Tegoroczna edycja wydarzenia, które na stałe wpisało się na mapę letnich festiwali i które gościło przez lata wiele wspaniałych gwiazd długo stała pod znakiem zapytania. Sprawy w swoje ręce postanowił wziąć jednak AlterArt, który został nowym organizatorem imprezy. Czy tegoroczny wielki sprawdzian okazał się sukcesem i podtrzymał wysoką jakość marki, jaką do tej pory był Orange Warsaw Festival?
Patrząc wstecz, założeniem festiwalu zawsze był gatunkowy misz-masz, który na pewno nie wszystkim przypadał do gustu. Niektórzy ortodoksyjni słuchacze jednego gatunku muzyki nie zawsze byli zadowoleni, że muszą oczekiwać na swój ulubiony zespół wysłuchując wykonawcy hiphopowego, popowego czy elektronicznego. W tym roku również było podobnie, a co więcej fani gitarowych brzmień oprócz Skunk Anansie i ewentualnie Editors nie mieli za bardzo czego szukać. Targetem byli raczej ludzie młodzi, nieograniczający się do słuchania jednego gatunku, lecz po prostu chcący spędzić czas na dobrej zabawie. Tego na pewno dostarczył line-up, który składał się z paru dużych idoli – przede wszystkim tłumy przyciągnęła Lana Del Rey oraz Skrillex.
OWF 2016 po raz kolejny został zorganizowany na Torze Wyścigów Konnych Służewiec, tym razem jednak nie na samym torze, a na parkingu, który jest mniejszym obszarem. Trzeba przyznać, że i tak ta lokalizacja sprawdza się doskonale – trawa i drzewa pozwalają poczuć już letni klimat. Na terenie stanęły dwie sceny – główna Orange Stage oraz Warsaw Stage w postaci namiotu znanego również z festiwalu Open’er. Okazało się to bardzo dobrym rozwiązaniem szczególnie w drugi dzień, kiedy spadł deszcz i cześć publiki w komfortowych warunkach mogła oglądać wykonawców pod dachem.
Co było najważniejszym punktem pierwszego dnia? Rockowa grupa Skunk Anansie z łysą, charyzmatyczną wokalistką Skin, która pozwoliła sobie nawet skoczyć w publiczność. Zespół dał energetyczny występ, który został dobrze przyjęty, pomimo że większość słuchaczy przybyła zobaczyć inne gwiazdy. Istny szał i pisk fanek pod sceną wzbudziła wspomniana Lana Del Rey. Artystka jak zwykle była oszczędna w gestach, lecz mimo to publiczność śpiewała każde słowo razem z nią. Dziewczyny wzorem swojej idolki przywdziały na głowy wianki, a na jednej z piosenek pojawiły się nawet baloniki w kształcie serca, które zostały przez Lanę docenione. Nie mniejszy entuzjazm wzbudził szalony duet Die Antwoord. Na początku wyszli w pomarańczowych kombinezonach, jednak niebawem pozbyli się wierzchniego odzienia, a impreza rozkręciła się na dobre. Na małej scenie w międzyczasie pojawiali się wykonawcy mniejszego kalibru, którzy niejednokrotnie również gromadzili sporą ilość głów pod sceną – Xxanaxx, Blossoms oraz reaktywowany na fali popularności filmu „Jestem Bogiem” Kaliber 44, który zakończył pierwszy dzień koncertów.
Sobotnia odsłona festiwalu zgromadziła równie wielu chętnych muzycznych wrażeń. Zaczęło się dość nietypowo, bo od jednej z ważniejszych gwiazd imprezy, czyli Toma Odella, który został przesunięty z pierwszego dnia ze względu na inne zobowiązania. Podczas jego koncertu spadł ulewny deszcz, lecz nie odstraszył on przede wszystkim fanek, które długo wyczekiwały na pojawienie się na scenie tego młodego wokalisty i pianisty. Wraz z towarzyszącym zespołem dał on interesujący koncert wypełniony przebojowym materiałem z jego platynowej płyty „Long Way Down”. Publiczność na dobre rozkręciła się przy MØ, znanej przede wszystkim z przeboju „Lean On” nagranego wspólne z Major Lazer i wykonanego na koniec setu. Podczas całego koncertu wszystkie oczy skupione były na wokalistce, którą rozpierała energia. Karen tańczyła, wiła się po scenie, schodziła do publiczności i śpiewała na barierkach, a także na chwilę rzuciła się w tłum.
W namiocie tymczasem duże brawa zebrała Julia Marcell, której mieszanka popu, rocka oraz elektroniki oraz teksty śpiewane po polsku i angielsku podobały się zebranym. Później przyszedł czas Editors na głównej scenie. Pomimo, że byli to jedyni rockowi reprezentanci tego dnia, wypadli dość blado, choć hity jak „A Ton of Love” czy „Formaldehyde” wzbudziły entuzjazm. Zespół dotarł wreszcie do Polski po odwołaniu w ostatniej chwili zeszłorocznych koncertów, lecz po minie wokalisty Toma Smitha widać było, że chyba nie był on w najlepszym stanie i najlepszej formie.
Następnie obiema scenami zawładnął hip hop i rap – w namiocie polski Ten Typ Mes, a na głównej Schoolboy Q, który chyba sam nie wiedział po co występuje, ale publiczność i tak bawiła się bardzo dobrze, pomimo że głównymi słowami padającymi ze sceny były „bitch”, „fuck” i „suck my dick”. Wysoki poziom pokazała natomiast Natalia Przybysz, która zgromadziła w namiocie spory tłum, który znał większość tekstów i śpiewał razem z artystką. Bardzo ciekawy koncert, pozytywna energia i zróżnicowany materiał, w którym znalazło się miejsce także na cover Niemena „Kwiaty ojczyste”. Później przyszedł czas na Skrillexa, którym swoim kontrowersyjnym, niezwykle głośnym dubstepem oraz równie intensywnymi wizualizacjami nie mógł pozostawić zgromadzonych obojętnymi. Dla wielu był to najlepszy koncert festiwalu. Niech się więc dzieje wola ludu, chociaż trzeba przyznać, że obiektywnie nie jest rzecz najwyższych lotów. Dzień zakończył w namiocie zespół Daughter, który wprowadził pozostałych na festiwalu w relaksacyjny, hipnotyczny stan. Tak oto dwa dni muzycznej przygody dobiegły końca.
Myślę, że tegoroczna edycja okazała się sukcesem, a nowi organizatorzy wyszli z twarzą z trudnej sytuacji, jaką było utrzymanie rangi Orange Warsaw Festivalu. Imprezową atmosferę zapewniały nie tylko gwiazdy, ale także strefy, gdzie można było potańczyć czy odpocząć na leżakach. Dużo punktów z napojami, dzięki czemu nie było ogromnych kolejek oraz wielki wybór pysznego jedzenia to także wielki plus. Jakie to szczęście, że minęły już czasy konieczności jedzenia rozmiękłych zapiekanek i hot dogów trzeciej jakości… Wracając do samej muzyki – szkoda jedynie, że zabrakło dużych rockowych nazw. W końcu festiwal ten gościł już takich artystów jak Hole, The Offspring, Queens of the Stone Age, Pixies czy Muse! Może uda się w przyszłym roku, gdy będzie więcej czasu na spinanie line-upu. Bardzo na to liczę, bo organizacyjnie impreza utrzymana jest na najwyższym poziomie, co jest świetną zaliczką na kolejne edycje. Oby tak dalej!
Tutaj zobaczycie oficjalną galerię zdjęć z koncertu.