Jak już wcześniej pisaliśmy, na okładce świeżego, kwietniowego numeru brytyjskiego wydania magazynu Metal Hammer pojawiła się Metallica, w środku zaś dobre kilka stron poświęconych zespołowi i zarówno jego ostatnim jak i bieżącym poczynaniom. Dokładniejsza tematyka wymieniona jest w tytule. Głos zabierają James i Lars, ale na moment pojawiają się też Dave Mustaine i obecny w Fillmore fotograf.
Wielkie podziękowania dla Jakuba
za fatygę i udostępnienie magazynu do wglądu na potrzeby tłumaczenia.
– O fanach „starej Metalliki” i braku akceptacji ostatnich 20-lat działalności zespołu (od Black Albumu włącznie):
James Hetfield: To mi nie przeszkadza, ponieważ to rozumiem. Istnieje wiele zespołów, które uwielbiam, a które strasznie, samolubnie chciałbym, by pozostały małe [i siedziały]w mojej kieszeni, wiesz? Ale gdy kapela jest dobra i chcą powstać na nogi, to niejako musisz pozwolić czemuś zabłysnąć, jeżeli ma zabłysnąć, rozumiesz? Więc ja to rozumiem. To trudne. To jest tak, że muzyka jest tak dla ciebie osobista, że nie chcesz, by inni ludzie ją lubili. I rozumiem to. Nie chcesz, żeby ten koleś z banku słuchał kapeli, którą lubisz. Zupełnie to rozumiem. Ale wtedy byliśmy na misji zainfekowania wszystkich. Ha ha ha! Sądzę, że Black Album zdecydowanie pomógł w osiągnięciu tego.
– O historii zataczającej koło podczas imprez z okazji 30-lecia Metalliki w Fillmore:
Dave Mustaine: Zagraliśmy cztery czy pięć utworów. Wszyscy oczekiwaliśmy, że wydarzy się coś magicznego i tak się stało. Graliśmy rzeczy z pierwszej płyty, które napisałem jako nastolatek. Było świetnie.
Lars Ulrich: Było absolutnie niesamowicie. Te drzwi nie były nigdy zamknięte: nie jesteśmy kolesiami, którzy trzaskają drzwiami w relacjach z innymi ludźmi. Nie chcę, żeby Metallica przerodziła się w jakiś pierdolony, nostalgiczny zespół, ale jednocześnie kochamy swoją przeszłość, szanujemy swoją przeszłość, doceniamy ją i to świetna zabawa sięgnąć pamięcią w dal i przeżyć niektóre z tych momentów z nowym spojrzeniem na życie i nowoodkrytą wartością tych relacji. Dla przykładu, szansa zagrania z Davem po tej całej zajebistości zw. z Wielką Czwórką, wszystkie te doświadczenia łączą się niemal jak sieć pajęcza. Siedziałem sobie i śmiałem się przez cały czas. Zdecydowanie chodziło w tym o połączenie się na nowo z przeszłością. Ale nie chcę spędzić reszty życia żyjąć przeszłością. Dla mnie chodzi w nim o znalezienie odpowiedniej równowagi pomiędzy teraźniejszością, przyszłością i przeszłością i staramy się jak możemy nawigować pomiędzy wszystkimi trzema. To coś na co nasz sukces nam pozwala, w sensie bycia zdolnym do odbijania się w tę i z powrotem pomiędzy nimi.
– O członkach Black Sabbath obecnych na scenie w Fillmore:
James Hetfield: Oh yeah! Zdecydowanie Sabbath był tym zespołem, który, ah, wsadził mi heavy do głowy, wiesz? Pierwszy album Sabbath wynosiłem ukradkiem z kolekcji płyt mojego brata i puszczałem go na zakazanym odtwarzaczu. Ha ha ha! Nie wolno mi było dotykać żadnej z tych rzeczy, ale stary, zdecydowanie to robiłem, a pierwszy album Sabbath zasiał to w mojej głowie i było to wszystko, czego chciałem od tamtej chwili. Wiesz, Tony Iommi nauczyłem mnie wiele przez sam tylko ten album. Po prostu riff, o niego w tym wszystkim chodzi. Ten otwierający utwór, „Black Sabbath”, był tym, który – gdy wkładało się słuchawki i siadało w ciemności – przerażał cię na śmierć. A potem wchodzi riff Diabła i cię dopada! Ha ha ha!
