko mówiąc: ktoś dał ciała przy miksowaniu bębnów, które brzmią niezwykle nisko, prostolinijnie i płasko.
Warstwa instrumentalna płyty imieniem „Lovins” to przede wszystkim surowe, charczące brzmienie wszędobylskiej gitary, która upodobała sobie wszystko co niedoskonałe. Krążek rozpoczyna sowita dawka sprzężeń, a ostatni, tytułowy numer (dla odmiany) się nimi również kończy. W temacie riffów króluje rock’n’rollowy, nośny 'Czarny Szabat’ zwieńczony podniosłą i dynamiczną solówką, rozmyślnie zagraną na zaledwie kilku dźwiękach. Kolejnym tematem jest bas, który pełni w Psie niezwykle ważną rolę. Precyzując – jest czymś w rodzaju pomostu między gitarą a perkusją. Kiedy jest mniej potrzebny przybiera postać bujającej części sekcji rytmicznej, a gdy gitara zmienia swoje brzemienia wychodzi na przód, często przejmując dowodzenie nad stabilnością kompozycji. Z feralnie przytłumionych bębnów także da się wycisnąć zaletę – dzięki nim całość brzmi jeszcze bardziej garażowo, co w czasach metalicznej precyzji jest miłą odmianą dla ucha.
www.youtube.com/watch?v=SBFKT0LerFI
Niemniej ważnym składnikiem jest dobrze słyszalny, lecz niewiele wybijający się ponad instrumentarium wokal. Charakterystyczne, niepowtarzalne brzmienie głosu Adama jest zdecydowanie kluczową cechą, dzięki której trio ma realną szansę na wybicie się z otchłani undergroundu. W tym akapicie należy także docenić dwóch pozostałych członków zespołu, którzy dodali swoje skromne, lecz jakże melodyjne zaśpiewy w utworze 'Ćma’.
Warstwa liryczna na omawianej EPce traktowana powinna być przez słuchaczy z należytym luzem. Przebicie się przez nią spiętym, sztywnym, czy posiadającym niskie poczucie humoru osobnikom zapewne sprawi niemałe problemy. Słowa, które wyrzuca z siebie brodaty wokalista co prawda bawią, ale często bywają porozrzucane w artystycznym nieładzie i na pozór pozbawione są większego sensu. Myślę, że w tej materii pomocna będzie wymieniona w gatunkach „psychodelia”, która może okazać się kluczem do rozwiązania ciekawej zagadki. Bardziej dociekliwym doradza się zastosowanie odpowiednich środków.
Czas zatem na werdykt i ocenę. Ilość plusów ma znaczną przewagę nad niewielkimi minusami, więc jestem zdecydowanie „na tak”. EPka „Lovins” sprawdzi się w odtwarzaczach miłośników muzyki lat dziewięćdziesiątych z naciskiem na sprawdzone, amerykańskie brzmienie. Osoby, którym nie wystarczy niniejsza pisemna aprobata zapraszam na napędzane przez trio koncerty, które są istną petardą.
Tracklista:
1. 'Pachołek I’
2. 'Ćma’
3. 'Czarny Szabat’
4. 'Lovins’
Ocena: 8/10
Autor: Mateusz Dudziński