Przeszło 10 lat temu w Sandomierzu rozpoczął się kształtować zespół Slaughter of the Souls. W jego szeregi wstąpili muzycy współpracujący wcześniej z takimi zespołami jak Corruption, Night Gallery, S.N.O.W. czy Land of Fear. W 2010 roku rozpoczęli pracę nad swoim debiutanckim longplayem, który ostatecznie światło dzienne ujrzał w roku 2012, opatrzony tytułem „MMXII”.
Muzyka prezentowana na krążku to połączenie melodyjności heavy metalu, brutalności deathu i trashowego tempa. Agresywne kompozycje grupa od czasu do czasu okrasza klimatycznymi ozdobnikami, takimi jak intro do 'The Bruges’ czy zakończenie utworu tytułowego. Rzeczą godną pochwały jest zaangażowanie, które słychać u każdego z muzyków. Linie gitar Krzysztofa Gozdyry i Ernesta Radzimowskiego są niebanalne, dopracowane i przemyślane, nie próżnuje także Krzysztof Szydło odpowiedzialny za bas, a wokale Grzegorza Wilkowskiego, będące mieszanką klasycznego growlu z odrobinę punkowym skandowaniem, bardzo dobrze pasują do takiego grania. Największe wrażenie robi jednak praca perkusji, za którą zasiada Marek Wącisz. Z wyczuciem miksuje on szybkie blasty i mniej dynamiczne momenty. Nadaje całości groove i podkreśla gitarowe riffy.
W muzyce Slaughter of the Souls, dzięki połączeniu cech charakterystycznych dla różnych podgatunków metalowego grania, każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Fanów ekstremy przyciągnie 'The End is Near’ z klasycznym, deathmetalowym tremolo w otwierającym riffie, miłośników lżejszej strony metalu 'Undead’ ze świetnymi gitarowymi frazami, a słuchaczy agresywnego groove metalu 'Denial’. 'Slotersi’, choć odwołują się do dobrze znanych brzmień klasyków, zbierają je i łączą na swój ciekawy, oryginalny sposób.
Na plus prezentuje się także produkcja całości. Chwalona przeze mnie wcześniej sekcja rytmiczna nie miałaby takiej siły gdyby nie potężne, wyraźnie brzmienie bębnów i głośność basu. Efekty dobrane do gitar doskonale współgrają z resztą instrumentów, a wokale zyskują należytej dzikości.
Jedynym problemem tego wydawnictwa jest brak 'hitu’. Utworu na tyle chwytliwego czy charakterystycznego, żeby na koncertach zmuszał publikę do zdzierania gardeł i wywoływał największe pogo. Nie chodzi tu o jakiś zrobiony na siłę 'przebój’ z banalną melodią, ale o kompozycję na tyle wyrazistą, aby zostawała ze słuchaczem na dłużej. Jakiś wyjątkowy riff, potężny refren czy miażdżący breakdown. Całość trzyma wysoki poziom, ale jednostkowo żaden z tracków nie uderza tak mocno, aby się sprawdził jako np. singiel.
Debiut Slaughter of the Souls jest jak filmy sensacyjne z lat 80: trochę schematyczny, ale fanom takich klimatów sprawiający wielką przyjemność. Choć płycie brak jednego, wyraźnego highlighta, świetnie się sprawdza jako całość, a na żywo, mimo iż nie miałem okazji się o tym przekonać, prawdopodobnie prezentuje się jeszcze lepiej. Jest to krążek sprzed trzech lat, więc ciekawi mnie obecne brzmienie grupy. Zanim jednak je poznamy, zapraszam do przesłuchania „MMXII”.
2. 'MMXII’
3. 'Denial’
4. 'Damnation’
5. 'The End is Near’
6. 'Undead’
7. 'Shattered Dignity’
8. 'Among the Deaf’
Wyro(c)k
0-10 Sad But True
11-20 Bad Reputation
21-30 Wild Thing
31-40 Satisfaction
41-50 Another Brick in the Wall
51-60 Proud Mary
61-70 Highway to Hell
71-80 2 Minutes to Midnight
81-90 Ace of Spades
91-100 Master of Puppets
- Pierwsze wrażenie7
- Instrumentarium9
- Wokal8
- Produkcja9
- Repet mode7