Marianne Faithfull w ramach obchodów 50-lecia działalności artystycznej wystąpiła na dwóch koncertach w Polsce – 25 października w Starym Maneżu w Gdańsku oraz dzień później w Teatrze Rozrywki w Chorzowie. Drugi koncert, na którym miałem wielkie szczęście być obecnym okazał się niezwykłym wydarzeniem, które na pewno na długo zapadnie w pamięć wszystkim zgromadzonym.
Piosenkarka i aktorka, w latach 60-tych u szczytu sławy za sprawą 'As Tears Go By’ i skandali wiążących się z byciem narzeczoną Micka Jaggera, po poronieniu ich wspólnego dziecka i próbie samobójczej na początku lat 70-tych wylądowała na dnie. Uzależniona od narkotyków przez kilka lat mieszkała na ulicy, podczas gdy wszyscy dawni przyjaciele zajęli się swoimi sprawami. W drugiej połowie dekady powróciła jednak do śpiewania, a jej powrót przypieczętował kultowy album „Broken English” wydany w 1979 r. W późniejszych latach, pomimo dalszej walki z nałogami i przeciwnościami losu, udało jej się ustabilizować życie osobiste oraz karierę i co parę lat raczy fanów doskonałymi, wysmakowanymi płytami. Współpracują z nią najlepsi songwriterzy naszych czasów z różnych pokoleń – m.in. Roger Waters, Nick Cave, Billy Corgan, PJ Harvey, Damon Albarn i Beck, a także mniej znani artyści, jednak docenieni w kręgach muzyki alternatywnej – Greg Dulli czy Anna Calvi.
Przez ostatnie parę lat – pomimo wydania nowej, świetnej płyty „Give My Love To London” (która na koncercie rozchodziła się jak świeże bułeczki) – życie Marianne również nie oszczędzało. W niedługim odstępie czasu artystka złamała miednicę oraz biodro, przeszła infekcję kości oraz ciężką chorobę ukochanej osoby. Z całym tym bagażem doświadczeń pojawiła się na scenie śląskiego Teatru Rozrywki. Wkroczyła na jego deski o lasce, a momentami zasiadała na krześle, obok którego stał cały podręczny arsenał w postaci wody, herbaty, chusteczek i elektronicznego papierosa. Mimo to, wciąż nie opuszczało jej sarkastyczne poczucie humoru, z którego jest znana. Po koncercie w Gdańsku nastroje były różne – że gwiazda źle się czuje, nie jest w formie fizycznej i wokalnej, jest kapryśna, a na dodatek powitała publiczność po niemiecku myśląc, że gra u naszych zachodnich sąsiadów, lecz występ w Chorzowie był naprawdę wielkim przeżyciem.
Obok Marianne na scenie zaprezentowało się jedynie dwóch muzyków: gitarzysta oraz Rob Ellis, perkusista i klawiszowiec znany z zespołu PJ Harvey. Za dźwięk podczas wieczoru odpowiadał inny współpracownik Polly – Head. Pomimo skromnego instrumentarium, w postaci dwóch, czasem trzech instrumentów, moje obawy zostały rozwiane – przestrzeń została szczelnie wypełniona dźwiękiem, a dodatkowo powstał klimat intymnego spotkania z artystką.
Faithfull, mimo wspomnianych problemów ze zdrowiem oraz głosu zniszczonego przez wieloletnie branie ciężkich narkotyków, który na pewno nie wszystkim przypadnie do gustu, świetnie poradziła sobie z repertuarem. Jej dość beztroskie traktowanie frazowania i bardziej aktorskie podejście do piosenki odczuwalne było jedynie przy 'Vagabond Ways’, przy którym muzycy musieli się postarać, by utrzymać utwór w rytmie. Pomiędzy piosenkami Marianne snuła opowieści oraz rzucała anegdotami, dzieliła się szczegółami ze swojego życia, a także uzewnętrzniała swoje poglądy na wiele spraw. Właściwie każdą z nich poprzedzała zapowiedź, dlatego pomimo jedynie 13 utworów spektakl trwał 80 minut.
Zaprezentowany repertuar był zróżnicowany i obejmował właściwie całą karierę – jak na świętowanie 50-lecia przystało. Był pierwszy wielki przebój 'As Tears Go By’ napisany wspólnie z Jaggerem i Richardsem (swoją drogą Marianne wspomniała, że jeżeli ktoś szuka na jej koncertach nostalgii, niech lepiej wyjdzie i pójdzie na Rolling Stones), pojawiło się parę kawałków z ostatniego dzieła „Give My Love To London” oraz inny stały punkt programu, czyli 'The Ballad of Lucy Jordan’. Na wielbicielach bardziej mrocznego oblicza twórczości Faithfull na pewno wrażenie zrobił antyreligijny, jak wspomniała sama artystka, 'The Stations’ napisany przez Grega Dulli i Marka Lanegana, 'Broken English’ w mocnej, hałaśliwej wersji oraz wykonane tylko raz podczas obecnej trasy 'Working Class Hero’. Cover Johna Lennona był nie lada zaskoczeniem, a Faithfull zapowiadając go przy aplauzie publiczności słowami „Biedna Polska… wciśnięta pomiędzy Rosję, a Niemcy” próbowała zrewanżować się za wcześniejszą wpadkę w Gdańsku. W efekcie chorzowska publiczność mogła poczuć się wyjątkowo, gdyż zgodnie z obietnicą piosenka nie zostanie już wykonana w żadnym innym mieście.
Po około 70 minutach muzycy ruszyli ze swoich stanowisk, a sama Marianne zaskoczona, że to już koniec również zeszła ze sceny. Przy burzy oklasków pojawiła się na niej jeszcze raz, już samotnie, wykonując a’capella starą, tradycyjną irlandzką piosenkę 'She Moved Through The Fair’ zaskakując po raz kolejny, gdyż do tej pory koncerty kończyła utworem 'Love is Teasin”. Rzeczywiście był to wyjątkowy wieczór i mimo, że jeszcze parę utworów mogło się pojawić (pominięte zostały chociażby 'Late Victorian Holocaust’ oraz 'Sparrows Will Sing’), był to zdecydowanie jeden z „koncertów życia”. Oby zgodnie z zapowiedzią jeszcze do nas wróciła.
2. Give My Love to London
3. The Stations
4. Vagabond Ways
5. Love More or Less
6. As Tears Go By
7. It’s All Over Now, Baby Blue (Bob Dylan cover)
8. Broken English
9. Working Class Hero (John Lennon cover)
10. Deep Water
11. Wilder Shores of Love
12. The Ballad of Lucy Jordan
—
13. She Moved Through the Fair