W październiku zeszłego roku ukazał się debiutancki album olsztyńskiego Frontal Cortex zawierający sporą dawkę rewelacyjnej progresywnej muzyki. Cieszy to niezmiernie, ponieważ dowodzi to, że polskie zespoły mają wiele do zaoferowania, co udowodniły już wcześniej takie grupy jak chociażby Vader, Behemoth, Decapitated czy Riverside. Otworzyły one bramę na świat innym, a ja trzymam kciuki, żeby Frontal Cortex przez nią przeszedł i ruszył dalej, prezentując swoją twórczość również poza granicami naszego kraju.
W niniejszym wywiadzie Rafał Piegat (gitara), Łukasz Gołaszewski (gitara) i Grzegorz Gołaszewski (bas/wokal) opowiedzą o swoim zespole, ujawnią swoje muzyczne fascynacje, zdradzą też, z kim chcieliby dzielić sceniczne deski, a to tylko niektóre poruszone przez nas tematy. Więcej poniżej.
Na początku chciałbym Wam pogratulować dobrego startu. „Passage” to kawał świetnej progresywnej muzyki. A jak Wy postrzegacie wasz debiut teraz, kilka miesięcy od jego premiery? Jesteście zadowoleni z niego w 100% czy może byście coś zmienili?
Rafał: Przede wszystkim cieszymy się, że płyta nie przepadła bez echa. Wiele osób nas uprzedzało, że branża muzyczna jest nieprzewidywalna, więc to, że o nas piszą i wciąż słuchają, bierzemy za sukces. Jesteśmy zadowoleni z finalnego efektu. Pracowaliśmy nad tą płytą przez rok, sprawdzając po drodze różne warianty. Dotarliśmy do momentu, który zadowolił nas wszystkich, więc nie szukaliśmy dalej.
Łukasz: Tak, dokładnie. „Passage” doskonale ilustruje miejsce, w którym byliśmy podczas jego nagrywania. Ja nie zdążyłem jeszcze nabrać do niego dystansu i ciągle kusi mnie, żeby zmienić to i owo, ale pewnie nie wyszłoby to albumowi na dobre (śmiech).
Grzegorz: Mam przypadłość, która zdaje się towarzyszy większości udzielającym swego głosu i muszę przyznać, że ciężko mi się siebie słucha. Jednak jestem przekonany, że zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy i na co pozwalały nam nasze umiejętności. Nic bym nie zmienił… hmmmm, a może spróbujemy jeszcze jeden raz nagrać refren do ‘Beginning Of The End’? Jest ok, ale… i tak można wymieniać w nieskończoność. Serio!!!
Na płycie znajduje się 10 utworów, a czas jej trwania – ponad 45 minut – jest dla mnie optymalny. Nie jest ona ani za długa, ani za krótka jednak ciekawy jestem czy na „Passage” nagraliście wszystkie kompozycje, jakie znajdują się w waszym arsenale czy może macie jeszcze jakieś ukryte asy w rękawie?
Rafał: Spośród wszystkich utworów zaplanowanych na „Passage”, zrezygnowaliśmy z jednego. Był numer, który graliśmy na każdym naszym koncercie, ale w studiu zauważyliśmy, że coś jest z nim nie tak. Z ogromnym żalem usunęliśmy tę piosenkę z setlisty, jak się później okazało, była to bardzo dobra decyzja. Wiesz… dzięki takiemu zabiegowi uzyskaliśmy gotowy bonus na japońskie wydanie płyty (śmiech). (To ja już teraz zamawiam kopię, żebyście w przyszłości o mnie nie zapomnieli haha! – przyp. Daniel)
Łukasz: Na „Passage” wytypowaliśmy utwory z początku działalności zespołu, jednak w naszym arsenale mamy już całkiem sporo nowych kawałków, które czasami gramy na koncertach.
Wasz album to dojrzała muzyka i słychać, że jesteście doświadczonymi instrumentalistami. Kiedy po raz pierwszy chwyciliście za gitary, bas i perkusję, a w przypadku Grzegorza to kiedy zdał sobie sprawę, że chce zostać też wokalistą?
Rafał: Pierwsza determinacja, aby chwycić za gitarę, pojawiła się, kiedy miałem 14 czy 15 lat. Jestem samoukiem. Dość przełomowym momentem było dla mnie spotkanie z Mauserem (Maurycym Stefanowiczem, ex–Vader, Unsun). To było w okolicach 2010 r. Maurycy uświadomił mnie wtedy o kilku zasadach, jakie obowiązują w tego rodzaju muzykowaniu. Dzięki temu nabrałem większej pewności siebie.
