Mające miejsce na przestrzeni ostatnich lat wydarzenia w życiu Nergala to temat-rzeka. Nie one są oczywiście tematem tego tekstu, a głównie to, jak zmiana trybu życia i doświadczenie pewnego rodzaju wstrząsu przez lidera grupy Behemoth mogły wpłynąć na muzykę. Sceptycy spodziewali się albumu spokojnego, zrównoważonego, nastawionego na klimat i kontrowersje. Sprzyjał temu zaprezentowany w czterech odcinkach cykl prologów, w którym muzycy zespołu opowiadali o szczególnym znaczeniu utworów i całej zawartej na krążku ideologii, o analizowaniu i zagłębianiu się w obecne na płycie motywy, czy wreszcie o transie, w jaki wpadali tworząc każdy poszczególny dźwięk. Fan klasycznego łojenia powie: „Gdzie tu spontaniczność, gdzie brutalność, gdzie tryskająca na wszystkie strony energia?”. Odpowiedź jest prosta: to wszystko w gigantycznych ilościach można znaleźć na najnowszym albumie Behemotha – „The Satanist”.
Krążek otwiera znany wszystkim zainteresowanym singiel ’Blow Your Trumpets Gabriel’. To, co diametralnie zmieniło się od czasów „Evangelion”, to z pewnością brzmienie – instrumenty brzmią bardziej brudno i spójnie kosztem nieco mniejszej precyzji i selektywności. Zespół postanowił położyć większy nacisk na moc wrażenia wywieranego na słuchaczu przez każdy dźwięk, niż na indywidualność poszczególnych instrumentów. W przypadku pierwszego utworu na „The Satanist” skutkuje to stopniowym rozwojem pierwotnego, przybrudzonego gitarowego riffu w monumentalnego, symfonicznego kolosa – mieszankę toczącej się powoli perkusji, instrumentów dętych, opętańczego wrzasku Nergala i trzymających ciężar gitar. W drugiej połowie kompozycja wchodzi jednak na zupełnie inny tor – pojawiają się blasty, wybuch agresji, a klasycznym death metalowym narzędziom mordu towarzyszy chór.
Po epickim wstępie wypadałoby zafundować fanom zespołu trochę muzycznej rzezi – z tego samego założenia zdaje się wychodzić Nergal. ’Furor Divinus’ i ’Messe Noire’ to typowy death –
z szybką perkusją, brutalnymi riffami, mnóstwem zwracających uwagę detali i wstępem udekorowanym wściekłym wrzaskiem. W tego typu metalowym rzemiośle widać niezwykłą dojrzałość kompozycyjną i aranżacyjną, jaką prezentują Nergal, Orion, Inferno i Seth. To właśnie zawarcie charakterystycznej głębi i muzycznego bogactwa w, mogłoby się zdawać, typowej „rąbance” czyni takie utwory niezwykle wysmakowanymi i wymagającymi. Miło jest słyszeć, że po tylu latach nagrywania Nergal posiadł w pełni umiejętność takiego komponowania nie popadając przy tym w rutynę, którą niektórzy zarzucali mu po wydaniu „The Apostasy” czy „Evangelion”.
Idąc tym tokiem myślenia napotykamy singlowy 'Ora Pro Nobis Lucifer’. Nie spuszczając dalej z tonu tym razem do słuchacza dociera rewelacyjny riff i trzymająca jedynie rytm perkusja oparta na niemal nieustannej pracy podwójnej stopy i wybrzmiewającego regularnie werbla. Tym razem nie obawiano się skorzystać ze schematu „zwrotka-refren”, który sprawdza się wyjątkowo dobrze. Odpowiadający za perkusję Inferno wie, że nie musi nikomu udowadniać swoich nadludzkich umiejętności i niekiedy sięga po proste połączenie pojedynczych uderzeń stopy, werbla i talerzy. Momenty takie, jak ’Ora Pro Nobis Lucifer’ mogą rzeczywiście zniechęcić fanów zabójczej prędkości i instrumentalnej wirtuozerii, jednak obecny w utworze groove i płynność następujących po sobie riffów mówią same za siebie – singiel cieszy się niezwykle pozytywnym odzewem na całym świecie.
Jeśli jednak komuś to nie wystarcza, zawsze może sięgnąć po następną dawkę zabójczego tempa, a znajdzie ją w utworach ’Amen’ i ’Ben Sahar’. Ten pierwszy potrafi przypomnieć nawet kompozycje znane fanom zespołu Nile – pojawiające się znikąd szybkie solówki, dużo blastów
i przejść na tomach, czająca się z tyłu orkiestra symfoniczna czy wreszcie zdzierający struny głosowe krzyk Nergala. Wspominałem już o postępie, jaki wokalista Behemotha zrobił w kwestii kompozycji, jednak to nie koniec rewelacji – jego głos nigdy jeszcze nie brzmiał tak dobrze. Pojawia się tutaj zarówno niski growl, jak i wyższe screamy. Jeśli ktokolwiek jednak widzi w tym zdaniu ogromną zmianę i spodziewa się usłyszeć drugiego George’a Fishera z Cannibal Corpse, to muszę sprostować: to wciąż ten sam Nergal, tylko po prostu dużo lepszy, komponujący utwory tak, by mógł sobie pozwolić na lepsze wykorzystanie swoich możliwości.
