M.O.R.O.N. to jeden z nielicznych tak konsekwentnych w realizowaniu swojej koncepcji zespołów z rodzimego podwórka. Upór, z jakim podążają za formułą piosenkowego, melodyjnego hardcore’u podszytego melancholią, doprowadził wreszcie, po 7 latach od wydania przełomowej Epki „Nowy Wspaniały Świat”, do wydania drugiego w dyskografii longplaya zatytułowanego „Dom”.
Przy czym zaznaczyć trzeba, że określenie „melodyjny hardcore” nie oddaje w pełnej krasie tego, z czym mamy do czynienia na płycie. Szkieletem kompozycji pozostają eksplozywne, punkowe strzały, śmiało operujące całym wachlarzem metalcore’owych rozwiązań, jednak tchnięty w całość duch deftonesowskiej tęsknoty i emotywności nadaje całości specyficznej, przestrzennej atmosfery. Narracja krążka regularnie zwalnia na momenty postrockowego oddechu, kiedy potopione w pogłosach i echach riffy pozwalają na momenty medytacji w tej, wyjątkowo przytłaczającej, opowieści. Paradoks i kontrast wydaje się zresztą słowem kluczem dla zrozumienia koncepcji całego projektu. Pod warstwą chropowatego wokalu kryją się bowiem piękne, piosenkowe melodie, fragmenty agresywne i breakdownowa motoryka działają dużo intensywniej osadzone jako climaxy tęsknych riffów, a w nieco patetycznych tekstach dużo jest szczerych, w gruncie rzeczy prostych emocji.
W tej bardzo starannie utkanej tkance uczuć w M.O.R.O.N.ie to, co robi największe wrażenie to jednak nadal warstwa muzyczna. Jeżeli w wypadku hardcore’u można mówić w ogóle o subtelności, to tutaj dostajemy wzorcowy jej przykład. Nie oznacza to jednak, że brzmieniowo grupa rozmienia się na dobre czy rezygnuje z typowej dla tego gatunku wściekłości. Obrywamy zatem dosyć mocno przy wstępie do „Błędu” czy najbardziej punkowego, buńczucznego „Świata”, momenty te jednak, także przez tematykę poruszaną w tekstach, pozostają dosyć przyziemnymi, codziennymi refleksjami, co też przekłada się na specyficzną „poczciwość” samej muzyki. Przy tak czysto ludzkiej, prostodusznej irytacji szkoda trochę, że produkcyjnie nawet te eksplozywne momenty pozostają dosyć sterylne. Przy takiej mnogości melodii trudno, oczywiście, żeby zachować jednocześnie czytelność, wyrazistość tekstury brzmienia gitar i jeszcze nie uciekać w sterylność, jednak nieco chaosu i bardziej ryzykownych rozwiązań pchnęłoby płytę w kierunku jeszcze intensywniejszego oddziaływania.
Poruszane w tekstach tematy oscylują wokół dramatów codziennej egzystencji. Samotność (przepięknie wyeksponowana w tytułowym „Domu”), rodzina, kondycja współczesnego świata, żyjącego w nieco postrzeczywistych warunkach, wszystko składa się na warstwę liryczną obrazującą charakter samego krążka jako specyficzną refleksję młodego mężczyzny, rozrywanego przez dylematy, które stawia przed nim współczesność. Patos niektórych momentów sprawia, że czasem za bardzo skręca to w kierunku refleksji na poziomie „żyjemy w społeczeństwie”, ale w momentach najbardziej refleksyjnych i personalnych (czyli bliżej drugiej połowy krążka) liryka uderza mocno i łapie za gardło, a wyegzekwowana z emocjonalnym ekshibicjonizmem Maciasa, który wokalnie jak zwykle rozrywa sobie trzewia, robi przeogromne wrażenie.
„Dom” M.O.R.O.N.a to zatem specyficzny rodzaj refleksyjnej opowieści prowadzonej na postrockowo-hardcore’owej motoryce. Miło usłyszeć, że jeden z najzdolnieszych polskich zespołów z tego gatunku zebrał wreszcie dotychczasowe starania i przekuł je w formułę pełnego albumu. Nie pozostaje nic innego, jak czekać na kolejne krążki i dalszą ewolucję chłopaków.
Ocena: 8/10