Łukasz: Ja z bratem (Grzegorz Gołaszewski) również zaczęliśmy przygodę z gitarą, gdy miałem te 14 czy 15 lat. Na początku było bardzo, hmm… interesująco (śmiech). Niektóre nasze nagrania z tamtego okresu przetrwały na starych kasetach magnetofonowych i, przez jednego z kolekcjonerów muzyki oraz naszego bliskiego kolegę, określane są mianem jednych z najgorszych nagrań, jakich kiedykolwiek słuchał (śmiech).
U Grześka pomysł na bycie wokalistą pojawił się trochę z konieczności. Długo nie mogliśmy znaleźć sensownego śpiewaka w jednym z naszych poprzednich zespołów i po pierwszych próbach z Grześkiem na wokalu stwierdziliśmy, że to może się udać. Było to niedługo przed sformowaniem Frontali. Teraz tę porażkę w szukaniu wokalisty wspominamy jako jeden z fajniejszych przełomów w naszym muzykowaniu.
Grzegorz: Tylko uzupełnię, że śpiewanie towarzyszy mi przez całe życie, jednak wcześniej była to forma bardziej „zabawy”. Dziś jestem dumny z tego, że odważyłem się na ten krok i teraz poprzez śpiewanie w zespole w jeszcze większym stopniu mogę wyrazić to, co czuję.
A kto sprawił, że zaczęliście marzyć o graniu? Były to jakieś zespoły albo może znajomi lub ktoś z rodziny?
Rafał: To może zabrzmieć banalnie, ale najbardziej do grania napędza mnie chęć spełnienia. Poza tymi wszystkimi super muzykami, którzy zainspirowali mnie po drodze i którzy sprawili, że to jest takie magiczne i zajebiste, na końcu chodzi o uczucie spełnienia. Życie w zgodzie z sobą i święty spokój to główny powód mojej artystycznej działalności.
Łukasz: Ja po prostu uwielbiam grać. Muzyka była obecna w moim życiu praktycznie od początku, jednak ważną rolę zaczęła odgrywać jakoś w drugiej połowie podstawówki, gdy wsiąkłem w metal. Granie na gitarze przyszło naturalnie i zbiegło się w czasie, gdy zacząłem odkrywać starego hard rocka i muzykę progresywną. Inspiracją do grania nie był dla mnie jeden konkretny zespół, muzyk czy znajomy, ale raczej całe to muzyczne zamieszanie wokół.
Grzegorz: Jakiś czas temu zwróciłem uwagę na to, że granie przenosi mnie w inny świat. Wyzbywam się stresów, ciągłego myślenia i analizowania swoich życiowych kroków. Wtedy liczy się tylko ten moment i ta chwila. Lubię ten stan i to miejsce (śmiech).
W waszej twórczości można wychwycić wpływy Tool, A Perfect Circle, Porcupine Tree czy Pink Floyd. Nie jest to oczywiście zarzut. Dobrze wykorzystujecie inspiracje, jednocześnie dbając o własny styl. A jakie inne zespoły i wykonawcy mają dla was duże znaczenie?
Rafał: Mnie ostatnio zafascynowała Agnes Obel. Dziewczyna pochodzi z Danii, śpiewa i gra na pianinie, do tego przygrywają jej smyki i czasami bęben. Bardzo subtelna muzyka. Jej twórczość została wykorzystana w kilku serialowych produkcjach HBO czy Netflix. Bardzo polecam, w szczególności zimową porą. Zawsze lubię też przytaczać Pana Stevena Wilsona, który jest dobrym przykładem na to, jak przejmująco i niebanalnie można komponować muzykę rockową.
Łukasz: Ja słucham bardzo wielu i bardzo różnych zespołów oraz muzyków. Bardzo lubię muzykę akustyczną, klasyczne tria czy kwartety jazzowe, jak Esbjörn Svensson Trio, GoGo Penguin czy Mammal Hands. Lubię posłuchać też mocniejszego łojenia w stylu 1125 czy Gojira. Dla kontrastu do yassowej Miłości lubię wyciszyć się przy muzyce Możdżera solo (tudzież z Fresco i Danilssonem) i zakąsić na deser np. Tesseract, a Anathema nierzadko leci w sąsiedztwie np. Ketha. Wszystko zależy od nastroju. A ile jeszcze rzeczy czeka u mnie w kolejce na spokojny odsłuch?
