2017 wystaje już zza węgła, więc warto przyjrzeć się jak wyglądał ostatni rok dla sceny blackowej. Dla każdego kto choć trochę osłuchał się z tegorocznymi płytami, nie będzie zaskoczeniem jak powiem, że ten rok był wyjątkowo urodzajny dla black metalu. Dla tych, którzy jednak ostatni rok spędzili bez sprawdzania nowych wydań, przygotowałem krótką kompilację najciekawszych albumów. Miejcie na uwadze, że nie jest to lista najlepszych płyt, a moim zdaniem najciekawszych.
Alcest – Kodama
Pierwszy wybór to żadna niespodzianka. Alcest po, lekko ujmując, dość przeciętnym „Shelter” nagrał płytę, która swobodnie może konkurować z „Écailles de lune” w kwestii najlepszej płyty tego zespołu. Słyszymy zarówno powrót do starych brzmień (nawet sięgających pobocznych projektów, takich jak Amesoeurs), jak i nowe motywy, nieznane jeszcze fanom Alcesta. Obszerniej wypowiedziałem się o tej płycie w tej recenzji – warto się zapoznać!
Furia – Księżyc milczy luty
Ten wybór również nie powinien być żadną niespodzianką. Polskie kapele rok w rok udowadniają, że nasza scena blackowa jest jedną z najsilniejszych na świecie. Furia dorzuciła swoje pięć groszy do tej opinii, wydając kolejny porządny album. W niewiadomy dla mnie sposób, chłopaki odnajdują sposób na granie konserwatywnego, konwencjonalnego black metalu tak, by brzmiał innowacyjnie. Możliwe, że to jazzowe inspiracje, które słychać na płycie, może to kwestia bardzo oryginalnego, niemal sludgowego wstępu. Niemniej – dla każdego fana black metalu jest to krążek obowiązkowy.
Saor – Guardians
Saor to brytyjska kapela black metalowa, która powstała w 2012 roku, którą można traktować jako jednoosobowy projekt. Odpowiedzialny za nią jest Andrew Marshall, znany z zespołów takich jak Askival czy też Falloch. Czym zatem jest jego nowy projekt? Wyobraźcie sobie szkocką muzykę folkową i połączcie ją z masywnymi riffami blackmetalowymi i potężnym growlem, a otrzymacie przepis na Saor. Najnowsza płyta, „Guardians” nie odstaje od marki, która Andrew wypracował na dwóch poprzednich płytach. Solidna pozycja z roku 2016, pozycja obligatoryjna dla każdego, kto lubuje się w atmosferycznym blacku.
Harakiri for the Sky – III: Trauma
Nim zaczniecie wieszać na mnie psy, że nie jest to żaden black metal, pozwolę się powołać na istnienie takiego gatunku jak blackgaze. Jak nie lubię kategoryzowania muzyki, ta łatka pasuje do Harakiri for the Sky. Słychać w ich płytach inspiracje zarówno black metalem jak i shoegazem. W tym roku wydali swój trzeci pełnogrający krążek – „III: Trauma”. Co jest plusem tej kapeli, to niezwykle emocjonalna muzyka, zarówno w brzmieniu gitar (przepiękne pasaże gitarowe, cudowne tremola), jak i w bardzo ekspresyjnym wokalu J.J. Nie jest to krążek niezwykle skomplikowany, wymagający wiele od słuchacza, ale na pewno jest to płyta przyjemna w odbiorze.
Entropia – Ufonaut
Wracając na nasze podwórko, kolejny album wydała polska Entropia. Między wydaniem swojego pierwszego i drugiego albumu, zespół zmienił gitarzystę na Kubę Cołtę. Niemniej, idea pozostała mniej więcej taka sama – progresywny black metal, obfitujący w psychodeliczne riffy. Szczerze powiedziawszy, nie umieściłbym tej płyty w rankingu swoich ulubionych z tego roku, ale uważam że na pewno jest to bardzo ciekawa pozycja. Nie odbierzcie mnie źle – płyta jest bardzo porządna, nawet jeśli nierówna. Po prostu odnoszę wrażenie, że słyszałem takie rzeczy zbyt wiele razy. Płyty jak najbardziej warto przesłuchać, choćby po to, by znać zróżnicowanie na naszej scenie blackowej.
Winterfylleth – The Dark Hereafter
Na koniec mojej krótkiej listy zostawiłem sobie mojego faworyta na najlepszą blackową płytę 2016 roku. Winterfylleth od 2007 roku każdym kolejnym krążkiem pokazuje, że brytyjski black metal to nie tylko zapomniane już pierwsze płyty Craddle of Filth. Najnowsza płyta pokazuje nam Winterfylleth jaki znamy od lat z paroma nowościami. Wielkim krokiem dla zespołu jest wyraźnie poprawiona produkcja. Usłyszmy również parę nowych brzmień, szczególnie na utworze „Green Cathedral”, w którym echem odbija się brzmienie Woods of Ypres. Jednakowoż, prawdziwą wisienką na torcie jest ostatni utwór – „Led Astray in Forest Dark”. Jest to prawdopodobnie najlepszy cover utworu z legendarnej już płyty Ulvera ” Bergtatt – Et Eeventyr I 5 Capitler”. Zresztą, posłuchajcie sami.
Tym utworem chciałbym zakończyć moje podsumowanie black metalu w roku 2016. Zdaję sobie sprawę, że jest o wiele więcej ciekawych płyt do omówienia, ale nie udałoby mi się ich wszystkich opisać, toteż przygotowałem listę tych, którym nie udało się trafić do wybranej 6-tki.
Deathspell Omega – The Synarchy of Molten Bones
Oranssi Pazuzu – Värähtelijä
Moonsorrow – Jumalten aika
Oathbreaker – Rheia
Mare Cognitum – Luminiferous Aether
Schammasch – Triangle
Forteresse – Thèmes pour la rébellion
Cobalt – Slow Forever
Downfall of Gaia – Atrophy
Hail Spirit Noir – Mayhem in Blue
Zhrine – Unortheta
Inquisition – Bloodshed Across the Empyrean Altar Beyond the Celestial Zenith
Podsumowując – jeśli ktoś Wam powie, że black metal is dead, możecie się postukać w czoło i skwitować to pełnym politowania uśmieszkiem. Ostatnie lata, czego dowodem jest 2016 rok, są bardzo łaskawe dla black metalu i dla nas, fanów mrocznej, ciężkiej muzyki. Z nadzieją i wielkimi oczekiwaniami zacznę 2017 rok, licząc na to, że za dwanaście miesięcy napiszę równie bogate podsumowanie.
Pod tym linkiem możecie wziąć udział w głosowaniu na najlepszych artystów 2016 roku. Sprawdźcie też podsumowanie naszych wszystkich tegorocznych wywiadów.