Trzecia edycja tego kameralnego i organizowanego w malowniczych okolicznościach festiwalu była pierwszą, którą uświetniły występy rozpoznawalnych zachodnich grup. Po wyjątkowo silnie obsadzonej polskimi zespołami edycji z 2015 roku, udział Primordial oraz God Dethroned nadał festiwalowi międzynarodowego wymiaru. Choć impreza nie przyciągnęła tłumów, od strony artystycznej była z pewnością wydarzeniem ważnym. Do festów odbywających się w Niemczech czy Czechach, Dark Fest ma daleko, ale kto w ostatni czerwcowy weekend był świadkiem koncertów takich wspaniałych kapel, jak The Dead Goats, Ragehammer, Embrional czy Blaze of Perdition, musi przyznać, że warto było tłuc się do wsi w województwie opolskim.
Arena Dark Festu, czyli Gród Rycerski to bezsprzecznie miejsce posiadające unikalny klimat i atmosferę. Obiekt położony piętnaście kilometrów na północ od Kluczborka i ulokowany nad zalewem Biskupice-Brzózki, zdaje się być fantastycznym wyborem. Uwierająca swą marnością baza noclegowa oraz nieciekawy i jarmarczny catering to na całe szczęście sprawy drugorzędne w kontekście kwestii najważniejszej, czyli nagłośnienia. To, podobnie jak rok wcześniej, było rewelacyjne i ponownie stanowiło najsilniejszą stronę wydarzenia. Trzeba odnotować, że każdy zespół, począwszy od tych znanych garstce osób, kończąc na gwiazdach, mógł liczyć na w pełni profesjonalne brzmienie.
Powiedzieć, że był podczas Dark Festu 2016 koncert większy i bardziej monumentalny niż występ Primordial, to zwyczajnie skłamać. Irlandczycy ze swoim ponad dwudziestoletnim stażem i niejedną wybitną płytą na koncie, okazali się być gwiazdą pełną gębą. Dali występ porywający i emocjonujący. Zaprezentowali głównie kompozycje z ostatniego albumu Where Greater Men Have Fallen, ale nie zabrakło kawałków z takich równie genialnych krążków, jak Redemption at the Puritan’s Hand czy To the Nameless Dead. Usłyszeć na żywo wstrząsające utwory kwintetu z Dublina było samo w sobie wystarczającym powodem, aby pojawić się na Dark Feście. Przykuwający uwagę i budzący poczucie grozy sceniczny wizerunek i zachowanie Alana Averilla, frontmana grupy, to po prostu klasa światowa. Bez taniego zagadywania i szczerzenia się do publiczności, bez zbędnych słów i gestów. Fenomenalny, osiemdziesięciominutowy set Primordial był kwintesencją wysmakowanej metalowej epickości i rozmachu. Wywodzący się z chłodnych i surowych black metalowych fundamentów, pozbawiony niepotrzebnie rozbuchanych aranżacji, niekończących się solówek i popisów.
Wrażenie, choć innego rodzaju, zrobił także holenderski God Dethroned. Zespół, który już dwukrotnie zawieszał i wznawiał działalność, swój ostatni album wydał w 2010 roku, ale znany i ceniony jest przede wszystkim za wczesne płyty. Bardzo dobrze, że grupa nie unika grania kawałków z The Grand Grimoire czy Bloody Blasphemy, albumów które w końcówce lat 90. przyniosły jej niemały rozgłos. Z oryginalnego składu poza wokalistą i gitarzystą Henri Sattlerem nie ma już nikogo, ale koncertowa forma kapeli nie wskazuje na to, żeby kogokolwiek powinno to obchodzić. Jadowity, radykalny i naszpikowany blastbeatami death metal w wykonaniu Holendrów uderzył wielką siłą i brutalnością. Będąc świadkiem tak witalnego i żywiołowego występu, trudno uwierzyć, że aktualne wcielenie God Dethroned to mimo wszystko świeżo wykopany z grobu trup. Nawet jeśli tak jest, koncert grupy był dowodem na to, że nie każdy reunion to zblazowani i grający na pół gwizdka panowie przed pięćdziesiątką.
