Często mówi się o tym, że rock’n’rollowy tryb życia zespołów rockowych i metalowych to przeszłość. Cała ta piękna otoczka gdzieś uleciała – duża część weteranów sama przyznaje się do tego, że należało zmniejszyć obroty i ograniczyć imprezowanie oraz używki, bo w przeciwnym wypadku moglibyśmy już nie mieć okazji zobaczyć ich na scenie. Większość młodych zespołów reprezentuje z kolei wyjątkowo profesjonalne podejście do bycia muzykiem, przez co, chcąc nie chcąc, ten piękny fach sprowadzany jest do roli pracy. Co za tym idzie? Ciężko mi na poczekaniu podać kilka zespołów założonych już po 2000 roku, o których chciałbym przeczytać książkę, bo – pomijając dokonania muzyczne – ich życie zespołowe nie wydaje się zbytnio ciekawe.
Z tego właśnie powodu bardzo ucieszyłem się możliwością recenzji autobiografii jednego z weteranów sceny thrashowej i jednocześnie założyciela Anthraxu, czyli Scotta Iana. Człowiek ten na własnej skórze przeżywał powstawanie thrash metalu i skrupulatnie opisuje w jaki sposób gatunek ten osiągnął swoją wielkość. Nie brakuje tu jednocześnie opisów dzikich imprez, akcji po pijaku i wielu innych anegdot, dotyczących między innymi czołowych postaci ze świata metalu.
Pozycja zaczyna się od przedmowy Kirka Hammetta, który przedstawia Scotta jako jednego ze swoich najbliższych przyjaciół oraz lojalnego, szczerego, niesamowicie zabawnego i pozytywnego człowieka. Może nie wszyscy fani zespołów o tym wiedzą, ale maniakalny fan komiksów pochodzący z żydowskiej rodziny był przy Metallice niemal od jej samego początku. Gdy legendarny Jon Zazula ściągnął Metallicę z Bay Area na Wschodnie Wybrzeże, zespół wylądował w tak zwanym Music Building w Nowym Jorku, gdzie próby miało wiele lokalnych zespołów, w tym rozkręcający się dopiero Anthrax. To właśnie ekipa Scotta pomogła się zaaklimatyzować Kirkowi, Jamesowi, Larsowi i jeszcze grającemu wtedy w zespole Dave’owi Mustaine’owi, pożyczając jednocześnie rzeczy niezbędne do przeżycia, jak toster czy lodówka (Metallica spała w Music Building, a jak sam określił Scott, warunki były tam okropne, dlatego chłopaki z Anthraxu często pomagali Metallice, np. biorąc ich do siebie do domu, aby mogli zasięgnąć kąpieli).
Scott szybko zaprzyjaźnił się z Metallicą, szczególnie z Kirkiem i Cliffem, dlatego możemy się w książce natknąć między innymi na opis ich pijackiego powrotu z imprezy, podczas którego nie obyło się bez „zapasów w żywopłocie”. Ian bardzo wychwala w książce Burtona za nieszablonową osobowość i charakter, przez co opis jego śmierci potrafi poruszyć, tym bardziej, że gitarzysta Anthraxu twierdzi, że była to pierwsza bardzo ważna osoba w jego życiu, która opuściła ten świat. Anthrax, będący wtedy w trasie z Metallicą, cały czas towarzyszył Kirkowi, Jamesowi i Larsowi w tych ciężkich dla nich chwilach.
Jak wygląda w książce kwestia Anthraxu? Fani nie powinni być zawiedzeni. Scott potrafi zachwalić członków swojej ekipy, ale jednocześnie „nie wchodzi im w dupę”, nie szczędząc czasami ostrych słów na ich temat. Szczególną nienawiścią możemy zapałać do pierwszego wokalisty Anthraxu, Neila Turbina, który z rozdziału na rozdział wywołuje u nas coraz większe podburzenie. Wystarczy wspomnieć fakt, że gwiazdorstwo Neila było tak wielkie, że nie chciał on stać na scenie obok Danny’ego Lilkera, pierwszego basisty zespołu, bo ten był od niego wyższy…
Ian zasuwa przez historię swojego zespołu jak burza, nie pomijając drobnych smaczków, nie zanudzając czytelnika i co jakiś czas dorzucając zabawną anegdotę. Są tu opisane wszystkie wzloty i upadki jednego z najważniejszych metalowych zespołów, któremu w latach 90-tych szczęście wyjątkowo nie dopisywało. Po wydaniu ich najważniejszego dzieła, „Among The Living” w 1987 roku, mogłoby się wydawać, że świat stoi przed nimi otworem. Scott jest jednak samokrytyczny i nie boi się przyznać do podejmowania złych decyzji. Wyznaje na przykład, że nie jest zadowolony z brzmienia płyty „State Of Euphoria”, która nagrywana była na szybko, ponieważ Anthrax nie chciał zaprzepaścić takiej szansy jak wspólna trasa z Iron Maiden.
„Era Busha” nie została potraktowana po macoszemu. Ian mocno się na niej skupił, zapewne dlatego, że obrazuje ona szereg niepowodzeń, złych decyzji i pecha w Anthraksie. Nie jest to oczywiście wina Johna Busha, który zastąpił na wokalu Joeya Belladonnę. Przez czynniki takie jak problemy z wytwórniami, zła promocja (czy czasem jej totalny brak), problemy prawne i inne niedogodności o mało nie doszło do upadku jednego z przedstawicieli Wielkiej Czwórki. Pierwsza dekada XXI wieku to jak wiadomo, poza albumem „We’ve Come for You All”, okres wielkiej stagnacji zespołu, który jednak podnosił się z nóg, wracając w 2011 roku ze świetnym albumem „Worship Music” i rozpoczynając serię koncertów w ramach trasy „Big 4”. Jest to idealne źródło wiedzy na temat Anthraxu, a że napisał je założyciel zespołu, nie ogranicza się ono do wiadomości z Wikipedii.
