Pierwszego dnia Nihil stworzył „Księżyc Milczy Luty”. Następnie usiadł na zydlu i siedząc, prawie z marszu, stworzył „Niewiosnę”.
Zacznijmy jednak tam, gdzie wypada, czyli od kilku zdań wprowadzenia na temat tego, skąd ów zydel się wziął. Trójmiejskie Blindead celebrowało w ubiegłym roku dziesięciolecie „Autoscopii…”. Był i jest to album, który z pozycji muzycznej ciekawostki byłego muzyka Behemoth, Mateusza „Havoca” Śmierzchalskiego, pokazał, że przez otwarte drzwi można wchodzić z futryną we własnych ramionach. „Affliction…”, kolejne pełnowymiarowe dokonanie zespołu to płyta, która spowodowała, że słysząc hasło post-metal z Polski, mimowolnie kierowaliśmy słuch w kierunku rzeczy dokonanych właśnie przez Blindead. Nic nie może przecież wiecznie trwać; zaczęły się wieloletnie perturbacje w składzie, zmiana wokalisty (z uważanego za jednego z najbardziej utalentowanych polskich przeponowych Patryka Zwolińskiego, na znanego z Ampacity Jana Galbasa, który to stosunkowo szybko zdecydował się opuścić osłabiony wcześniej skład; po wielu upływających miesiącach miejsce przy mikrofonie zajął Piotr Pieza), Bartosz Hervy zaczął poważnie chorować, stanowisko odpowiadającego za niski dół objął Włoch, Matteo Bassoli, występujący aktualnie m.in.: z Nergalem w projekcie Me and That Man, ale i on wystąpił z nowo formującego się szeregu. Przyszłość zespołu wydawała się być niepewna, zaś w moim odczuciu po wydaniu „Affliction…” ekipa stosunkowo zaczęła tracić formę studyjną (zaznaczam – studyjną, nie koncertową).
Wiele zdań wielokrotnie złożonych, bogatych na dodatek w równie wiele nazwisk, prawda? Łatwo się w tym wszystkim pogubić, ale nareszcie docieramy do klarującego się konsensusu. Pojawiły się żarty, że z Blindead grali już wszyscy muzycy z Trójmiasta. W ubiegłym roku kanały społecznościowe zespołu obiegła informacja, że powyższe zmiany w szeregach dobiegły końca, a Blindead to obecnie trio, w którego skład wchodzą Śmierzchalski, Ciesielski i Hervy (odpowiedzialni kolejno za gitary, perkusję i elektronikę/sample). W styczniu bieżącego roku dziewiętnastego, wieku dwudziestego pierwszego dowiedzieliśmy się z krótkich, zwartych i tajemniczych informacji prasowych, że wspomniany triumwirat zamyka się w domku w kaszubskich lasach celem stworzenia nowej muzyki wraz z gościem specjalnym. Nie zostanie on przedstawiony szerszej publiczności przez dwa kolejne miesiące. Zaczęły się spekulacje; sam obstawiałem wizytację Nihila, lidera Furii, Morowe i członka MasseMord (czy MasseMord jeszcze funkcjonuje? – przyp. red.). Jakże szeroki banan uśmiechu pojawił się na mojej kartoflanej twarzy, gdy okazało się, że obstawiłem dobrze. Michał Kuźniak (bo tak naprawdę zwie się Nihil), współpracował zresztą ze Śmierzchalskim już wcześniej, dostarczając album o tak skomplikowanym tytule, że postanowiłem zachęcić Was do skorzystania z przeglądarki internetowej.
Pierwszy singiel z najnowszego albumu Blindead, zatytułowany zresztą tak samo jak płyta to trwający ponad dziesięć minut potężny moloch. Z miejsca trafił on w gusta Waszego recenzenta; zaznaczam jednak, że stosunkowo długie formy muzycznego dialogu raczej mnie odpychają zamiast do siebie przyciągać. Cenię sobie za to umiejętność wprowadzania odbiorcy w nieprzerwany niczym trans. Takie uczucie towarzyszyć Wam będzie od pierwszej do ostatniej sekundy utworu otwierającego cały ten muzyczny, nieuporządkowany bajzel. Mantryczny, nieprzerwany riff zestawiony z mrocznymi i niepokojącymi dźwiękami serwowanymi przez Bartosza Hervy’ego oraz niskobudżetowym klipem – również autorstwa nadwornego polskiego elektronika post-metalu – zaciekawił mnie do tego stopnia, że poważnie zastanawiałem się w jaki sposób odnaleźć się w tej miksturze ma sam Nihil i jego charakterystyczne, wysokie skrzeki. Nihil jednak, jak to Nihil ma w zwyczaju, zaatakował znienacka elementem zaskoczenia. Okazało się, że Ślązak postawił na melodeklamację, połączoną z oszczędnymi tekstami trafiającymi w sedno sprawy, nie ingerując nadto w brzmienie samego zespołu. Umiejętnie nadał on dźwiękom Blindead nowy wydźwięk, a w zasadzie nową jakość i powiew morowego powietrza, które zdaje się ciągnąć za jego dotychczasową twórczością kilometrami. „Rok dziewiętnasty, wiek dwudziesty pierwszy. Ludzie nie przestali” – te dwa wersy to prawie połowa pierwszej z dwóch zwrotek, które usłyszymy w otwierającej album „Niewiośnie”. Dalszej części tekstu nie będę Wam, drodzy czytelnicy, w tym miejscu przytaczał. Mam dwa konkretne powody. Jednym z nich jest rzecz jasna odsłuch całości materiału i wyciągnięcie własnych, osobistych wniosków, a drugim klauzula sumienia i kwestie „społeczno-cywilizacyjno-prawne”, które wyklarują się Wam zaraz po pierwszym przesłuchaniu tytułowego utworu. Sama warstwa wokalna jest zresztą w jakimś stopniu stylistycznie zbliżona do niniejszej recenzji. Celowo postawiłem na język kwiecisty, który nie jest formą odpowiadającą większości odbiorców. Dla każdego nie jest również język i „bełkot” Nihila. Ci, którzy uważają, że teksty ów pana to grafomania bądź kompletne głupoty, od mojej noty końcowej z pewnością odejmą nawet dwa oczka.