Grzegorz: Słuchanie muzyki zostawia w głowie wyraźne lub mniej wyraźne ślady, w które jak sankami wbijasz się i podążasz w wyznaczonym kierunku, tylko po to, żeby ostatecznie zboczyć z trasy, bo przecież masz w rękach kierownicę (oczywiście mam na myśli sanki z kierownicą, bo w sankach bez kierownicy jej zwyczajnie nie ma (śmiech). Tak serio, to pewnie wszystko, czego słuchałem i słucham obecnie, ma ogromny wpływ na to, jak i co gram/śpiewam. Dziś bardzo cenię sobie podejście szczere i bez oglądania się na to, czy przypadkiem piosenka nie jest zbyt ładna. Tu pozwolę sobie wymienić pominięty przez przedmówców Pineapple Thief i między innymi płytę „Your Wilderness”, która w dosłowny sposób opisuje to, co mam na myśli. Oczywiście nie ograniczam się jedynie do tej pozycji.
Koncerty to nieodłączny element praktycznie każdego zespołu. Jak w waszym przypadku ma się sprawa z występami na żywo? Dużo gracie?
Łukasz: Chcielibyśmy grać dużo więcej, niż obecnie nam to wychodzi. Trudno zgromadzić słuchaczy, gdy jeszcze prawie nikt Cię nie zna, ale po wydaniu „Passage” jest coraz lepiej. Lubimy grać koncerty i myślę, że nasza muzyka fajnie wychodzi na żywo, więc staramy się zorganizować tyle koncertów, ile nam się uda oraz w jakim stopniu możemy sobie pozwolić.
Kiedy i gdzie można będzie zobaczyć i wysłuchać was w najbliższym czasie?
Rafał: Aktualnie pracujemy nad trasą koncertową promującą „Passage”. O konkretnych datach i miejscach podzielimy się już niebawem za pośrednictwem naszej strony internetowej oraz w social-media. Poszukujemy też menedżera, który pomógłby nam z organizacją kolejnych koncertów.
Grzegorz: Danielu, również mamy w planach odwiedziny Bydgoszczy. Jak się uda zorganizować granie, to Twoja obecność obowiązkowa (śmiech). (Tak jest! – przyp. Daniel)
Z kim byście najchętniej zagrali albo pojechali w trasę?
Rafał: Fajnie byłoby zagrać trasę z Riverside. Nie tylko dlatego, że ich twórczość zwyczajnie lubimy. Ten zespół jest dzisiaj tam, gdzie i my z czasem chcemy być. Po prostu fajnie byłoby podejrzeć, jak od kuchni wygląda zespół z Polski, który osiągnął sukces na świecie. Poza tym Mariusz Duda pochodzi z Węgorzewa, a my z Kętrzyna i Reszla. Wszystkie te mazurskie miejscowości są położone blisko siebie. Dlatego tym bardziej wydaje mi się, że wzięcie udziału we wspólnym przedsięwzięciu kulturalnym, którego korzenie sięgają warmińsko-mazurskiego regionu miałoby swój dodatkowy wydźwięk (śmiech).
Łukasz: Z Soen czy Stevenem Wilsonem też byłoby ok (śmiech). Na szczęście fajne zespoły, grające neoproga nie kończą się na tej trójce. Poznaliśmy również kilka świetnych kapel z naszego podwórka i planujemy zagrać razem kilka/kilkanaście koncertów w całej Polsce.
„Passage” cechuje się naprawdę dobrym i żywym brzmieniem. Z tego, co wiem, materiał był rejestrowany na 100. Gdzie nagrywaliście i jak przebiegała sesja nagraniowa? Było podczas niej spokojnie czy mieliście jakieś nieprzewidziane problemy?
Rafał: Tak, nagranie zostało zarejestrowane na setkę w Studiu UWM FM w Olsztynie. Wokale Grześka i niektóre solówki zostały dograne później. Mieliśmy to szczęście, że trafiliśmy na Radka Hrynka, który podszedł do tematu bardzo profesjonalnie. Myślę, że zasługą tak dobrego brzmienia jest właśnie to, że Radek nie gustuje w stricte metalowej muzyce. Miał więc zupełnie inną perspektywę na to, co robimy. Poza tym w studiu była świetna atmosfera. Absurdalne poczucie humoru jest jednym z fundamentów Frontal Cortex (śmiech).
