Amon Amarth uchodzi za jeden z tych zespołów, których fani przed premierą nowej płyty nie czują niepokoju związanego z tym, że z głośników albo słuchawek popłynie strumień komercyjnego i nieadekwatnego materiału w stosunku do dotychczasowego dorobku formacji. Od kilkunastu lat Szwedzi prezentują światu melodic death metal najwyższych lotów, a każdym kolejnym albumem tylko umacniają swoją pozycję na scenie międzynarodowej. Co prawda dla niektórych stali się przewidywalni, ale nie zmienia to faktu, że większość fanów z zapartym tchem wyczekiwała premiery 10. już albumu w dyskografii, ale pierwszego koncepcyjnego, zatytułowanego „Jomsviking”.
Nie miałem szczególnych oczekiwań względem najnowszego wydawnictwa Amon Amarth. Nie wymagam od nich nie wiadomo jakich rewolucji w brzmieniu, nie czuję potrzeby, żeby wypływali na nowe wody i zmieniali swój styl. Jedyne, czego się spodziewałem, to że dostanę porządną dawkę metalu, która ostro skopie mi tyłek.
Nawet roszada kadrowa w zespole, który po 17 latach opuścił perkusista Fredrik Andersson, nie zachwiała mojego przekonania, że „Jomsviking” zaspokoi oczekiwania fanów. Amon Amarth słynie z tego, że nie zawodzi. Z kolei informacja, że gościnnie w jednym z utworów wystąpi legendarna Doro Pesch, sprawiła, że niecierpliwie odliczałem dni do 25 marca. Dodatkowo niektóre z udostępnionych przedpremierowo kawałków zawierało dotąd niespotykane u Szwedów elementy… Ale po kolei.
Płytę otwiera 'First Kill’, będący jednocześnie pierwszym singlem udostępnionym przez zespół. Szybko zostaje zarysowana fabuła zawarta na płycie i dowiadujemy się, że główny bohater dopuszcza się morderstwa (motywem oczywiście jest miłość do kobiety), przez co – okrzyknięty zdrajcą – opuszcza rodzinne strony, ścigany przez pobratymców. Wszystkiemu temu towarzyszy klasyczny „amonowy” melo-death, w którym nie mogło zabraknąć podwójnej stopy, brutalnego growlu Johanna Hegga i tremola na gitarach wygrywającego w refrenie melodię pod wokal. Do tego dochodzi niezła solówka i mamy materiał na utwór, który na wielu koncertach, nie tylko trasy promującej „Jomsviking”, zagości w setliście.
Następny na rozkładzie ‘Wanderer’ opowiada o trudach samotnej wędrówki przez mroźne krainy, a pod względem muzycznym świetnie udało się ukazać zarówno wewnętrzne przeżycia bohatera, jak i nieprzewidywalność natury, zsyłającej potężną zamieć śnieżną. ‘On a Sea of Blood’ to natomiast bezkompromisowe 4-minutowe naparzanie, w trakcie którego trudno wysiedzieć w miejscu. No ale przecież jak inaczej opisać scenę morskiej batalii ze smokiem? Thrashowe intro w połączeniu z melodyjnym refrenem i solówką stworzyły zabójczą mieszankę, dzięki której nie da się obojętnie przejść obok tego utworu – trzeba dużo samozaparcia, żeby nie zapętlać go w kółko.
Niemal każdy kawałek na „Jomsviking” bezbłędnie oddaje nastrój w nim panujący. I tak oto mamy szybkie i agresywne 'One Against All’ i 'Vengeance is my Name’. Ten pierwszy dodatkowo zyskuje swoją konstrukcją, charakterystyczną dla klasycznej już płyty „With Oden on our Side”, a drugi wyraźnie czerpie z thrash metalu, co „znudzonych klasycznym Amonem” z pewnością zainteresuje. Na tym nie koniec niespodzianek, bo 'At Dawn’s First Light’ (drugi singiel) zaskakuje swoją mini-solówką, o którą prędzej posądzalibyśmy Iron Maiden, co znowu o kilka punktów podnosi ocenę płyty. Za kolejną perełkę śmiało można uznać 'The Way of Vikings’, w którym od samego początku budowany jest bojowy nastrój, któremu towarzyszą opisy ciężkich treningów, mających na celu doskonalenie umiejętności bitewnych Wikingów. Z kolei sam riff otwierający przypomina ten z pochodzącego z płyty „The Fate of Norns” utworu 'The Pursuit of Vikings’, a fakt ten powinien zwrócić uwagę fanów „starszego Amona”. W ten sposób Szwedzi udowadniają wszystkim niedowiarkom, że nadal wiedzą, jak powinno się łoić dupska. W takich momentach trudno nie tupać do rytmu, dumając o potrzebie zapuszczenia brody.
