„Szydercze Zwierciadło”?… Nie ma o czym mówić.
Zły to ptak, co własne gniazdo kala. Krótkie stwierdzenie to jednak słowa Piotra Luczyka, zapytanego o opinię o tej płycie, z koncertowego wydawnictwa zespołu „Somewhere In Poland” z 2003 roku. Ostatni album studyjny (przed rozpadem) polskiej legendy heavy metalu rodził się w bólach, członkowie grupy byli mocno skonfliktowani ze sobą, po premierze spotkano się z umiarkowanym przyjęciem wśród słuchaczy. Czyżby los zakpił z muzyków i Zwierciadło padło ofiarą własnego zaklęcia? Czy mamy do czynienia z materiałem tak mizernym, że nie dziwi taka krytyka jego współautora ledwo 6 lat po premierze? Nazywany często najsłabszym albumem z klasycznego dorobku Kata – nie mówi to jednak wiele, gdy wszystkie pozostałe cieszyły się co najmniej pozytywnym zdaniem krytyków. Przychodzi jednak czas, kiedy recenzje i opinie to za mało – i to jest właśnie czas, by zebrać się na odwagę i samemu spojrzeć w oblicze „Szyderczego Zwierciadła”.
https://www.youtube.com/watch?v=cgUaqljfCFw
Łoże wspólne, nieprzytulne
Problemy albumu powstały jeszcze przed pierwszymi riffami. Wśród członków zespołu krążyło już widmo rychłego rozpadu, szczególnie silny był konflikt na linii Luczyk-Kostrzewski. W efekcie zespół ani razu nie spotkał się razem w studiu – utwory powstawały jako zlepienie pomysłów muzyków, brakowało współpracy przy tworzeniu nowego materiału. Nagrania zrealizowano w nowo utworzonym studiu ówczesnego gitarzysty Kata, Jacka Regulskiego. Niestety pośpiech oraz brak porozumienia spowodował, że końcowy efekt nie zadowalał muzyków – brzmienie powstało płaskie i pozbawione pazura. Marny to start dla płyty-następczyni „Róż miłości…”, uderzających słuchacza potężnym brzmieniem o wadze stada słoni. Potrzebne były naprawdę nietuzinkowe pomysły, aby możliwym było pokonanie silnej atmosfery niechęci w studiu i przykrycie braków technicznych w realizacji materiału.
Indywidualna praca muzyków w studiu zaowocowała zróżnicowaniem stylistycznym utworów. Słychać wyraźnie różnicę między kompozycjami Luczyka, utrzymanymi bliżej klasycznego nurtu metalowego, a pomysłami Jacka Regulskiego, o bardziej eksperymentalnym charakterze, który to zainspirował Kostrzewskiego jakiś czas później przy pracach nad projektem alKATraz. Co jednak dla fanów nagrania jest unikalnością utworów, dla jego przeciwników stanowi brak spójności. Rzeczywiście, jest to jedyna w całej dyskografii zespołu płyta, z której nie wypływa ściśle sprecyzowany klimat muzyki. Szóstki emanowały potężną energią grania, a dla przykładu Bastard przykuwał uwagę technicznymi niuansami. Zwierciadłu brakuje jednej, konkretnej cechy, za pomocą której można by podsumować całe nagranie. Pomijając jednak ten mankament, nie tak przecież istotny, nie ma tutaj powodów do wstydu. Utwory „Szyderczego Zwierciadła” nie są konkurentami klasyków zespołu, ale nie brzmią również monotonnie, żadnej pozycji nie brakuje pomysłów, po prostu nie zawsze są to pomysły trafione.
