Co fani rocka zrobiliby bez Multikina? Sieć ta jako jedyna w Polsce proponuje oprócz filmów także projekcje wydarzeń kulturalnych, m.in. koncertów rockowych, które są świetną okazją, by zobaczyć swego ulubionego wykonawcę „jak żywego” siedząc w wygodnym fotelu zamiast ocierać się o spoconych współtowarzyszy. 24 maja widzowie mieli przyjemność sprawdzić w akcji rockowego weterana Iggy’ego Popa.
Jego występ w Bazylei odbył się w 2015 roku w ramach festiwalu Baloise Session, gdzie został uhonorowany nagrodą za osiągnięcia życia. Iggy był tuż przed rozpoczęciem współpracy z Joshem Homme, z którym nagrał niedawno świetny, jeden z najlepszych w karierze albumów – „Post Pop Depression”. Tym samym widzimy Popa tuż przed renesansem swojej popularności. Artysta przygotował jednak set oparty na najbardziej znanych utworach z całej swojej kariery, dlatego nawet ten, który pobieżnie zna jego twórczość nie mógł się nudzić.
Koncert rozpoczął „No Fun”, który wypadł jeszcze dość niemrawo, jednak po zwyczajowym zrzuceniu górnego odzienia Iggy przeistoczył się w punkowe zwierzę i mimo 68 lat na koncie szalał (prawie) jak za dawnych lat. Widok pomarszczonego, obwisłego i kulejącego ekshibicjonistycznego Popa, po którym widać dekady jego stylu życia co prawda nie każdemu przypadnie do gustu, tak jak i „punkowy” wykrzyczany wokal, ale nie da się przejść obok tej postaci obojętnie. Impreza na dobre rozkręciła się przy klasyku „The Passenger” wykonanym już jako trzeci, a frontman wsparty przez doskonałych muzyków już do końca raczył zebraną publiczność mieszanką punkowych kawałków The Stooges i post-punkowych utworów z kariery solowej. Te drugie wypadły chyba nawet bardziej porywająco, ponieważ jako bardziej rozbudowane zawierały więcej muzycznych smaczków.
Pomimo, że sam nie jestem wielkim fanem Popa (a raczej nie byłem do jego wspomnianej ostatniej kolaboracji z szefem Queens of the Stone Age), okazało się, że ciężko nie kojarzyć takich piosenek, jak „Funtime”, „Sister Midnight”, czy „Lust for Life”. Porywająco wypadły także rockandrollowe „Skull Ring” i „Real Wild Child” oraz spokojniejsze „Nightclubbing” i „Mass Production” z okresu współpracy z Davidem Bowie. Zebranym w kinie także udzieliła się atmosfera koncertowa – żywe reakcje na ulubione piosenki, klaskanie i domaganie się bisu po zakończeniu koncertu wprowadziły ciekawą atmosferę, której na co dzień ciężko szukać w kinie 😉 Jak widać twórczość i postać Iggy’ego Popa wzbudza emocje i kontrowersje, a przecież o to w muzyce rockowej chodzi.