Zespoły z północnej Polski w kończącym się roku są nadzwyczaj aktywne. Trójmiasto króluje w temacie. Pierwsze miesiące należały do gorącej trasy koncertowej zorganizowanej przez Blindead, półmetek wzbogacił Sinful Carrion, a koniec upiększył nam debiut gdańskiego zespołu Last Grey Ocean. Zanim jednak przejdziemy do podsumowań, skupmy się na premierowym krążku ostatniego z wyżej wymienionych bandów.
Pierwsze, co rzuca się w oczy to oczywiście okładka płyty. Na pozór prosta, czytelna, nie rażąca, ale z całą pewnością kryje się pod nią głębszy podtekst (przy okazji wywiadu, z pewnością dowiemy się o co chodzi). Pomijając piękne logo HeavyRock.pl na odwrocie opakowania, w środku znajdziemy kolejną ciekawą grafikę, spis twórców i co najważniejsze płytę. Płytę na której czeka nas blisko 24 minuty całkiem przyjemniej muzy.
Już na pierwszy rzut ucha widać, że piątka gdańszczan nie pieści się w tańcu. Zadziorne, gitarowe intro otwiera 'Mind Illusion’, a być może i przyszłą legendę. Po chwili rozwija się z tego przyjemny groove, który stosunkowo szybko zyskuje ostry, niemalże thrashowy wokal. Całość toczy się nie za szybko, ale też nie za wolno. Idealny wybór na początek przygody z opisywaną kapelą.
‘Facing The Wall’ to z kolei idealnie dobrany tytuł do numeru. Nie uświadczymy tu podniosłego wstępu, narastającej muzyki czy budowania napięcia. Słuchacz dostaje prosto w facjatę pełnią muzyki opatrzonej we wręcz hardcore’owy głos Szymona Czarnowskiego. Szok po uderzeniu przeradza się w równomierne kiwane głową i okazjonalny przytup. Manewr ten zawdzięczamy zgranej sekcji rytmicznej z gitarowymi, bądź, co bądź dość ciekawie jak na ten rodzaj muzyki rozbudowanymi partiami.
Jeszcze więcej melodii dostarcza trzeci na EPce utwór. ‘Collateral damage’ jest jednym z bardziej muzycznie zawiłych kawałków, jakie znajdziemy na krążku. Niestety kompozycyjnie nie wyróżnia się on niczym nadzwyczajnym na tle pozostałych, jest wręcz bezbarwny. Z tego też względu przejdę szybko do kolejnego numeru. ‘Beneath White Pillow’ swym mrocznym wstępem może z pewnością konkurować z utworami Behemotha. Wyrazisty bas i ogólny klimat sprawiają, że jest to zdecydowanie najlepszy utwór na „Last Grey Ocean”.
Przedostatni kawałek – ‘The Source’ – podobnie jak poprzednik ma mnóstwo swoistego uroku. To właśnie w takich kompozycjach gdańscy muzycy powinni lokować swój talent na dalszej drodze rozpoczynającej się właśnie kariery. Powolne tempo, dużo niskich, depresyjnych tonów to jest coś, co przyszli fani z pewnością pokochają. Jedynym mankamentem ‘The Source’ jest czas trwania. Nieco ponad trzy minuty to zdecydowanie zbyt mało jak na tak klimatyczny zbiór dźwięków. Niestety jest to najkrótszy utwór na płycie.
W wielkim finale z omawianą EPką żegna nas ‘Ashes of World’. Tematyka i co po niektóre nuty przywołują mi na myśl zespół Trivium, który zawsze będzie mi się ciepło kojarzył. No i oczywiście warto zaznaczyć fakt, że po raz pierwszy na krążku możemy uświadczyć konkretne gitarowe solo. Co prawda nie jest zbyt długie, czy nadto wyrafinowane, ale daje niezbędny czas na kontemplacje nad przesłuchanym materiałem.
Słowem zakończenia pragnę wytłumaczyć, że omówienie tylko wstępów i niekiedy rozwinięć utworów były zamierzone. Choć Last Grey Ocean serwuje bardzo przyjemną dawkę muzyki, to z przykrością muszę stwierdzić, że jak dla mnie zbyt monotonną. Motyw z pierwszych sekund ciągnie się przez całe, co prawda nie za długie kompozycje. To właśnie ten brak zmian sprawia, że 23 minuty przygody w zupełności wystarczają. Z drugiej strony nie ma się co dziwić. W końcu jest to debiut, czyli materiał testowy. To właśnie dzięki tej EPce zespół może dostroić się do swoich słuchaczy i vice versa… Na koniec mojego wywodu pozostaje mi tylko życzyć chłopakom, aby jak najszybciej znaleźli swoją niszę na brutalnym polskim rynku muzycznym i zaczęli działać na wielką skalę. Powodzenia!
Ocena: 7/10
Spis utworów:
1. Mind Illusion
2. Facing the Wall
3. Collateral damage
4. Beneath White Pillow
5. The Source
6. Ashes of World
Autor: Mateusz Dudziński