https://www.youtube.com/watch?v=DYvJ3YG-uhk
Znam Cię, duchu mój…
Żadna rzetelna analiza płyty Kata nie może zignorować jej kluczowego elementu, kształtującego finalny efekt pracy muzyków. Chodzi oczywiście o teksty Romana Kostrzewskiego. Na ten temat można by pisać osobny artykuł. Kontrowersyjne pióro wokalisty już od debiutanckiego albumu zapewniało zespołowi rozpoznawalność, jednocześnie skutecznie odcinało jego działalność od jakiejkolwiek formy mainstreamu. Tym razem sporą podpowiedź stanowi okładka. Choć Kostrzewski zawsze pisał teksty, które budziły oburzenie wśród środowisk katolickich, to skupiał się raczej na przesłaniu antyreligijnym. „Szydercze Zwierciadło” ma najbardziej antyklerykalny charakter z całej dyskografii. Atak następuje już w pierwszym utworze, zatytułowanym prozaicznie „Cmok-Cmok, Mlask-Mlask”. Tekst skupia się na pazerności duchowieństwa i jego zakłamanej miłości do swoich owieczek. Jakkolwiek wydawać by się mogło, że poprzednie dokonania Kata („Purpurowe Gody”…) zrobiły już wystarczającą selekcję wśród słuchaczy, dając więcej niż wystarczająco dużo powodów, by zniechęcić osoby, które mogą czuć się urażone tekstami, to i tak takie fragmenty wzbudziły zaskakująco dużo krytyki, częściowo również ze strony fanów. Osobiście jednak nie widzę powodu, by osoby, które nie rusza śpiewanie o grzechach kościoła, czy konkretnych przyziemnych rozkoszach, mogły narzekać na poziom pisania Kostrzewskiego na tej płycie. To wciąż ta sama, pokręcona poezja Romana, momentami niezrozumiała, momentami obleśna, ale wciąż unikalna i zaskakująca. Nie sposób w tym momencie powstrzymać się od zanucenia chyba najbardziej zapamiętanego fragmentu tej płyty:
Gdybym dziś wierzyć miał,
to nie lepiej w wesołą Mickey Mouse?
W duchy snów, w duchy drzew,
i w bez krwi czekoladowe msze?
https://www.youtube.com/watch?v=hE8Z-gf92zs
Kiedy mi trzeba zasnąć…
Album zamyka melancholijnym nastrojem „Trzeba Zasnąć”. W moich oczach zawsze była to kompozycja o niewykorzystanym potencjale. Rozszerzone o dodatkowe pomysły interpretacje tego utworu na akustykach zarówno Kata Luczyka jak i Kata z Romanem Kostrzewskim sugerują, że sami muzycy również czuli pewien niedosyt. W oryginalnej wersji cały starannie budowany klimat jest nagle niszczony w połowie, wraca melodia z intra płyty, brzmi to trochę tak, jakby zespołowi zabrakło czasu w studiu i nie dokończyli fajnego pomysłu na zwieńczający płytę utwór akustyczny. W zamian słuchaczowi prezentuje się quasi-indiańskie przyśpiewy a nawet swojskie chrumkanie świń.
Co właściwie dolega „Szyderczemu Zwierciadłu”? Pomimo wymienionych już problemów ciężko wskazać jakąś konkretną wadę płyty, ciągnącą ją na dno. Nawet negatywnie nastawiony do tego nagrania Piotr Luczyk stwierdza zazwyczaj, że był to album, który powstał w złym czasie dla grupy, nie precyzuje co dokładnie mu przeszkadza. Dosyć negatywny odbiór tej płyty to wyjściowa wszystkich drobnych elementów, towarzyszących powstawaniu tego albumu. Być może cieszyłby się większym uznaniem, gdyby zespół, w dobrej atmosferze, ruszył w porządną trasę promocyjną. Tak się jednak nie stało, Luczyk opuścił zespół krótko po nagraniach, a tragiczna śmierć Jacka Regulskiego w 1999 roku spowodowała rozwiązanie Kata. Rodzone w trudach Zwierciadło nie dostało uczciwej szansy, by przekonać fanów o umiarkowanych opiniach. To jednak naprawdę interesująca płyta, o ciekawych melodiach i strukturach, niepozbawiona najlepszych cech stylu Kostrzewskiego. Nostalgiczny momentami klimat wzmaga świadomość, że było to ostatnie nagranie zespołu przed rozejściem się dróg rdzennych muzyków grupy. Jeżeli ktoś z Was nie miał jeszcze przyjemności posłuchać – gorąco polecam.
https://www.youtube.com/watch?v=Zo2u9T7VV0g