Dave Mustaine i spółka złożyli kondolencje rodzinie Owena Browna, 87-letniego fana metalu z Wielkiej Brytanii, który 15 sierpnia zmarł w szpitalu na raka. Jego pogrzeb odbył się we wtorek, zaś jego rodzina wybrała „Skin 'O My Teeth” jako ostatni utwór pożegnalny podczas ceremonii pogrzebowej, ponieważ Megadeth było jego ulubionym zespołem.
Poczciwy staruszek stał się stosunkowo niedawno sławny po tym jak media doniosły o jego zamiłowaniu do słuchania Metalliki, Deep Purple, Iron Maiden i Judas Priest na swoim 26-letnim stereo. Od tego czasu Black Sabbath, Def Leppard i in. kapele zaczęły wysyłać mu swój merch. Udzielał też wywiadów dla krajowych i zagranicznych telewizji, ale sam ukrócił swoją sławę po tym, jak dochodziło już do tego, że inni fani zaczęli zapraszać go na przemówienia w trakcie konwencji, festiwali itp.
Jego muzyczna pasja zaczęła się ok. 23 roku życia. Najpierw był Cliff Richards, potem Elvis, dalej Cream, the Doors, Clapton, a od lat ’70 już tylko ciężej i ciężej. Gdy swego czasu mieszkał w domu bez prądu dopilnował, by mieć odtwarzacz na baterie. Założywszy już rodzinę nie szczędził im brzmień metalu po kilka godzin dziennie. Jak raz powiedział:
„Gdy wszystkie dzieciaki były w domu, często prosiły mnie o wyłączanie, albo ściszanie muzyki, ale jej warto słuchać tylko na cały regulator.”
Nigdy nie miał problemów ze słuchem – po prostu lubił puszczać to głośno. Rock wg niego posiada „ekscytujący rytm, którego inne gatunki nie mają”.
Jego życie sprowadzało się do pracy na farmie, spędzania czasu z rodziną (miał 5 dzieci, 15 wnucząt i 21 prawnucząt) i słuchania ciężkich brzmień. Gdy nie miał się już najlepiej (raka zdiagnozowano u niego 5 lat temu, ale tak naprawdę „dokuczał mu” tylko przez ostatnie 3 miesiące), wstawał o 2:00 w nocy i słuchał audycji „Planet Rock”. Gdy wcześniej jego żona podupadła na zdrowiu, sprzedał swój gramofon i kolekcję winyli i uzbroił się w płyty CD. Małżonka, mimo choroby, dobrowolnie opuszczała wtedy pokój, pozwalając mu delektować się muzyką. Nigdy nie kazała mu jej wyłączyć.
Jego dzieci długo, bo do ok. 18 roku życia sądziły, że każdy ojciec jest taki. Dopiero później odkryły, że jest całkiem inaczej, gdy ich rówieśnicy nie dowierzali, kiedy mówili im, że to nie oni robią tyle hałasu, lecz ich tata. Mówią, że pod każdym względem był uosobieniem spokoju… z wyjątkiem gustu muzycznego.
Jak Pan Owen sam stwierdził:
Większość ludzi z tego wyrasta, ale ja jakoś nigdy nie wyrosłem i nadal słucham tyle rocka, ile to możliwe i prawdopodobnie będę go słuchał do końca swojego życia”.
R.I.P., dobry człowieku.