– O Tonym Iommim:
James Hetfield: Oczywiście ogrom szacunku dla Toniego Iommiego, który – o ile mi wiadomo – jest mistrzem riffu. Ta melodia, ten ciężar, to brzmienie. Zawdzięczam mu wiele w kwestii inspiracji i życzę mu jak najlepiej. Rozmawiałem z nim przez telefon i byłby na 30-leciu wraz z Ozzym i Geezerem gdyby mógł, ale oczywiście nie mógł się zjawić, ponieważ rozprawia się ze swoją chorobą i życzę mu najlepszego.
– O Kingu Diamondzie:
James Hetfield: To wspaniale, że przestał chować swój dar przed światem, wiesz? Ma za sobą trochę problemów zdrowotnych – plecy naprawdę mu dokuczały przez długi czas i miał też chyba ze trzy operacje [wszczepiania]bajpasów serca, więc bał się śpiewać. A my go tu sprowadziliśmy na występ na 30. rocznicę i jesteśmy bardzo wdzięczni, że mógł się zjawić i to w dodatku z w sumie oryginalnym składem Mercyful Fate! To był dla nas spełniający się sen, również dla wielu naszych fanów i ludzi, którzy tam byli.
– Słów kilka od postronnego obserwatora akcji w Fillmore:
Randy Johnson, fotograf (rj51photos.tumblr.com):
To nie był pierwszy raz, jak widziałem Metallikę w małym otoczeniu, ani też pierwszy raz, gdy ich fotografowałem, ale to BYŁ pierwszy raz, jak robiłem im zdjęcia poza stadionowym lub arenowym występem. Pierwszy raz widziałem jak grają w San Francisco w Old Waldorf w 1982r. i od tego czasu jakieś tuzin razy. Występy w Fillmore stanowiły gigantyczną imprezę dla ich rodzin, przyjaciół i członków MetClubu z całego świata, i każdej innej osoby, która dała radę zdobyć bilet. Atmosfera była niesamowita, począwszy na interakcji zespołu z fanami, po fanów trzymających flagi swoich krajów i orkiestrach dętych grających covery Metalliki, i pomieszczeniu przedstawiającym historię Metalliki na wystawie. Z każdym wieczorem liczba gości rosła, a ostatnia noc była pierwszym zjednoczeniem każdego żyjącego byłego i obecnego członka Metalliki. To był najlepszy koncert jaki widziałem w ciągu 48 lat.
Sprawdź bonus na końcu newsa 🙂
– O tworzeniu nowej muzyki:
James Hetfield: Cóż, nie wracam celowo [do przeszłości]i nie słucham pewnych rzeczy, by się inspirować. To jest trochę tak, że liczy się to, co wydaje się dobre w danym momencie. W tych czasach ciężko się żyje z prasą. Wypowiesz nazwę jakiegoś zespołu i myślą, że twój następny album będzie tak brzmiał! Może powiem, „Oto czego ostatnio słuchałem: Ghost, Cro-Mags, Mastodon…” i nagle wszyscy myślą, że to będzie kombinacja tego wszystkiego. A oczywiście tak nie będzie. To po prostu rzeczy, których uwielbiam słuchać. Gdy zaczynamy pisać, zasadniczo odnosimy się do niektórych z naszych rzeczy. Nie odgrzewamy ich rażąco, ale tak robimy i to jest to, co znamy. W sensie, „To jest Metallica.”
– O stanie zaawansowania prac nad nowym albumem:
Lars Ulrich: Krążymy wokół nowych rzeczy. Zaczęliśmy pisać trochę bardziej etapami. Jest tak wiele projektów, które cały czas robimy. Gdy pisaliśmy Black Album, zaczęliśmy go pisać i skończyliśmy go pisać bez niczego innego po drodze – to były trzy miesiące, boom. Nie robimy tak już. Popiszemy przez chwilę i pojedziemy do Brazylii i wtedy wrócimy i pogramy koncerty przez tydzień z Lou Reedem, a potem zadrzemy nosa i zrobimy coś innego, a potem zagramy w Fillmore, rozumiesz o co mi chodzi? Trudno jest więc być spójnym w wywiadach na ten temat. Nie mam jeszcze tak naprawdę obranego kierunku, a słyszałem już większość [nowego materiału]. Brzmi bardzo ciężko i energicznie i bardzo metallikowo, ale czy jest bardziej jak Death Magnetic, czy bardziej jak to czy tamto, tego nie wiem.