Wiadomo oczywiście, że Anthrax to nie jedyny projekt muzyczny Scotta Iana. Muzyk ten stworzył przecież podwaliny pod crossover, razem z Dannym Lilkerem, Billym Milano i Charliem Benante powołując do życia legendarny S.O.D. Scott, który zawsze był też fanem hardcore’u, postanowił połączyć ten gatunek z thrash metalem, owocem czego stali się Stormtroopers of Death. Wyjątkowo zaskakująca jest spontaniczność tego ważnego dla metalowej muzyki zespołu, którego pierwszy krążek, „Speak English Or Die”, został napisany i nagrany w dosłownie kilka dni.
Poza S.O.D. Ian poświęca też kilka stron grupie The Damned Things, kolejnym ciekawym projekcie, w którym grał razem z członkami Fall Out Boy i Every Time I Die.
Gitarzysta nie narzekał (i wciąż nie narzeka) na życie towarzyskie, przez co często natrafiamy w książce na kogoś sławnego. Al Jourgensen z Ministry wcierający sobie pikantny sos z pizzy w przyrodzenie, czy Dimebag, który został nauczycielem Scotta od picia to tylko niektóre znane postacie, które przewijają się w książce. Ian był też m.in. świadkiem śmierci młodego i świetnie zapowiadającego się aktora Rivera Phoenixa na imprezie w klubie Johnny’ego Deppa, „The Viper Room”, co było dla niego kolejnym wielkim szokiem. W lokalu odbył się wówczas koncert zespołu złożonego z Jourgensena, Deppa i Flea z Red Hot Chili Peppers. Poprzedził go solowy występ ledwo stojącego na nogach Johna Frusciante. Jak wspomina autor książki, oba przedstawienia były traumatycznym przeżyciem. Sam River z kolei zmarł na skutek przedawkowania narkotyków i, jak podają niektóre źródła, zbyt późno udzielonej pomocy przez jego znajomych, którzy nie zorientowali się w czasie z powagi sytuacji.
Scott nie wstydzi się poruszać również spraw prywatnych i pisać o nich otwarcie. Muzyk przeszedł przez dwa nieudane małżeństwa, które do spółki z ciężkimi okresami w historii Anthraxu, potrafiły doprowadzić go do ciężkiego stanu psychicznego i materialnego. Dopiero jego trzecia żona, Pearl, poznana na trasie z Mötley Crüe, dała mu prawdziwe szczęście i miłość.
Jako muzyk metalowy, Ian lubił też mocno poimprezować, ale nigdy nie popadł w alkoholizm ani nie sięgnął po twarde narkotyki. Możemy za to przeczytać o jego niemiłych doświadczeniach z marihuaną i uśmiać się do łez przy opisie pierwszej (i ostatniej) przygody z „grzybkami”.
Kiedyś, przy jednym z wywiadów udzielonych przez Iana spotkałem się ze stwierdzeniem, iż „Scott zachowuje się tak, jakby w latach 80. i 90. grał w każdym zespole i znał każdego muzyka na świecie”. Może to trochę przesada, ale po przeczytaniu tej książki naprawdę jestem w stanie stwierdzić, że lider Anthraxu wie dużo na bardzo wiele tematów (takich jak np. wyrzucenie Mustaine’a z Metalliki, które też opisuje) i mógłby napisać jeszcze niejeden tom. Poza rzetelnym przedstawieniem całej muzycznej kariery Scotta (książka kończy się na koncercie na Yankee Stadium w 2012 roku), mamy tu pełno zabawnych, a czasami poruszających historii, które wciągają czytelnika i pozwalają na przeczytanie książki w mig. Kolejna obowiązkowa pozycja dla każdego fana metalu!
PS.
Jeszcze kilka słów o oprawie książki – pomijając fakt zachęcającej do zakupu okładki, w środku mamy 2 wkładki ze zdjęciami z różnych etapów kariery Iana oraz (uwaga!) kolorowy komiks zatytułowany „Dotrzymać kroku Lemmy’emu”, który opisuje pierwsze spotkanie Scotta z nieżyjącą już niestety legendą. Czy Scott dotrzymał kroku liderowi Motörhead? Sprawdźcie sami!
KONKURS:
Przy okazji recenzji mamy do wygrania 1 egzemplarz książki „I’m The Man. Autobiografia tego gościa z Anthrax”. Zasady są bardzo proste:
1. Polub facebookowy post i udostępnij publicznie recenzję.
2. Odpowiedz na pytanie: Jak na imię ma trzecia i jednocześnie obecna żona Scotta Iana? Odpowiedź wyślij na naszego maila konkurs@deathmagnetic.pl (w tytule wpisując „Scott Ian konkurs”). Nie zapomnij dołączyć adresu do wysyłki w przypadku wygranej!
Konkurs trwa do środy (06.04.2016 r.) do 23:59. Wyniki ogłosimy w komentarzu pod recenzją.
Wyro(c)k
- WARSZTAT AUTORA8.5
- WALORY ESTETYCZNE9
- TREŚĆ9.5