Niegdysiejsza królowa grunge’u przedstawia nam kolejne stadium swojej muzyczno-osobowościowej ewolucji. „The Hope Six Demolition Project” to znów bardzo politycznie zaangażowana płyta, będąca kontynuacją kierunku obranego na „Let England Shake”.
Jeżeli wciąż pamiętacie i tęsknicie za PJ Harvey z przełomu lat 90/00, to w dalszym ciągu nie będziecie zachwyceni jej drogą rozwoju. Swoją przygodę z brudnym rockiem Polly zakończyła na albumie „Uh Huh Her”. Od czasów „White Chalk”, czyli od prawie 10. lat, eksperymentuje z instrumentarium oraz brzmieniem. O ile akustyczne „White Chalk” można było jeszcze tłumaczyć chęcią odetchnięcia po 15. latach gitarowego, hałaśliwego grania, o tyle „Let England Shake” oficjalnie potwierdził, że PJ Harvey zakończyła rockowy rozdział swojej kariery. Nowy album jest utrzymany w podobnym klimacie, jak poprzednik, a chociażby w „A Line in the Sand” Polly jest najdalej od takich utworów, jak „Meet Ze Monsta” czy „Who the Fuck?” jak to tylko możliwe. Gitarę elektryczną zamieniła na cytrę, a przesterowany, niski wokal zamieniła na niebiański sopran. Co prawda gitary elektrycznej jest tu więcej niż na „Let England Shake”, lecz nie jest ona wiodącym instrumentem, a raczej częścią bogatej aranżacji.
Chwytliwym, prostszym i singlowym numerem jest chyba tylko otwierający płytę „The Community of Hope” – typowy dla artystki, oparty na paru chwytach, lecz jakby bardziej optymistyczny… jedynie w warstwie muzycznej. Opowiada ona o beznadziei, która może mieć miejsce nawet w tak rozwiniętym miejscu na świecie, jak Waszyngton – jedno z największych miast Stanów Zjednoczonych. Płyta jest kolejną po „Let England Shake” poruszającą ważne społeczne tematy już nie tylko w jej rodzimej Anglii – inspiracją było odwiedzenie przez artystkę tak różnych miejsc jak Kosowo, Afganistan, czy wspomniany Waszyngton. Drugim bardziej gitarowym fragmentem jest „The Wheel”, który również okazał się singlem promującym płytę, a najcięższy okazuje się „The Ministry of Defence”. W muzyce PJ nie chodzi jednak o ciężar, dlatego tym razem większość aranżacji opartych jest na instrumentach dętych, które też są nowością w jej twórczości.
Należy również wspomnieć, że już samo tworzenie albumu było eksperymentem – muzycy przez miesiąc odbywali otwarte próby w londyńskim Somerset House, gdzie można było obserwować ich przy pracy i słuchać postępów nad tworzonym materiałem. W wielu aspektach jest więc on zupełną nowością w dyskografii PJ Harvey. Pomimo, że na pewno zostanie uznany za kolejny przełom i artystyczny sukces, ja wciąż tęsknię za grunge’ową Polly z okresu „To Bring You My Love” – „Uh Huh Her” i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś sięgnie po swojego Gibsona Thunderbirda. W końcu czy jest na świecie coś piękniejszego, niż kobieta z gitarą?
2. „The Ministry of Defence”
3. „A Line in the Sand”
4. „Chain of Keys”
5. „River Anacostia”
6. „Near the Memorials to Vietnam and Lincoln”
7. „The Orange Monkey”
8. „Medicinals”
9. „The Ministry of Social Affairs”
10. „The Wheel”
11. „Dollar, Dollar”
Wyro(c)k
0-10 Sad But True
11-20 Bad Reputation
21-30 Wild Thing
31-40 Satisfaction
41-50 Another Brick in the Wall
51-60 Proud Mary
61-70 Highway To Hell
71-80 2 Minutes to Midnight
81-90 Ace of Spades
91-100 Master Of Puppets
- Pierwsze wrażenie7
- Wokal8
- Instrumentarium8
- Brzmienie8
- Repeat mode7