Zapraszam gorąco do szóstej już odsłony naszego cyklu. Do tej pory mogliście się zapoznać z playlistami Michała, Piotrka, Michała, Mate’a i Potwora. Moja chyba będzie „najbardziej mainstreamowa” ze wszystkich, ale jak to mówią – de gustibus non est disputandum.
Wy również możecie się podzielić swoim repertuarem, wysyłajcie nam swoje playlisty!
1. Machine Head – Now We Die (z albumu „Bloodstone & Diamonds”)
Zacznę od utworu nr 1 z ostatniego albumu zespołu dowodzonego przez Robba Flynna. Rozpoczyna się on od… smyczków, co nadaje mu elegancji. Dopiero później wchodzą mocne riffy, dudniąca perkusja i bas Jareda MacEacherna, który zastąpił Adama Duce’a. Kawałek zdecydowanie mocny, ciężki, nie dla typowego Janusza. Smyczki powtarzają się w tle podczas refrenu. Utwór zwalnia w bridge’u aby przejść do fantastycznego solo Phila Demmela. Jak już wspomniałem, elegancki, ale ciężki jak cholera.
2. Slash – The Unholy (z albumu „World On Fire”)
Jestem ogromnym fanem hardrocka spod szyldu Slasha, więc musiał się on tu pojawić. 'The Unholy’ jest utworem, którego bardzo mi brakowało w katalogu Ukośnika. Majestatyczny, spokojniejszy niż cała reszta albumu, jest jego doskonałym zakończeniem. Myles Kennedy hipnotyzuje niskim głosem w stylu Chrisa Cornella, żeby pod koniec powalić nas swoim charakterystycznym tenorem. Slash natomiast robi swoje – mocne uderzenie w refrenie, jazzowo-bluesowa zwrotka, krzyczące solo. No i jest kontrowersyjny element – tekst opowiada o problemie pedofilii w Kościele Katolickim.
3. The Winery Dogs – I’m No Angel (z albumu „The Winery Dogs”)
Co powstaje z połączenia trzech rockowych legend? The Winery Dogs! Debiutancki album supergrupy złożonej z Richiego Kotzena, Billy’ego Sheehana oraz Mike’a Portnoya wręcz „gwałciłem przez uszy” (pozdrawiam miłośników Gombrowicza 🙂 ) przez bite pół roku. Panowie są wirtuozami swoich instrumentów, co doskonale słychać na tym krążku. Richie Kotzen od dawna gra na gitarze wyłącznie palcami, dzięki temu mógł stworzyć cudowny główny riff tej hardrockowej ballady. Wspaniały wokal Kotzena, charakterystyczne brzmienie basu Sheehana i nadająca rytm perkusja Portnoya. Niewielu dzisiaj tak gra.
4. Van Halen – Little Dreamer (z albumu „Van Halen”)
Na koniec zostawiam klasyk z katalogu Eddiego Van Halena. Jego styl gry zrewolucjonizował muzykę, dla większości znanych nam dzisiaj gitarzystów Eddie był i jest inspiracją. Debiutancki album zespołu gitarowego geniusza wpisał się już w kanony muzyki rockowej. 'Little Dreamer’ to jeden z moich ulubionych kawałków z tego albumu. Van Halen pokazało światu, że można napisać wolny hardrockowy utwór nie czyniąc go balladą. Melodyjne chórki w refrenie hipnotyzują, a David Lee Roth swoim przejmującym śpiewem udowadnia, że nie bez powodu zyskał przydomek „Diamond Dave”.