W kwestii wokalu najbardziej zaskakujący okazuje się być jednak utwór tytułowy – ’The Satanist’. Przy pierwszym odsłuchu zastanawiałem się, czy na płytę nie został zaproszony Joe Duplantier z Gojiry, który jest przy okazji wielkim fanem Behemotha. Wrzask Nergala przeplata się ze śpiewem, niekiedy do krzyku stara się wręcz przedostać czysty wokal. Jeśli w ten sposób mają być realizowane wszystkie zapewnienia o płycie monumentalnej, osobistej i znaczącej, to jestem jak najbardziej za. Pozostając przy kwestii wydobywających się z gardła dźwięków – nie wszystko na „The Satanist” jest krzyczane po angielsku. Ba, nie wszystko nawet jest wrzaskiem. Podobnie jak w przypadku znajdującego się na „Evangelion” utworu ’Lucifer’, również tutaj Nergal puścił oko do swoich rodaków, a ma to miejsce w utworze ’In The Absence Ov Light’. Po szybkiej, pełnej perkusyjnych eskapad grze i charakteryzującej się świetnym riffem sekcji ten sam motyw kontynuowany zostaje na gitarze akustycznej, a Nergal w spokoju cytuje słowa Witolda Gombrowicza. Wrażenie wywarte na słuchaczu po nagłym powrocie do growlu i metalu jest nieprawdopodobne.
Co jeszcze tutaj może zaskoczyć? Wspomniałem o różnorodnej perkusji, świetnie komponujących się riffach, przybrudzonym brzmieniu, obecności chórów i orkiestry. Warto jeszcze zwrócić uwagę na wysunięty do przodu bas – nie zawsze pokrywa się on z gitarą i jest w każdym momencie doskonale słyszalny. Tutaj wielka pochwała należy się Orionowi. Jego partie czynią wszystkie utwory bardziej soczystymi i pełnymi, ale też nie męczącymi. Jedyne, czym zawarte na „The Satanist” utwory mogą przygniatać to klimat, brzmienie czy oryginalnie brzmiące, jakby inne od tych z poprzednich wydawnictw, solówki. Nie ma tutaj mowy o męczącej perkusji, mających za mało środka lub wysokich tonów gitarach czy monotonnym wokalu. Kilka miesięcy spędzonych na ustalaniu brzmienia w studiu z pewnością nie poszły w tym przypadku na marne.
Przyznam szczerze, że po zapowiedziach płyty spodziewałem się albumu, który w pełni zrozumie i doceni jedynie Nergal i jego koledzy – obawiałem się czegoś zbyt osobistego, przesadzonego, patetycznego czy zwyczajnie nudnego. Utwory na krążku zdają się wpisywać nie tyle w sztywny i utarty kanon metalu czy deathu – kryteria oceniania „The Satanist” powinny skupiać się bardziej na czynniku indywidualnym i ludzkim, a ten trzyma się tutaj niezwykle dobrze. „The Satanist” owszem, jest osobiste, ale wszystko tutaj jest niezwykle wysmakowane, przystępne i po prostu doskonałe. Od klimatycznego ’Blow Your Trumpets Gabriel’, poprzez singlowe ’Ora Pro Nobis Lucifer’ i mordercze ’Amen’, a skończywszy na ostatnim ’O Father O Satan O Sun!’ – jest to album zjawiskowy i porażający muzyczną dojrzałością. Zamykającego album utworu nie opisywałem specjalnie – wprowadza on w stan poruszenia, osłupienia czy wręcz wzruszenia, tego trzeba doświadczyć samemu. Za nagranie tego albumu Nergalowi i spółce należą się oklaski na stojąco. Jeśli przeżycie swoistego katharsis tak wpływa na jakość komponowanych przez lidera Behemotha utworów, to pozostaje nam życzyć mu jak najwięcej mocnych przeżyć, jednak tym razem samych pozytywnych.
Tracklista:
1. Blow Your Trumpets Gabriel
2. Furor Divinus
3. Messe Noire
4. Ora Pro Nobis Lucifer
5. Amen
6. The Satanist
7. Ben Sahar
8. In the Absence ov Light
9. O Father O Satan O Sun!
Ocena: 10/10
Bartosz Pietrzak