Wśród kapel, które podczas Dark Festu 2016 dały największego ognia trzeba wymienić ponadto następujące. Białostocki The Dead Goats, grający szwedzki death metal lepiej niż niejeden Svensson czy Olsson. Mimo palącego słońca trio natarło ścianą ordynarnego hałasu, który uprawia od czasu debiutu Path of the Goat. Zaprezentowali także przedpremierowo kilka utworów z albumu All of Them Witches, kolejnego kroku na ich drodze w kierunku szczytu metalu śmierci. Bez kompleksów, bez dorabiania niepotrzebnej ideologii czy robienia szumu wokół siebie, The Dead Goats jest zespołem grającym takie koncerty, że tylko pozostaje współczuć tym, którzy na scenę wychodzą po nich.
Po zmroku, czyli w najlepszych dla siebie okolicznościach, atmosferę black metalowej magii i misterium, stworzyło Blaze of Perdition. Autorzy jednej z najgłośniejszych i najważniejszych płyt polskiej sceny niezależnej roku 2015, Near Death Revelations, pokazali jak wykreować autentycznie hipnotyzujące widowisko, będące jednocześnie sztuką prawdziwie ekstremalną. Aura bijąca ze sceny podczas występu grupy pochodzącej z Lublina była czymś, co stworzyć potrafi niewielu. Długie, pozbawione prawie zupełnie oczywistych melodii, tajemnicze utwory Blaze of Perdition, ze sceny w Grodzie Rycerskim uderzyły, jak grom z jasnego nieba.
Twórcy The Devil Inside oraz Absolutely Anti-Human Behaviors, czyli gliwicki Embrional to kolejna grupa, której występ nie pozostawił wątpliwości czy mamy w polskim podziemiu grupy wielkiego formatu. Huraganowy atak brutalnego death metalu, którym kapela natarła na zgromadzonych, precyzją oraz ciężarem przygniótł do podłogi i przetrącił karki. Podobną wściekłością swoją obecność na Dark Feście zaznaczył Ragehammer. Pochodzący z Krakowa kwartet, dopiero co wydał swój długogrający debiut The Hammer Doctrine, więc ten materiał w głównej mierze zagrał. Miotający się w dzikim szale po scenie i posiadający niewyczerpane pokłady energii, wokalista Heretik Hellstörm, nie po raz pierwszy udowodnił, że jest jednym z najlepszych frontmanów w kraju. Łączący pierwotny black metal z elementami speed i thrashu, zespół zagrał tak, jakby był to ich ostatni koncert. Bez kalkulacji, bez jakichkolwiek hamulców, bez rozkładania sił. Na pełnej prędkości od początku do samego końca. Na łeb, na szyję. Adrenalina, walka i przemoc. Takich sztuk nigdy za wiele.
Podsumowując Dark Fest 2016 wypada też wspomnieć, że po nieprzyjemnościach z roku ubiegłego, czego przyczyną była olbrzymia obsuwa i w efekcie odwołanie występu, tym razem zagrała Naumachia, stacjonująca na co dzień w Norwegii. Moanaa jako jedyny zespół post-metalowy przetarł szlak dla grup z tego gatunku, oferując wyróżniający się set. Jak zawsze solidne, aczkolwiek nie podnoszące tym razem szczególnie ciśnienia sztuki zanotowały Christ Agony oraz Virgin Snatch. Być może rutyna zrobiła swoje, a od muzyków tego pokroju wypada czasem oczekiwać czegoś więcej. Publiczności przypadły natomiast do gustu zabawowe i zagrane z dużym jajem koncerty grindcore’owych szarpidrutów z FAM oraz Nuclear Vomit. Oba zespoły spotkały się z entuzjastycznym przyjęciem, co utwierdza w przekonaniu, że odrobina humoru i dystansu każdemu wydarzeniu muzycznemu robi dobrze.
Słabsza niż rok wcześniej frekwencja, mimo zaproszenia dwóch dużych zagranicznych zespołów, średnio wróży na przyszłość Dark Festowi. Konkurować z festiwalami, które odbywają się regularnie od lat i cieszą się niezmienną czy nawet rosnącą popularnością, będzie też niezwykle trudno. Pozostaje, więc konsekwentnie rozwijać imprezę, lepiej i mocniej ją promować, przyciągać nowych uczestników. Banalna prawda, ale nie sposób od niej uciec.
Tekst Adam Drzewucki
Zdjęcia Łukasz Popławski