Tej płyty miało nie być. Choć przez lata docierały do nas informacje, że Ozzy przymierza się do nagrania nowego albumu solowego, zawsze kończyło się to komentarzem, że „w obecnych czasach płyt nie opłaca się już nagrywać”. Wszystko zmieniło się, gdy muzyk i producent Andrew Watt zaproponował Ozzy’emu wzięcie udziału w utworze rapera Post Malone. Sukces piosenki ‘Take What You Want’ sprawił, że Osbourne i Watt poszli za ciosem i w ciągu paru tygodni powstała płyta „Ordinary Man”.
Album powstawał w ciekawy sposób. Watt (znany m.in. z supegrupy California Breed) zaprosił do współpracy dwie legendy rocka – Chada Smitha z Red Hot Chili Peppers oraz Duffa McKagana z Guns N’ Roses. Ten dream team błyskawicznie uporał się z przygotowaniem muzyki – większość kompozycji została napisana w ciągu tygodnia. Następnie pomysły zostały przedstawione Osbourne’owi, który dopracowywał linie melodyczne i w ciągu kolejnych paru tygodni album został nagrany.
Na krążku obok Smitha i McKagana pojawiają się inni znakomici goście – Slash oraz Tom Morello, a także sam Elton John. Pomysł na tytułową piosenkę wyszedł od Andrew Watta, natomiast Ozzy’emu muzyka skojarzyła się z balladami Eltona z lat 70-tych. Skoro tak, czemu by nie zaprosić do współpracy samego Eltona? Muzyk chętnie się zgodził i użyczył swojego głosu, natomiast Watt został wysłany do studia Abbey Road, by nagrać orkiestrę. Tak powstał jeden z jaśniejszych punktów płyty i jedna z najpiękniejszych ballad Ozza, w której po raz kolejny pokazuje swoją sentymentalną stronę. W tekstach Ozzy zawsze stosował patent rozliczania się z przeszłością, jednak na „Ordinary Man” jest do dominujący temat. Trudno się dziwić, bo wobec ostatnich problemów zdrowotnych wokalisty można niestety przypuszczać, że to ostatnia jego płyta.
Jeżeli ktoś oczekuje od Księcia Ciemności posępnego hard rocka, to oczywiście się nie zawiedzie. Najlepszym przykładem jest chyba pierwszy singiel ‘Under the Graveyard’ przypominający mi trochę ‘Damaged Soul’ z „13” Black Sabbath. Złowieszczy, ciągnący się ‘Goodbye’ jest z kolei przełamany świetnym przyspieszeniem w refrenie. Ozzy śpiewa: „Czekam w czyśćcu/Nie boję się spłonąć w piekle/Wszyscy moi przyjaciele czekają już na mnie/Słyszę jak płaczą o pomoc”. W ogóle płyta od strony tekstowej jest bardzo ciekawa. Otwierający album ‘Straight to Hell’ opowiada o uzależnieniu właśnie z perspektywy tej ciemnej, niszczącej siły ciągnącej biedaka wprost do piekła – temat znany między innymi z ‘Master of Puppets’ Metalliki.
Każda z opublikowanych przed premierą płyty piosenek robiła wrażenie, jednak moimi osobistymi faworytami z „Ordinary Man” są ‘Today is the End’ oraz ‘Scary Little Green Men’. Pierwsza ma niesamowicie chwytliwy refren – typowy Ozzy, którego kochamy za te linie melodyczne zapadające w pamięć na zawsze. ‘Scary Little Green Men’ to z kolei hardrockowy numer przypominający mi trochę czasy „Down to Earth”, który uzależnia z każdym przesłuchaniem. Do utworu zresztą już powstaje teledysk – w Ozzy’ego z klipu ‘Gets Me Through’ wcielił się sam Jason Momoa.
Od strony muzycznej i tekstowej wszystko więc się zgadza. Co natomiast z jeszcze jednym elementem, który od lat jest stałym elementem dyskusji? Osoby, którym przeszkadza produkcja albumów Ozzy’ego znów będą miały powody do narzekań. Tak, jest sztucznie, głos Osbourne’a znów jest przetworzony i podrasowany, co boleśnie słychać chyba przede wszystkim w ‘Ordinary Man’, która jako ballada powinna być najbardziej naturalna brzmieniowo. Instrumenty również potraktowane są specyficznie, szczególnie gitary momentami brzmią bardzo nienaturalnie i komputerowo (chociażby „słynna” już solówka w ‘Under the Graveyard’). Słychać, że muzyka wyprodukowana jest według nowych trendów, zgodnie z którymi staje się coraz bardziej zdehumanizowana – ma to być po prostu idealny produkt. Trochę brakuje tutaj przestrzeni i naturalności, która jest tak ważna w muzyce rockowej, gdzie grają prawdziwe instrumenty. Taka jest jednak „uroda” Ozzy’ego od czasów „Ozzmosis”. Ja się do tego przyzwyczaiłem i zupełnie to akceptuję. Zastanawiam się jednak jak brzmiałyby te świetne kawałki, gdyby zagrał na nich Zakk Wylde, a wyprodukował je bardziej „oldschoolowy” producent niż 30-letni Andrew Watt zajmujący się również rapem i R&B.
Warto dodać, że bonusem na płycie jest ‘Take What You Want’, czyli wcześniej wspomniany utwór Post Malone, od którego całe przedsięwzięcie się zaczęło. Post udziela się w jeszcze jednym numerze – ‘It’s a Raid!’. Rozpoczyna go przesterowane basowe intro, które zgodnie ze słowami Watta zostało zainspirowane Motorhead. Mamy więc też lekki ukłon w stronę przyjaciela Ozzy’ego – Lemmy’ego Kilmistera. Cały kawałek zakończony okrzykiem „Fuck you all!” jest jednak dość zabawny i należy go traktować z przymrużeniem oka.
Pierwsza od 10 lat płyta Ozzy’ego Osbourne’a moim zdaniem spełnia oczekiwania i nie pozostawia niedosytu. Jest to zbiór doskonałych utworów – za każdym razem „wyławia się” coś innego, a to dopiero parę przesłuchań. „Ordinary Man” z pewnością na dłużej zagości w moim odtwarzaczu. Jeżeli ma to być ostatnia płyta Ozzy’ego, to żegna się z publicznością z klasą. Oby jednak nie było to jego ostatnie słowo!
Ozzy Osbourne – Ordinary Man:
1. „Straight to Hell”
2. „All My Life”
3. „Goodbye”
4. „Ordinary Man” (featuring Elton John)
5. „Under the Graveyard”
6. „Eat Me”
7. „Today is the End”
8. „Scary Little Green Men”
9. „Holy for Tonight”
10. „It’s a Raid”
11. „Take What You Want”
Wyro(c)k
0-10 Sad But True
11-20 Bad Reputation
21-30 Wild Thing
31-40 Satisfaction
41-50 Another Brick in the Wall
51-60 Proud Mary
61-70 Highway To Hell
71-80 2 Minutes to Midnight
81-90 Ace of Spades
91-100 Master Of Puppets
- Pierwsze wrażenie8
- Wokal7
- Instrumentarium7
- Brzmienie7
- Repeat mode9