Impreza pod nazwą Czad Festiwal co roku zdecydowanie się rozrasta i przestaje być anonimowa na koncertowej mapie Polski. Tegoroczna edycja trwała aż 4 dni (27-30 sierpnia), a występy odbywały się na dwóch pokaźnych rozmiarów scenach.
Pomimo, że na miejsce przybyłem ostatniego dnia z powodu udziału w łódzkim DOMOFFON Festiwalu (relacja tutaj), to udzieliła mi się leniwa, wyluzowana i beztroska atmosfera tego miejsca. Festiwal przypomina trochę Woodstock – pole namiotowe, głównie młodzież (dobór artystów z gatunku rocka, punka, reggae i ska sugeruje target 16-25) oraz lekko hipisowska i hurraoptymistyczna organizacja, chociaż rozumiem, że impreza ciągle się rozwija, a organizatorom brakuje jeszcze doświadczenia. Wszystko jest jednak na dobrej drodze, żebyśmy już w następnym roku otrzymali festiwal na najwyższym poziomie konkurujący z innymi najbardziej rozpoznawalnymi markami w kraju.
W trakcie 3 pierwszych dni zagrali m.in. tacy uznani artyści cieszący się w Polsce mniej lub bardziej kultowym statusem, jak O.S.T.R., KSU, Pidżama Porno, Lady Pank, Korpiklaani, Acid Drinkers, Hunter, Gentleman, Alestorm oraz Within Temptation. Z rozmów i opinii wynikało, że przez cały ten czas nie brakowało świetnej zabawy, a dobór wykonawców przypadł publiczności do gustu.
Niedzielne koncerty rozpoczęły się na małej scenie od Całej Góry Barwinków, następnie na dużej scenie obok zagrali Rumuni z Selfish Murphy, którzy sami swoją muzykę określają celtycki shamrock & roll. Osobliwe połączenie, ale była to dobra rozgrzewka przed tym, co miało nastąpić wieczorem, czyli koncertem The Offspring. Vavamuffin wprowadziło słuchaczy w jeszcze bardziej pozytywny nastrój, a samą grupę pochwalił później ze sceny Noodles. Uznanie gitarzysty zdobył również grający w stylu Limp Bizkit Skindred, na którym jednak już nie uczestniczyłem, ponieważ przygotowywałem się do wywiadu z The Offspring.
Po wielkim przeżyciu, jakim było spotkanie z Dexterem i Noodlesem, którego zapis możecie przeczytać tutaj udałem się pod główną scenę zająć dobre miejsce. Cel – barierka został osiągnięty, dlatego w porównaniu do ostatniej wizyty zespołu w naszym kraju, gdzie już w połowie płyty na Stadionie Narodowym nie było widać nisko zamontowanej sceny czekałem z niecierpliwością na pojawienie się legendy punka. Czas oczekiwania umilał zgromadzonym techniczny, który „strzelał” ze sceny kostkami – w sumie rozrzucił ich chyba kilkadziesiąt, więc zabawa i bitwa o te małe relikwie trwała dobrych kilkanaście minut.
O 21:30 zgasły światła i na scenie przyozdobionej wielką flagą z nazwą zespołu i logiem znanym z okładki „Conspiracy of One” pojawili się muzycy. Oprócz filarów grupy, czyli Dextera Hollanda, Noodlesa i Grega K. skład uzupełniają obecnie perkusista Pete Parada oraz drugi (czasem nawet trzeci, gdy po instrument sięga Holland) gitarzysta Todd Morse. Co do formy pozostałego z oryginalnego składu tria – trzeba przypomnieć, że panowie przekraczają już 50-tkę. Co prawda basista Greg K. wygląda dokładnie tak samo jak 20 lat temu – charakterystyczny ruch na scenie, skupienie i te same sprane jeansy i t-shirt – żadnej pozy gwiazdorstwa. Jestem pewien, że gdyby wybrał się do pobliskiej Biedronki po piwo (lub jak radzi Pani Premier po warzywa), nikt by go nawet nie rozpoznał. Noodles z kolei pomimo widocznego wieku podczas występu zachowuje najwięcej spontanicznej energii biegając i skacząc jak za najlepszych lat. Dexter natomiast wraz z upływem lat stał się bardziej statyczny i skupiony na swojej grze rzadko porywając się na jakieś ekstrawaganckie zachowania. Obecnie przypomina tatusia, który chce pokazać dzieciom jak to jest grać punka. A jeżeli chodzi o wykonanie, to w dalszym ciągu mało kto może mu dorównać.
