Black Flag uważany jest przez wielu za najważniejszy zespół amerykańskiego punk rocka. Mimo to, że nigdy nie osiągnęli sukcesu komercyjnego, byli głosem pokolenia pierwszej połowy lat osiemdziesiątych. Ich fanem jest też William DuVall, który w wyniku fascynacji ich muzyką założył swój pierwszy zespół – Neon Christ. Muzyk opowiadał niedawno w wpływie, jaki Henry Rollins i spółka wywarli na jego życie:
Dla mnie Black Flag to kultowy zespół. Jako nastolatek, podobnie jak moi rówieśnicy, niemal na wszystko byłem wkurwiony – zwłaszcza na to, że pochodzę z rozbitej rodziny. Właśnie wtedy stałem się punkiem. Siedziałem wtedy w takich kapelach jak Sex Pistols. Ta muzyka to był totalny rozpierdol, bez zbędnych ceregieli. Gdy jej słuchałem, czułem, że mogę wykrzyczeć swój gniew.
Gdy odkryłem Black Flag – wiedziałem, że to jest moja muzyka. Rozstrojona gitara Gregga Hinna brzmiała genialnie. Był fanem Hendriksa i awangardowego jazzu, więc znał się na muzyce i doskonale wiedział, jak połączyć oba style. Wiedziałem, że ta rozstrojona gitara to zamierzony zabieg, nie przejaw braku umiejętności gry na gitarze. Później, gdy poznałem go osobiście, wyjaśnił mi, że tak to miało brzmieć.
Byłem w kinie na premierze filmu „Upadek Zachodniej Cywilizacji”, poszedłem tam razem z dziadkiem. Błagałem go na kolanach, żeby poszedł ze mną i, na szczęście, zgodził się. Obejrzeliśmy wspólnie cały film. Myślę, że seans nieźle go zszokował. To właśnie wtedy po raz pierwszy zobaczyłem Black Flag. Zrobili na mnie piorunujące wrażenie. Potem, gdy usłyszałem ich debiutancki album „Damaged”, totalnie odpadłem. Dzięki tej płycie postanowiłem założyć swój własny zespół. Wtedy każdy dzieciak grał w jakiejś kapeli. Wiele z nich wzorowało się wtedy na Ramones. Natomiast ja czerpałem wzorce od Black Flag.
Potem moja rodzina przeniosła się do Atlanty, gdzie punk rock nie był już tak popularny. Opuściłem DC – miejsce, gdzie znajdowała się jedna z najprężniej działających scen punkrockowych w historii. A zrozumiałem to wszystko dopiero wtedy, gdy ją opuściłem. Dlatego tym bardziej ta przeprowadzka nie była dla mnie łatwa. Najlepsze jednak w tym wszystkim jest to, że to właśnie w Atlancie założyliśmy z kumplami swój własny zespół. Wszystko dzięki Black Flag.
Piękno tej sceny polega na tym, że stwarza możliwość poznania swoich idoli. W latach osiemdziesiątych było to bardzo proste – gdy grali koncert w twoim mieście, mogłeś ich u siebie przenocować na podłodze. A jeśli to ty zawitałeś w ich strony, oni oferowali nocleg tobie i twoim kumplom. Muzycy Black Flag, Bad Brains i Minor Threat są teraz moimi przyjaciółmi i zawsze mogę na nich liczyć w potrzebie.
DuVall opowiedział również o początkach kariery Neon Christ:
Patrząc z dzisiejszej perspektywy, nie jestem teraz sobie w stanie wyobrazić, jak te dzieciaki były w stanie same to wszystko załatwić. Mówię tu o 15 latkach, które już wtedy potrafiły załatwić sobie studio nagraniowe, nagrać album, zamówić 1000 wytłoczonych egzemplarzy i prowadzić ich sprzedaż wysyłkową ze swojego pokoju – a potem pojechać w trasę. Sęk w tym, że byli oni za młodzi, aby móc prowadzić samochód. W Neon Christ mieliśmy ten sam problem, gdy nasz czternastoletni perkusista Jimmy Demer załatwił naszą pierwszą trasę koncertową. Kłopot polegał na tym, że z racji wieku nie mieliśmy jak w nią wyruszyć. Dzięki temu, że koledzy naszego wokalisty zgodzili się nas podwieźć, mogliśmy zagrać całą trasę po wschodnim wybrzeżu. W tamtych czasach dla przeciętnego nastolatka było to coś niebywałego. Jak się potem okazało, te dzieciaki miały znaczny wpływ w tworzeniu amerykańskiej sceny undergroundowej. Cieszę się, że i my mieliśmy w tym swój udział. Uczyliśmy się od najlepszych – uczyliśmy się od Black Flag.
Aktualnie William DuVall jest w trakcie amerykańskiej trasy koncertowej z Giraffe Tongue Orchestra, promującej ich najnowszy krążek „Broken Lines”. Natomiast Black Flag zakończył swoją działalność w 2014 roku. Rok wcześniej wydali swój ostatni album zatytułowany „What The…” bez udziału ich wieloletniego frontmana, Henry’ego Rollinsa.