Mieliście kiedyś tak, że szliście na koncert nie znając kompletnie supportów, a płytę gwiazdy wieczoru przesłuchaliście tylko raz? Nie? No to chyba jestem jakiś odosobnionym przypadkiem. W każdym razie koncert Me And That Man w poznańskiej Auli Artis sprawił mi ogromną przyjemność i debiutancki album zespołu do tej pory gra w moim odtwarzaczu.
Jako pierwszy na scenie pojawił się ukraiński muzyk Sasha Boole. Z gitarą w ręku, harmonijką zawieszoną na szyi i horsekickiem pod nogą zaprezentował swój country-folkowy repertuar. 30 minut to było dla mnie zdecydowanie za mało. Bardzo naturalny występ, który wypełniała muzyka i śpiew prosto z serca zrobił na wszystkich naprawdę duże wrażenie, więc z chęcią wybiorę się na kolejny koncert Sashy (już 15 listopada w Meskalinie).
Chwila przerwy technicznej i z backstage’u wyłania się Fertile Hump – warszawskie trio, w skład którego wchodzą Magda Kramer, Maciej Misiewicz i znany z The Stubs Tomek Szkiela. Kapela zagrała kilka rockowo-bluesowych utworów świetnie przy tym się bawiąc. Naprawdę widać, że muzyka to jest pasja tej trójki, coś co jest coraz rzadzsze w tych czasach. Z ręką na sercu przyznaję, że występ Fertile Hump nie zrobił na mnie wrażenia, czegoś mi cały czas brakowało, natomiast gdy po koncercie posłuchałem parę kawałków na YouTubie, to bardzo polubiłem trio. Przekonały mnie wersje studyjne, a nie te zagrane na żywo. Dziwne…
Gwiazda wieczoru pojawiła się chwilę po 20:30 i zaczęła od singla ‘My Church Is Black’. Za białą, transparentną kurtyną z logo zespołu wyłaniały się sylwetki muzyków – Adama ‘Nergala’ Darskiego i Johna Portera, głównych dowodzących Me And That Man, oraz towarzyszących im Matteo Bassoliego na basie i Łukasza Kumańskiego na perkusji. Kurtyna opada i wybrzmiewa ‘Nightride’, drugi utwór na płycie, który niedawno doczekał się teledysku. Jako trzeci usłyszeliśmy ‘Get Outta This Place’, a tuż po nim Nergal pozwolił sobie na kilka słów. Nawiązał w nich do samego miejsca koncertu, Auli Artis, w której były miejsca siedzące (Adam zażartował, że czuje się „trochę jak w teatrze, trochę jak na Kabarecie Starszych Panów”), oraz opowiedział o Jezusie podrywaczu, o którym opowiadał następny utwór „Magdalene”. W połowie koncertu, przed ‘Voodoo Queen’, Nergal zachęcił wszystkich do powstania i nie widziałem już potem żadnej siedzącej osoby. Frontman na 5+.
https://www.youtube.com/watch?v=DXFirhNNusU
Swój punkt wieczoru miał również John Porter, który wykonał solowo na akustyku utwór ‘Of Sirens, Vampires and Lovers’. Porter jest moim zdaniem jedną z najbardziej charyzmatycznych postaci na polskiej scenie rockowej i to emocjonalne wykonanie zdecydowanie to potwierdziło. Po utworze Porter zszedł ze sceny ustępując miejsca pozostałej trójce. Nergal uraczył widownię kolejną, najciekawszą i najzabawniejszą moim zdaniem, anegdotką dotyczącą teledysku do ‘Cross My Heart And Hope To Die’, mówiącą o tym, że przez nieuwagę zniszczona przez koła samochodu została gitara Gretsch warta kupę kasy, wypożyczona przez Darskiego do nakręcenia klipu. Co ciekawe, do wykonania utworu panowie zaprosili wspomnianego już wcześniej Sashę Boole, który zagrał na banjo. Następnym utworem, który wykonał zespół był genialny ‘Submission’, dodatek do wersji deluxe „Songs Of Love And Death” – nie mam zielonego pojęcia dlaczego nie znajduje się on na podstawowej wersji, jest naprawdę świetny.
Me And That Man wydało jak na razie tylko jeden album, wspomniany już „Songs Of Love And Death”, więc w ramach bisu zagrali dwa covery, najbardziej energetyczne numery całego koncertu, ‘Psycho Killer’ Talking Heads oraz ‘Refill’, przebój Porter Band. Atmosfera rozluźniała się z biegiem koncertu co było widać właśnie podczas tych dwóch numerów – rozciąganie utworów do granic możliwości, zachęcanie publiczności do klaskania i śpiewania. Zespół bawił się naprawdę świetnie, podobnie jak widzowie.
Istnie rock’n’rollowo zakończył się drugi poznański koncert Me And That Man. Cały zespół szalał na scenie, miał doskonały kontakt z publicznością jak i ze sobą. Miałem pewne wątpliwości co do tego czy „organiczna współpraca” między Nergalem a Porterem, jak to określał w wywiadach ten pierwszy będzie widoczna również na scenie. Na szczęście moje obawy zostały rozwiane – Me And That Man to zespół jakich mało, grający muzykę szczerze, z pasją i miłością. Nic nie było sztuczne, wymuszone. Cieszę się, że takie kapele nadal istnieją. Teraz z jeszcze większą przyjemnością wybiorę się na solowy koncert Johna Portera czy show Behemotha.
2. Nightride
3. Get Outta This Place
4. Magdalene
5. On The Road
6. Love & Death
7. Voodoo Queen
8. Ain’t Much Loving
9. One Day
10. Of Sirens, Vampires and Lovers
11. Cross My Heart And Hope To Die
12. Submission
13. Better The Devil I Know
14. Shaman Blues
Bis:
15. Psycho Killer (Talking Heads cover)
16. Refill (Porter Band cover)