Nie zabrakło również wolniejszych (bo stwierdzenie „lżejszych” byłoby nieodpowiednie) kompozycji. O ile do 'Raise your Horns’ najbardziej pasuje określenie „dostojny”, „pompatyczny”, a po kilkukrotnym przesłuchaniu może i trochę „monotonny”, o tyle 'One Thousand burning Arrows’ to utwór, którego zapewne niewielu spodziewało się usłyszeć na tej płycie. I jest to jak najbardziej pozytywne zaskoczenie. Co prawda po jego tematyce (pogrzeb króla) można by wnioskować, że nie usłyszymy w nim potężnie brzmiących gitar czy dudniącej perkusji, ale Szwedzi poszli o krok dalej i zaprezentowali hymn ku czci poległego wodza, który po pierwsze jest niesamowicie klimatyczny, a po drugie tekst świetnie współgra ze spokojnym riffem gitarowym, który co chwila przypomina, że maszerujemy w kondukcie pogrzebowym, a niebo rozświetlają płonące strzały.
W końcu przychodzi kolej na utwór, przy którym stawiano najwięcej znaków zapytania. Chyba nikt nie wiedział, czego spodziewać się po 'A Dream that Cannot Be’, w którym po raz pierwszy w dyskografii Amon Amarth do głosu dochodzi przedstawicielka płci pięknej. Po uważnym przesłuchaniu z przykrością stwierdzam, że jest to najsłabsze ogniwo na płycie. Pod względem instrumentalnym nie ma absolutnie do czego się przyczepić, ale duet, w którym na zmianę mamy do czynienia z growlem Hegga – za pomocą którego chce zdobyć względy kobiety, dla której na początku popełnił morderstwo – i czysty śpiew Doro, którym tłumaczy swojemu adoratorowi, że nie mogą być razem, w tym konkretnym przypadku nie zrobił pozytywnego wrażenia. Dodatkowo warstwa liryczna diametralnie odstaje od reszty płyty, a moment, w którym oba wokale śpiewają równocześnie, jest wręcz groteskowy. Nie bez powodu Jim Carrey swego czasu naśmiewał się z tego, jak mogą wyglądać takie duety. Są przypadki, kiedy owoc tego rodzaju kolaboracji może być dość smakowity, chociażby w przypadku In Flames i ich 'Dead End’ albo ’The Void Alone’ zespołu Fallujah, ale Amonowi tym razem się nie udało.
Na szczęście z odsieczą przybywa, zamykający całą przygodę z albumem, ponad 7-minutowy 'Back on Northern Shores’, opisujący ostateczną bitwę, w której rozstrzygają się losy bohatera. Okręt, przy akompaniamencie ciężkiej gitary i z początku przytłaczającej sekcji rytmicznej, leniwie płynie przez zamglone i niewzburzone morze na spotkanie z nieprzyjacielem. Pierwsza zmiana rytmu następuje w momencie, kiedy północny wiatr rozwiewa mgłę, a obie armie stają naprzeciw siebie, przygotowując się do uderzenia. W chwili, gdy pierwsze strzały wzbijają się w powietrze, przez kilkanaście sekund narasta napięcie, a następnie zaczyna się bezlitosna jatka, której wtóruje ostry gitarowy riff i nieoszczędzająca nikogo perkusja. Wszystko to przeplatane nostalgicznym refrenem, w którym bohater oczekuje na swoje przeznaczenie – śmierć w chwale.
I w taki oto sposób końca dobiega nasza przygoda u boku Wikingów. Przygoda, która nie tylko wciąga dopracowanymi do perfekcji opisami walk, tworzącymi spójną opowieść z ciekawą fabułą, ale również odznacza się przemyślanymi kompozycjami. Zaryzykuję stwierdzenie, że jest to najrówniejszy krążek od czasów „Twilight of the Thunder God”, a już na pewno najbardziej urozmaicony. Szwedzi nie stosują taryfy ulgowej, a mimo to udało się zachować zapadające w pamięci melodie, będące znakiem rozpoznawalnym zespołu. Brzmieniowo przyczepić można się tylko do ledwo słyszalnego basu, ale trudno oczekiwać innego rezultatu, kiedy mamy do czynienia z tak intensywną muzyką, w dodatku w mocno obniżonym strojeniu. Album powinien spełnić oczekiwania fanów i z pewnością przez najbliższe tygodnie zagości na ich odtwarzaczach. Nie mogę się doczekać, aż usłyszę te utwory na żywo, co powinno nastąpić jeszcze w tym roku, o czym poinformował gitarzysta w wywiadzie, którego nam udzielił. „Jomsviking” bez dwóch zdań odciśnie pozytywne piętno na kartach historii Amon Amarth, a mnie nie pozostaje nic innego, jak z czystym sumieniem zachęcić do przesłuchania tego epickiego wydawnictwa.
- First Kill
- Wanderer
- On a Sea of Blood
- One Against All
- Raise your Horns
- The Way of Vikings
- At Dawn’s first Light
- One Thousand burning Arrows
- Vengeance is my Name
- A Dream that Cannot Be
- Back on Northern Shores
1 Sad But True
2 Bad Reputation
3 Wild Thing
4 Satisfaction
5 Another Brick in the Wall
6 Proud Mary
7 Highway To Hell
8 2 minutes to midnight
9 Ace of Spades
10 Master Of Puppets
- Pierwsze wrażenie7,5
- Instrumentarium9
- Wokal9
- Brzmienie8,5
- Koncept10
- Repeat mode8,5