Nie będę w tym miejscu opisywał również tego, co wydarza się bezpośrednio w każdym kolejnym zarejestrowanym numerze. Dodam jedynie, że na „Niewiośnie” usłyszycie zarówno wolne, charakterystyczne dla Blindead riffy, jak i echa kraut rocka, black metalu, muzyki industrialnej, szerokopojmowanego stylu noir i surf rocka, a także syntezatorów rodem z „Nowej Aleksandrii” Siekiery. Wszystko to zespolone zostało znakiem jakości Blindead plus Nihil. Okazuje się bowiem, że północny wiatr może mocno duć również wewnątrz śląskiej kopalni. A może to węgiel i hałdy przetransportowano na pomorskie plaże? Oceńcie sami, najlepiej w ciemnym pomieszczeniu, przygotowując wcześniej słuchawki – artyści zafundowali swoim fanom podróż wewnątrz nas samych, jednocześnie obierając ścieżkę prowadzącą w głąb równie ciemnego i gęstego lasu. To, co wyniesiemy z takiej wycieczki uwarunkowane jest tym, kim jesteśmy. Być może nie wyniesiemy nic, być może pusty plecak zostanie zapełniony. Zespół i Nihil do niczego nie zachęcają, ale też niczego nie negują. Wypisz, wymaluj, cały Nihil.
Album „Niewiosna” pozbawiony jest prostych piosenek, co nie oznacza, że minisuity stworzone przez zespół są trudne w odbiorze. Blindead, znane z tego, że z materiału na materiał zrzuca skórę i rozpoczyna kolejny etap swojej twórczej ewolucji, tym razem postanowiło zrzucić nie tylko skórę, jak i ostatnimi czasy dosyć toporny i niewygodny pancerz. „Niewiosna” to najlepsze dokonanie w historii zespołu, a także nowy mianownik – śmiem wysnuć stwierdzenie, że album nagrany z Nihilem ma prawo stać się evergreenem szeroko pojętego polskiego ciężkiego, klimatycznego grania. Myślałem, że „Vacuum” Entropii wyczerpało temat postowego, mocno instrumentalnego brzmienia; Blindead nie tylko przeskoczyło zawieszoną wysoko poprzeczkę, ale także umieściło ją niebotycznie wysoko. W tym miejscu słowo niebotycznie sprawia wrażenie oksymoronu względem przekazu lidera Furii. „Niewiosna” pełna jest takich niepowodzeń. Zrobiłbym wiele, by Nihil na stałe dołączył do kolejnego w swojej karierze zespołu, stanowiąc jego czwarty pierwiastek i niezwykle ważną składową. Dla mnie to, co usłyszałem, to aktualnie płyta roku. Niezwykle ciężko będzie ją komukolwiek zdetronizować. Tron w tym przypadku również zdaje się być określeniem chybionym; lepiej byłoby założyć, że i samo Blindead usiadło na zydlu. I jest im tam przyjemniej, niż wewnątrz wygodnego, ale stosunkowo wyeksploatowanego fotela.
Wyro(c)k
+ Nihil
+ to nowe Blindead i najlepsze w historii Blindead Blindead
+ klimat, który porywa i nie odpuszcza do ostatniego dźwięku
+ udany mariaż stylów, które na pierwszy rzut ucha nie mają prawa się ze sobą zazębiać
- Nihil (dla tych, którzy za Nihilem nie przepadają)
- PIERWSZE WRAŻENIE10
- Repeat Mode10
- INSTRUMENTARIUM10
- WOKAL10
- BRZMIENIE10
- REPEAT MODE10