Kto jest autorem muzyki Frontal Cortex? Tworzycie ją wszyscy czy może któryś z was jest głównym kompozytorem?
Rafał: Na samym początku zaprezentowałem chłopakom górkę pomysłów. Wiele z tych rzeczy ostatecznie trafiło na „Passage”. Oczywiście pierwotne pomysły zyskały nową jakość, cały zespół odpowiada za aranżację. Grzesiek stworzył niebanalne linie melodyczne wokali i wkłada kij w mrowisko w swoich tekstach. Natomiast dzisiaj komponuje już cały zespół. W mojej opinii efekty są zdumiewające. Nie mogę się doczekać, kiedy zaprezentujemy nowy materiał!
A który z was jest odpowiedzialny za teksty i czego one dotyczą?
Łukasz: Autorem tekstów jest Grzesiek. Niektóre z nich są bardzo osobiste, inne mówią o życiu na Ziemii w kontekście filozofii humanistycznej. Nie traktujemy tekstów jako wypełniaczy do naszych utworów, ale jako integralną ich część, a wokal jak kolejny instrument. Staramy się, aby teksty były możliwie głębokie i niosły ważne dla nas treści.
Grzegorz: Nie pozostaje mi nic innego jak zgodzić się z przedmówcą. Sam bym tego lepiej nie ujął.
Okładka „Passage” idealnie pasuje do zawartości muzycznej płyty. Kto ją przygotował? Zleciliście jej zrobienie czy może w zespole jest ktoś uzdolniony w tym kierunku?
Łukasz: Obrazy użyte w naszej okładce i całej książeczce dołączonej do płyty są pędzla Janusza Skierkowskiego, naszego reszelskiego kolegi. Są to w większości jego prace dyplomowe z dawnych lat i, niestety, do tej pory nie przetrwały żadne fizyczne egzemplarze. Jedyne co się zachowało, to cyfrowe fotografie tych obrazów.
Gdy zobaczyłem je po raz pierwszy, od razu wiedziałem, że świetnie będą pasowały do tworzonej przez nas muzyki. Już wstępne projekty okładki, które przygotowałem, wzbudziły w reszcie zespołu duży entuzjazm i jednomyślnie przystaliśmy na pomysł wykorzystania obrazów Janusza. Ostateczną wersję okładki i książeczki zaprojektowałem już po nagraniu płyty, więc wydaje mi się, że mogłem lepiej oddać jej klimat, dobierając poszczególne elementy. Nie jest to wybitne dzieło, ale na pierwszy raz jest całkiem ok (śmiech).
Kto był pomysłodawcą nazwy zespołu? Były jakieś inne propozycje na nią?
Łukasz: Nazwa wyszła od naszego perkusisty, Bartka. Rzucił pomysł na jednej z pierwszych prób zespołu i nam się spodobała. Wiem, że jest dość skomplikowana, ale w końcu to termin naukowy. Jako że my nie wybieramy w swoich życiach dróg na skróty, a podejście naukowe jest nam bliskie, taka nazwa całkiem dobrze do nas pasuje.
Odpowiedź na to pytanie pojawiła się niechcący wcześniej, jednak z kronikarskiego obowiązku je zamieszczę (śmiech). Grzegorz Gołaszewski i Łukasz Gołaszewski to rodzina czy zbieżność nazwisk?
Łukasz: Tak, jesteśmy rodzeństwem.
Grzegorz: Indeed, co w tłumaczeniu na język ojczysty znaczy: Szewczyk Dratewka.
Na koniec kilka słów dla czytelników Death Magnetic i przy okazji zareklamujcie się.
Łukasz: Jest nam bardzo miło, że mogliśmy gościć na łamach Death Magnetic! Dziękujemy za wiele ciepłych słów na naszych koncertach, w mailach oraz w komentarzach. Wiemy, że to dopiero początek naszej drogi, ale wsparcie, które od Was dostajemy na każdym kroku, jest nieocenione.
Wielu z Was nie miało jeszcze okazji posłuchać naszej twórczości, więc serdecznie Was zachęcamy do włączenia sobie „Passage”, która jest dostępna na wszystkich serwisach streamingowych oraz youtube. Będzie nam bardzo miło, jeśli podzielicie się z nami opinią o tej płycie (śmiech).
Do zobaczenia na koncertach, niebawem podamy szczegóły na naszej stronie WWW oraz w serwisach społecznościowych. Hej!
Poniżej możecie zapoznać się z recenzją „Passage”.