Human Bazooka wystrzeliła w stronę słuchaczy epką „Highflyer”, na której czterema nowymi kawałkami próbuje udowodnić im, że nu metal w Polsce ma się nieźle. Nie można odmówić im entuzjazmu, nie można też powiedzieć, że w ich utworach nie ma czadu, który pozwala zespołowi na dawanie całkiem porządnych sztuk na żywo. Niestety, elementy składowe twórczości zespołu tak bardzo do siebie nie pasują, że ciężko tu mówić o naprawdę dobrym projekcie muzycznym.
Stylistycznie Bazooka nie odróżnia się za bardzo od tego, do czego przyzwyczaiły nas kapele w rodzaju KoRna – instrumentalnie zespół jest nieodrodnym dzieckiem gatunku, który reprezentuje. Ze wszystkimi tego wadami i zaletami – jeśli podchodziło ci granie amerykańskich klasyków gatunku, podejdzie ci i ten krążek. Jeśli natomiast słysząc głos Jonathana Davisa czy Davida Draimana pragniesz ciężkim narzędziem skrzywdzić odtwarzacz – tu również mogą wystąpić takie objawy.
Muzycy tworzący dźwięki składające się na tę płytkę to muzycy sprawni, dobrze odnajdujący się w obranym gatunku, czujący dobrze ogrywaną stylistykę i dający tego dowody na każdym kroku. Przeplatanka szybkich i wolnych fragmentów w otwierającym album numerze tytułowym to nu bardzo rajcowny, kołyszący głową. Wszystkie zaś elementy tworzące jakość brzmienia kapeli zmultiplikowane zostają w zamykająco dzieło kawałku 'The Day After All’ – gitarowe zacinanie, momenty wyciszenia, dobrze skrojona solóweczka. Panowie zadbali o wszystko i ich praca może naprawdę cieszyć ucho człowieka, który nie skreśli kapeli już na starcie.
Wokalnie natomiast ten zespół cierpi straszliwie. Gardłuje się tutaj aż dwóch jegomości – autorzy solidnej warstwy gitarowej muzycznymi omnibusami niestety nie są i głosami swoimi grzebią wszystko, co palcami zdołali wypracować. Modelowym przykładem jest tutaj jedyny wykonany po polsku kawałek na krążku – 'Bez Znieczulenia’. Tak bardzo „zamerykanizowanego” wokalu to mi słyszeć dawno nie było dane – chłopaki przekroczyli cienką granicę między przebojowością a autoparodią. Również śpiewając po angielsku nie ustrzegli się błędów. Ciężko mi zatem zasugerować, w jakim języku powinny być nagrywane kolejne twory zespołu. Po chińsku? Na wyróżnienie zasługuje wokalnie jedynie piosenka 'Ghost in the Shell’ (dodatkowe punkty z racji sentymentu gnieżdżącego się w mym wciąż niekiedy ku Japonii bijącym serduszku) – rapowanki w zwrotkach i lekko, punkowo zaśpiewany refren to wszystko, czego temu zespołowi potrzeba, żeby zabawić odbiorcę.
W związku z tym miłym bonusem są instrumentalne wersje kawałków znanych z krótkograja – można bardziej docenić instrumenty bez denerwowania się na wokale.
Brzmienie albumu lokuje się w rejonach poprawnego – słychać wszystkie instrumenty, ale całości brak wygaru i pazura. Ot, jest na tyle soczyście, aby głowa raźno podrygiwała do taktu, ale wciąż nie jest w pełni wykorzystany potencjał drzemiący w wyrazistych, numetalowych riffach kapeli. Robota solidna, bowiem ani na chwilę nie miałem wątpliwości, o co zespołowi chodzi. Muszą jednak zacząć wyrażać się jeszcze śmielej, bardziej stanowczo. Czasem zbyt mały akcent położony był na sekcję rytmiczną – warto pokombinować przy okazji kolejnych nagrań.
Panowie z Human Bazooka stworzyli płytkę, którą zdecydowanie warto chociaż raz przesłuchać, jeśli jest się spragnionym nowych nagrań z gatunku, który swój własny ogon zaczął pożerać zanim na dobre się zaczął. Nie odkrywają prochu, nie prezentują niczego nowego – ale w klasycznych ramach ich warstwa instrumentalna wypada po prostu dobrze i warto dać im z tego tytułu szansę. Ewentualne kolejne odsłuchania pozostawiam w gestii każdego czytelnika z osobna – wszystko zależy od tolerancji na złe wokale.
WYRO(C)K
0-10 Sad But True
11-20 Bad Reputation
21-30 Wild Thing
31-40 Satisfaction
41-50 Another Brick in the Wall
51-60 Proud Mary
61-70 Highway To Hell
71-80 2 Minutes to Midnight
81-90 Ace of Spades
91-100 Master Of Puppets
- PIERWSZE WRAŻENIE6
- WOKAL4
- INSTRUMENTARIUM6
- BRZMIENIE5
- REPEAT MODE5