Zespół zaczął od mocnego uderzenia, czyli jednego ze swoich ostatnich największych przebojów, ‘You’re Gonna Go Far, Kid’. Następnie bez chwili wytchnienia zabrzmiało ‘All I Want’, jakby Amerykanie od razu chcieli powalić publiczność na kolana i pokazać, kto tu rządzi. Fani nie dawali jednak za wygraną i przy każdym utworze miały miejsce śpiewy, niestrudzone pogo i po prostu wyraz wielkiego entuzjazmu – The Offspring w Polsce ma wciąż bardzo mocną pozycję i bardzo oddanych słuchaczy. To przede wszystkim zasługa tego, że ich piosenki po prostu się nie starzeją – pomimo, że wszyscy zebrani słyszeli pewnie setki razy ‘Come Out and Play’, ‘Why Don’t You Get a Job?’ czy ‘Pretty Fly (For a White Guy)’ po prostu nie da się pozostać obojętnym, gdy słyszy się po raz kolejny „Give it to me baby – aha, aha!”. Te utwory mają w sobie wszystko – odpowiedni ładunek energii, emocji, inteligentne, czasem prześmiewcze i sarkastyczne teksty, lecz w dużej części opowiadają też o sprawach poważnych, jak ‘Genocide’, które było bardzo miłym zaskoczeniem i nieśmiertelne ‘Self Esteem’ zagrane na koniec.
Dexter i Noodles, którzy prowadzili konferansjerkę (trzeba dodać bardzo oszczędną) pochwalili polskich fanów za przyjęcie przekonując, że to ich najlepszy koncert kiedykolwiek. Gitarzysta dodał, że kocha Polaków za to, że zawsze może napić się z nimi wódki, a im nigdy to nie przeszkadza. Oprócz tego właściwie się nie odzywali i odegrali podstawowy set, co prawda wypełniony przebojami, ale trwający niespełna godzinę, po czym zeszli ze sceny. Pomimo oczekiwania, zespół na bisie już się nie pojawił – szkoda, bo publiczności bez wątpienia to się należało, lecz po ‘Self Esteem’, które grają na koniec można było się tego spodziewać. Mimo to, że zespół grał godzinę zamiast planowanej 1,5 fani dostali wszystko, czego mogli oczekiwać – w końcu 17 piosenek to ilość satysfakcjonująca i w sam raz na utrzymanie napięcia od początku do samego końca. Był to mój drugi koncert The Offspring i zdecydowanie na dłużej pozostanie w mojej pamięci.
Podsumowując, świetnie, że Czad Festiwal postawił na takiego headlinera z najwyższej półki, jakim jest amerykański The Offspring. Zapewnił on promocję całej imprezie i przyciągnął około 30 tysięcy ludzi. Bardzo dobrym rozwiązaniem są też dwie sceny właściwie obok siebie, dlatego szybko można przemieścić się pomiędzy nimi nie tracąc żadnego koncertu. Po rozwiązaniu pewnych problemów organizacyjnych, takich jak m.in. brak jakichkolwiek oznaczeń (a droga do miejscowości tak oddalonej od dużych miast jak Straszęcin nie jest łatwa) będzie to z pewnością ważny punkt na koncertowej mapie Polski. Miejmy nadzieję, że w przyszłym roku otrzymamy jeszcze więcej dobrej muzyki w równie atrakcyjnej cenie jak w tym roku – jak widać zapotrzebowanie jest tak duże, jak chęci i ambicje organizatorów. Do zobaczenia za rok.
2. All I Want
3. Come Out and Play
4. Coming for You
5. Genocide
6. Have You Ever
7. Staring at the Sun
8. Bad Habit
9. (Can’t Get My) Head Around You
10. Hit That
11. Kristy, Are You Doing Okay?
12. Why Don’t You Get a Job?
13. Americana
14. Want You Bad
15. Pretty Fly (For a White Guy)
16. The Kids Aren’t Alright
17. Self Esteem