Czym różni się sztampowy black metal od tego bardziej wysublimowanego? Tym, że pierwszy powiela utarte schematy, drugi zaś, opierając swój szkielet na prekursorach tworzy coś innego, autorskiego. Taki właśnie jest Mepharis. Chłopaki nie chcą za wszelką cenę redefiniować gatunku, a w zmian starają się tworzyć coś nowego, dalej mieszczącego się w pewnych kręgach.
Gdy spojrzymy na okładkę ‘’Sic Luceat Lux’’ pierwsze wrażenie może być takie, że to posępny black metal. Łacińska sentencja wypowiedziana w intro rozpoczynającym krążek dalej utwierdza w takim przekonaniu. Mepharis zdecydowanie uplasował swoje granie w typowych dla przełomu lat 80-90 kanonach, co w ostatnim czasie jest mało spotykane. Proste, garażowe granie, powinno spodobać się wielbicielom muzyki z początków undergroundowej sceny, nawet tej skandynawskiej. Kompozycje znajdujące się na ”Sic Luceat Lux’’ to połączenie elementów doom metalowych, blackowych, niekiedy thrashowych czy death metalowych. Jedno jest pewne – muzyka, tak jak i okładka jest posępna, smutna i bardzo ambitna.
Otwierający krążek 'Hatemaker’ to solidny łomot. Mocarne riffy i blasty równoważą się z łagodnymi przejściami, które co nie co zwalniają tempo utworu. To wszystko sprawia, że kompozycja ma niezwykły klimat i zawiera dozę tajemniczości, którą bardzo mocno sobie cenię. Pewnym odstępstwem jest 'Iscarioth’. W przeciwieństwie do reszty albumu, jest żywszy i zalatujący nieco thrashem. Z kolei kilka innych utworów z 'Hermit’s Tale’ na czele to atmosferyczne granie, które nasuwa na myśl wczesną twórczość chociażby Paradise Lost.
Choć utwory mają podobną budowę, to różnorodne tempa i liczne zmiany nastroju nie pozwalają się nudzić. Najmocniejszą stroną płyty jest zarówno muzyka jak i klimat, który jej zawdzięczamy. Motywy gitarowe robią wrażenie i mimo wielu kombinacji zachowują idealną równowagę. Przejścia pomiędzy tempami może i bywają zbyt gwałtowne, ale w żaden sposób nie rzutuje to na całokształt instrumentarium.
Moje wymagania co do albumu były wysokie, ale nie zawiodłam się – było nostalgicznie, a czasem posępnie i smutno. Choć nadmiar negatywnych emocji może sprawiać wrażenie przytłaczającego, to warto zatrzymać się przy tym krążku i pozwolić działać emocjom. Chwila zadumy przy tak nastrojowej muzyce skłania do wielu przemyśleń i głębokich refleksji. Ten zaledwie półgodzinny materiał potrafi poruszyć i chyba właśnie to sprawia, że album staje się wyjątkowy i zdecydowanie warty uwagi.
02. Hatemaker
03. Suicide Aveniue
04. Hermit’s Tale
05. Sic Luceat Lux
06. Iscarioth
07. Dance of Memories
08. Innocence Died
Wyro(c)k
0-10 Sad But True
11-20 Bad Reputation
21-30 Wild Thing
31-40 Satisfaction
41-50 Another Brick in the Wall
51-60 Proud Mary
61-70 Highway to Hell
71-80 2 Minutes to Midnight
81-90 Ace of Spades
91-100 Master of Puppets
- Pierwsze wrażenie8
- Instrumentarium8
- Wokal8
- Brzmienie9
- Repeat8