„Cholera, dlaczego ja tej kapeli nie znałam wcześniej?”. To zdanie chodziło mi po głowie przez całe 35 minut – czyli tyle ile zajmuje odsłuchanie najnowszego krążka grupy DIZEL – „M.I.L.F.” – i wraca za każdym razem, gdy ponownie odpalam krążek. Wyrzuty sumienia zwiększają się znacznie, gdy wgapiam się w skład formacji. Tworzą ją bowiem między innymi muzycy znani z działalności w kapelach, które na liście najlepszych polskich artystów jakich znam, plasują się bardzo wysoko. Mowa tu o Inkwizycji i Them Pulp Criminals. A ja zlekceważyłam ich twórczość, bo supportowali, pochowanego przeze mnie z chwilą wydania „Królestwa”, Huntera. Kobieto, puchu marny…
Słuchając pierwszego albumu grupy DIZEL wydanego w 2013 roku można mieć wrażenie, że nie da się upchnąć więcej rock’n’rolla w rock’n’rollu. No cóż… Wystarczy odpalić otwieracz płyty „M.I.L.F” i już wiesz, że Panowie podwoili swój ostatni wynik. „See You In Hell” to klasyczny krótki strzał w ryj, w którym tępe gitary wygrywają szybkie, rwące dźwięki niepozwalające słuchaczowi usiedzieć na miejscu. Klimat suto zakrapianej imprezy z czerwonymi kubeczkami podtrzymuje też kolejny kawałek. Podobnie jak większość kompozycji „Atari” nasuwa oczywiste skojarzenia z graniem Motorhead, jednak efekt najsilniej przypominający charczący ryk Lemmy’ego udało się osiągnąć w punkowym „Bondage”. Wielbiciele niedocenianych basistów będą zadowoleni jego przyjemnym, nienatrętnym brzmieniem w „$2.50 Ticket” poprzedzającym galop kolejnych instrumentów. „Bitch?” to z kolei jeden z najbardziej magnetyzujących i energicznych numerów na płycie, który ma szansę stać się zespołowym hymnem. A prędzej czy później przez wymowne „bijaaaacz” zapewne zainteresuje się nim Niekryty Krytyk. Mój ulubieniec w postaci „Die by the Swing” kokietuje słuchacza zmianami tępa i konsternuje gitarowymi efektami. „Get Out” prosi się o kończenie setów koncertowych, nie tylko przez jasny komunikat bijący z tytułu. Za to zupełnie niezrozumiałym elementem albumu jest dla mnie tytułowy „M.I.L.F.” z gościnnym udziałem Guzika na wokalu. Utwór odstaje za sprawą mrocznego, psychodelicznego, pełnego niepokoju klimatu. Jeśli cała płyta miałaby być metaforą dobrej imprezy, to „Make It Last Forever” jest kacem po niej, na którym jeszcze lekko podchmieleni bierzemy na warsztat sens całej ludzkiej egzystencji.
Pierwsze co słychać na płycie poza oczywistymi skojarzeniami z wiadomą formacją i amerykańskim, garażowym rockędrolem, to luz i fun, jaki czerpią z robienia tej muzy członkowie DIZEL. Hasło „Fun for everyone!” to nie chwyt marketingowy, ale jedna z podstawowych zalet „M.I.L.F”. Świadome słuchanie macierzystych kapel członków grupy może prowadzić do ideologicznego i intelektualnego przytłoczenia. Wówczas w ramach oddechu dobrze zrobi zarówno słuchaczom, jak i grającym właśnie beztroski DIZEL, który w swojej olewczej, badassowej naturze kryje garść dobrych numerów wykonanych jednocześnie z wielkim zaangażowaniem, jak i młodzieżową lekkością. Z niecierpliwością czekam na solidną trasę kapeli wraz z całą resztą masochistów, których dupska nie zostały jeszcze dostatecznie skopane przez domowe głośniki. Mocne 2/10!
- See You in Hell
- Atari
- Bondage
- $2.50 Ticket
- Bitch?
- Die by the Swing
- Sheila
- I Want Your Blood
- No Udder (We Can Suck)
- Get Out!
- M.I.L.F.
Wyro(c)k
0-10 Sad But True
11-20 Bad Reputation
21-30 Wild Thing
31-40 Satisfaction
41-50 Another Brick in the Wall
51-60 Proud Mary
61-70 Highway to Hell
71-80 2 Minutes to Midnight
81-90 Ace of Spades
91-100 Master of Puppets
- Pierwsze wrażenie8
- Instrumentarium8
- Wokal7
- Brzmienie8
- Repeat Mode8