Kariera Black Sabbath dobiega końca, a muzycy, którzy są w trasie nazwanej „The End” stają się widocznie coraz bardziej sentymentalni. Gitarzysta Tony Iommi w ostatnim wywiadzie przyznał, że brakuje mu wspólnych żartów z Billem Wardem, który ostatecznie nie wziął udziału w reaktywacji i nagraniach płyty „13” i przy okazji przywołał parę ciekawych historii:
Mieszkaliśmy w domu Johna DuPonta w Los Angeles, kolesia który był właścicielem farb DuPont. Znaleźliśmy farby w jego garażu i wszyscy byliśmy schlani, więc pomyśleliśmy, że zabawnie będzie pomalować Billa na złoto od stóp do głów. Zaczął mieć konwulsje. Ratownicy medyczni nakrzyczeli na nas – „Idioci, mogliście go zabić!” Dali mu zastrzyk z adrenaliny i musieliśmy użyć rozpuszczalnika, by zmyć farbę. Na końcu wyglądał jak burak.
To był nasz pokazowy numer na imprezie, który zawsze działał aż do ostatniego razu, gdy go zrobiliśmy. Martin (Birch – producent – przyp.) słyszał te wszystkie historie o satanizmie i był trochę nerwowy. Bill zapytał przy Martinie „Czy mnie podpalisz, Tony?” Rozlałem na niego alkohol. Normalnie by się po prostu spalił, ale tym razem jego ubrania nasączyły się, więc gdy go podpaliłem wybuchł jak bomba. Tarzał się po podłodze, krzycząc i wrzeszcząc. Myślałem, że to część żartu, więc wylałem na niego więcej. Czułem się okropnie.
Ciągle z nim rozmawiam, ale raczej emailujemy. Nie mogę pomalować go na złoto emailem. Świetnie się razem bawiliśmy.
Przypomnijmy, że między muzykami, a szczególnie między Wardem, a Ozzym nie działo się ostatnio najlepiej. Ostatecznie w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach Ward nie wystąpił na żadnym koncercie po reaktywacji, mimo że niejednokrotnie zgłaszał gotowość. Black Sabbath zagrają swój ostatni koncert w Polsce już 2 lipca w krakowskiej Tauron Arenie. Więcej o tym wydarzeniu tutaj.