21 czerwca 2014 roku zespół Laxigen Överdrive wypuścił na światło dzienne nową, debiutancką EPkę o dość ciekawym tytule „Nibyświat”. Jaka jest? Na wstępie zdradzę tylko, że przez kilkanaście dni intensywnie słuchałem tych kilku utworów, a jeden z nich dołączył nawet do folderu z moimi ulubionymi kawałkami wszech czasów. Ale o tym później. Nie przedłużając. Zapraszam do zapoznania się się z recenzją tego fenomenalnego krążka.
Jako że Laxigen Överdrive to twór debiutujący i mało jeszcze wszystkim znany, toteż an początku warto poznać kilka faktów na ich temat. Szczególnie w sytuacji, gdy nawet sieć nie obfituje w wyczerpujące dane o ich przeszłości. Do rzeczy. Początek istnienia zespołu datuję się na 2012 rok, ale tak naprawdę to dopiero ponad dwanaście miesięcy później ustabilizował się jego obecny skład, co pozwoliło wreszcie nadać tempa (i wokalu) powstającym utworom.
Piątka dżentelmenów, których miastem rodzinnym są Białobrzegi prezentują nienaganną mieszankę rockowej muzyki. Jak sami twierdzą kierunek ich poszukiwań nigdy nie był (i do tej pory nie jest) sprecyzowany, z czego w zasadzie są dumni; dzięki temu nie muszą przejmować się szufladkami. Własny, autorski charakter brzmienia to wielki atut w obecnych czasach, a ja, fan niszowych zespołów słuchając muzyki Laxigen Överdrive jestem wręcz wniebowzięty.
Przejdźmy zatem do meritum. Pierwszą i podstawową sprawą jest styl ich najnowszej EPki. Po kilkukrotnym przesłuchaniu tych pięciu kawałków odniosłem wrażenie dużego podobieństwa do wczesnych dokonań łódzkiego zespołu Coma. Szczególnie w warstwie lirycznej, gdzie głębokie teksty dotyczą głównie zawiłej egzystencji człowieka. Może i takie rzeczy nie są czymś odkrywczym, ale trzeba przyznać, że przykuwają uwagę i zdecydowanie skłaniają do refleksji.
Zazwyczaj utwór zatytułowany 'Intro’ w recenzjach jest zwyczajnie pomijany. W tym przypadku wstęp do EPki jest tak banalny, że aż niezmiernie ciekawy. Dźwięk zamykanych na klucz drzwi, krótki spacer po klatce schodowej, odgłos wzywanej windy, w końcu wyjście na zewnątrz. Dalej, już w tle delikatnej klawiszowej muzyki słychać coś jakby odpalanie papierosa, a następnie kroki po chodniku, które przeradzają się w bicie serca. Bicie i muzyka chwilowo przyspieszają, budując podniosły klimat dla pierwszego, właściwego utworu…
I słusznie. Taki kawałek, jakim jest 'Lost’ wymaga podniosłego wprowadzenia. Mocne, mięsiste gitary i głęboka, potężna sekcja rytmiczna napędza całość w bardzo wyszukanym stylu. Wokal? Wciąga. Szczególnie w refrenie, gdzie mocny, ale zdecydowanie melodyjny głos najmłodszego stażem Jacka Salaty powoduje, że chciałoby się słuchać tej kompozycji na okrągło.
Następnym utworem na EPce „Nibyświat” jest 'Melancholia’. To właśnie ta kompozycja bezkompromisowo trafiła do zbioru moich wyszukanych perełek. Już tłumaczę dlaczego: Delikatny wstęp, zagrany na czysto brzmiącej gitarze hipnotyzuje, a po dodaniu basu i perkusji zapowiada, że będzie to coś zgoła oryginalnego. Dalej, dla wzmocnienia klimatu wchodzi drugie, tym razem zdecydowanie przesterowane wiosło, ale to warstwa liryczna gra pierwsze skrzypce w tym utworze (à propos smyczków – usłyszymy je w drugiej części utworu dzięki zaproszonym gościom z Uniwersytetu Muzycznego w Warszawie). 'Melancholia’ jest tak przepełniona emocjami, że aż wpływa na aktualny nastrój odbiorcy. To jest właśnie to, co mnie tak pociąga. Dzięki taki kawałkom uświadamiam sobie, ja bardzo „miękki” jestem w środku. Niby to tylko tekst, piosenka o nieszczęśliwej (a może nawet mistycznej) miłości, ale zaprawdę porusza i sprawia, że z miejsca zapominam o aktualnych sprawach. Nic tylko zamknąć oczy i słuchać. Siedem minut – tyle wystarczy, żeby odpłynąć.
Z bólem informuję, że w tym miejscu niestety kończą się najlepsze utwory. Na początku 'Stanu Splątanego’ znajduje się efektywnie stłumiony gitarowy riff, który następnie przechodzi w ciekawy, napędzany perkusją motyw. Krótkie zwolnienie tempa i wchodzi wokal, który nie wnosi nic odkrywczego. Muzycznie też jest słabo – tym razem gitary brzmią bardziej płasko, a bas ukryty jest gdzieś z tyłu. Muszę się naprawdę wysilić, żeby poczuć choć pierwiastek tego, co tak pieściło moje uszy jeszcze kilka minut wcześniej… Zdecydowanie najmniej ciekawy utwór na opisywanej EPce.
'Nierzeczywistość’ jest już lepszą kompozycją, ale zdecydowanie brakuje mi tego głębokiego, emocjonalnego klimatu, który uświadczyłem na dwóch pierwszych (pomijając 'Intro’) dziełach. Skoro i tym razem wokal nie przyciąga, to może chociaż sama muzyka? Owszem. Sekcja rytmiczna gra bardzo żywiołowo i odznacza się niebywale dobrym feelingiem, a ciężar gitar sprawia, że mimo przebojowości kawałka w żadnym wypadku nie wolno nazwać go przyjaznym radiu czy też komercyjnym. Swoją drogą – chętnie sprawdziłbym czy Laxigen Överdrive faktycznie wyciąga aż tak głębokie i precyzyjne brzmienie na koncertach…
Pomijając feralny przedostatni utwór i miejscowe zawodzenie wokalisty jest dobrze, a nawet prawie wspaniale. Owe mankamenty można zresztą wybaczyć, ze względu na znikome doświadczenie zespołu (Panowie, trochę szlifu i sukces gwarantowany). Laxigen Överdrive to twór, w którym każdy znajdzie coś dla siebie. Szeroka gama zalet bez dwóch zdań nadaje EPce „Nibyświat” status uniwersalnej (w rytm niektórych motywów można pomachać piórami, a w innych jak już wspominałem, dać ponieść się szczerym emocjom). I przysięgam, że jak usłyszę takie samo brzmienie na koncertach, to podniosę ocenę o całe dwa oczka.
Lista utworów:
1. Intro
2. LOST
3. Melancholia
4. Stan Splątany
5. Nierzeczywistość
Ocena: 7/10