W ostatni weekend, 6 i 7 kwietnia, zawitała do Polski trasa „Codex Omega Tour”, w ramach której SepticFlesh, jako główna atrakcja koncertów, promuje wydany dwa lata temu swój ostatni i rewelacyjny album studyjny „Codex Omega”. Ponadto grekom w zniszczeniu Poznania i Warszawy pomagały inne zacne hordy: Krisiun, Diabolical i Science Of Disorder.
Jako że mam w miarę blisko do Poznania to nie omieszkałem wybrać się w ostatnią sobotę do słynnego Bazyla, żeby wziąć udział w kolejnym metalowym święcie, tym bardziej że zestaw zespołów był zaiste mocny. Byłem też ciekawy, jak na żywo wypada SepticFlesh, ponieważ uwielbiam i cenię sobie tę grupę, a nie było mi dane wcześniej ujrzeć kwartetu w akcji. W tym miejscu chciałbym także podziękować towarzyszom podróży, Danielowi i Mariuszowi, za niezapomnianą atmosferę i materiały wideo, a Uli z Unbloody Shooting za wspaniałe zdjęcia.
Sam koncert rozpoczął się kilka minut przed czasem, kiedy na scenie zameldował się szwajcarski Science Of Disorder. Nie była mi dotąd znana twórczość formacji z kraju słynącego z banków, sera i zegarków więc zaciekawiony postanowiłem sprawdzić, co takiego mają do zaoferowania tworzącą ją muzycy. Szczerze mówiąc, nie były to jednak moje klimaty. Mieszanka metalcore’a i death metalu nie do końca do mnie trafia, lecz byli tacy, którym się to podobało. Mimo wszystko przyznam uczciwie, że to sprawny zespół i dobrze czuje się w tym, co gra – było to widoczne podczas ich występu, do którego nie mogę mieć żadnych zastrzeżeń. Była energia, dobre brzmienie i odpowiedni feeling. Uwagę zwracał też postawny i wytatuowany gitarzysta, który z pewnością wyróżnia się, gdziekolwiek się znajdzie. Szwajcarzy zagrali swój set nienagannie i z mocą dając tym samym do zrozumienia, że należy się z nimi liczyć.

Po przerwie nadszedł czas na szwedzki Diabolical, który w lutym tego roku wydał swój nowy i piąty już album „Eclipse”. Na czele tego zespołu stoi gitarzysta/wokalista Sverker „Widda” Widgren udzielający się jednocześnie w Centinex i były członek Demonical. Pod sceną zrobiło się tłoczno, co świadczy o tym, że grupa ma w Polsce swoich fanów. Co nie powinno również dziwić, w koncertowej setliście dominowały utwory z ostatniej płyty – były m.in. ‘Requiem’, ‘Betrayal’, ‘The Fire Within’ czy zagrany na koniec ‘We Are Diabolical’. Zespół zadbał też o oprawę swojego występu. Muzycy byli zakapturzeni podczas grania pierwszej kompozycji, a w trakcie ich koncertu były wyświetlane wizualizacje. Dodatkową atrakcją, ku uciesze publiczności, była wręcz nienaganna konferansjerka w naszym rodzimym języku drugiego gitarzysty i wokalisty, Carla Stjärnlöva. Diabolical dał naprawdę świetny występ i po zasłużonej owacji zebranych w klubie udał się na odpoczynek, piwo i papierosa – potwierdzam to, bo na Sverkera i basistę Dana, oddającym się właśnie tym czynnościom, wpadliśmy w Bazylowym ogródku.

Następną formacją, która miała przypuścić zmasowany atak, był brazylijski Krisiun. Trzech braci, którzy grają razem w zespole od prawie trzech dekad i których łączy historia rodzinna sprawia, że są dzięki temu zgrani jak diabli i wiedzą jak zrobić show. Był ogień, było brutalnie i nie było czasu na złapanie oddechu, bo trio raz za razem, niczym seria z uzi, zapodawała utwór za utworem. Poleciały takie strzały jak chociażby ‘Ways Of Barbarism’, ‘Slaying Steel’, ‘Descending Abomination’, ‘Slain Fate’ czy ‘Vengeance’s Revelation’. Jakby jeszcze było mało, Brazylijczycy dowalili klasykiem w postaci ‘Ace Of Spades’, wiadomo kogo, podgrzewając atmosferę i rozpętując piekło. Na scenie i pod nią szalał jakiś nieokiełznany żywioł – Krisiun to maszyna koncertowa, która dosłownie masakruje i pozostawia po sobie zgliszcza. Wieloletnie doświadczenie, kilka dekad na scenie i oddanie własnej muzyce stanowią o sile tria. Kto był i doświadczył południowoamerykańskiego uderzenia, ten wie, o czym mowa.

Po nawałnicy, której sprawcą był Krisiun, nadeszła pora na chwilę wytchnienia i przygotowania się na głównie danie wieczoru, czyli SepticFlesh. A kiedy już grecy znaleźli się na scenie, nastąpił amok. Publiczność żywo reagowała na muzykę zespołu od samego początku. Kwartet skupił się na prezentowaniu materiału z ostatnich czterech płyt, a najwięcej utworów było z „Codex Omega”, z której to zagrane zostały: ’Portrait Of A Headless Man’, od którego koncert się zaczął, ‘Martyr’, ‘Enemy Of Truth’ i zamykający show ‘Dark Art’. Cofając się wstecz w dyskografii SepticFlesh, pojawiły się jeszcze ‘Prototype’ i ‘Prometheus’ z „Titan”, ‘The Vampire From Nazareth’ i ‘Pyramid God’ z The Great Mass, a z „Communion”: tytułowy, ‘Anubis’ i ‘Persepolis’.

Pod sceną panowało również istne szaleństwo, które wyglądało prawie jak walczący tłum z obrazu „Bitwa pod Grunwaldem” Matejki, a widok kolesia robiącego pompki w młynie – bezcenny. Na szczęście w przeciwieństwie do Grunwaldu nie było żadnych zwłok czy większych – chyba – ran i kontuzji. Energia, która emanowała od SepticFlesh, była odwzajemniona przez publiczność i na odwrót co przyczyniło się do pojawienia się prawdziwej chemii między muzykami i fanami. Zresztą o to chodzi na koncertach. Jeśli jest więź, jest dobrze; gorzej dla wszystkich, jeśli jej nie ma. Jednak zespół dobrze wiedział jak rozgrzać publikę i wycisnąć z niej ostatnie soki, a ta śpiewała, skandowała nazwę i dobrze się bawiła.
Dla mnie był to wspaniały koncert, który na pewno utkwi mi w pamięci. Wiem też, że wielu osobom także zapewnił niezapomniane wrażenia. Dodatkowym plusem była wzorcowa organizacja imprezy. Wszystko przebiegało bez problemów, a i brzmienie było soczyste i czytelne. To był mój kolejny koncert U Bazyla, z którego kolejny raz wróciłem do domu zadowolony. Cóż jeszcze rzec? Było kapitalnie i jak będę miał kolejną okazję zobaczyć SepticFlesh, to na pewno z niej skorzystam.
Poniżej fotorelacja z tego wydarzenia od UnbloodyShooting