James Hetfield: Tak naprawdę donikąd z tym jeszcze nie zaszliśmy. Zaczęliśmy dopiero wchodzić do studia i pozbywać się rdzy, za to nagraliśmy trochę coverów. Zostaliśmy poproszeni do wzięcia udziału w hołdzie dla Deep Purple. Chodzi o 40-stą rocznicę albumu „Machine Head”, a Lars jest oczywiście ogromnym fanem Deep Purple. Skontaktowalismy się również z Wendy Dio [żoną zmarłego, wielkiego Ronniego Jamesa] odnośnie chęci wzięcia udziału w hołdzie, który jest w realizacji i jesteśmy zaszczyceni mogąc być tego częścią, i móc być częścią świętowania życia Ronniego i jego wielkiego dorobku, stary.
Lars Ulrich: Stanowczo chcemy być na płycie, którą Wendy składa dla Ronniego. Zapytano nas też, czy moglibyśmy udzielić się na hołdzie dla „Machine Head” – nie możemy temu odmówić. Więc wracamy do początku, do bycia coverbandem! Każda wymówka, by wydłużyć pisanie i nagrywanie następnego albumu [jest dobra]! Przeglądamy katalogi Dio i Purpli i – jak szczęście dopisze – wpadniemy na coś godnego tych wspaniałych ludzi, ale nie wiemy jeszcze, które kawałki zrobimy.
– O ponownej pracy z Rickiem Rubinem:
Lars Ulrich: Rickowi chodzi mocno o stworzenie komfortu i atmosfery i klimatu, i na ten moment wygląda to mniej więcej tak. Nie usiedliśmy jeszcze i nie weszliśmy na wyższy poziom w kwestii kierunku i praktycznych elementów i wszystkich tego typu rzeczy. Widziałem się z Rickiem w Los Angeles dwa tygodnie temu i rozmawialiśmy o tym, by przyjechał do San Francisco w marcu lub kwietniu, by zacząć rozmowy nt. całego procesu, ale jak wiesz kilka innych rzeczy wisi w powietrzu w zw. z naszym filmem i koncertami i festiwalem Orion. To nie ma końca i w tej chwili niektóre z tych rzeczy są dość czasochłonne. Rick nie stosuje tych samych sztuczek; buduje pewien spokój wokół twojego zadania, jakiekolwiek by nie było, więc sądzę, że cokolwiek zechcemy zrobić z tą płytą, pomoże nam z tym, niezależnie od tego, co to będzie.
James Hetfield: On jest producentem innego rodzaju. Rzuca wyzwania. Jest nie wchodzącym w dyskusje, bardzo do rzeczy typem producenta, ale też jest bardzo otwarty i to otwarty na wiele pomysłów. Sam również ma wiele świetnych pomysłów. Ale myślę, że najważniejszą dla nas rzeczą było dotarcie do rdzenia i esencji Metalliki i to jest powód, dla którego zdecydowaliśmy się z nim pracować. Wyciąga to co najlepsze z artystów, którzy już trochę istnieją, tak myślę. I pomaga ci powrócić do tej [własnej] esencji. Tego od niego chcieliśmy.
– Odnośnie tego, czy udało się to osiągnąć na Death Magnetic:
James Hetfield: Tak uważam. I, wiesz, to była tylko część [zamierzonego]celu. Nie siadamy i nie planujemy tego w szczegółach w stylu, „Jaki chcemy, żeby ten album był?” To się po prostu dzieje. Tak powinna funkcjonować sztuka. Jest czym jest. Nie próbujemy formować tego aż za bardzo, bo im bardziej starasz się dogodzić, tym bardziej musisz iść na kompromisy i tym mniej stanowcze to się staje. Więc te rzeczy, które robimy, one są czym są i ludziom się one podobają, albo nie podobają. To chyba element posiadania ciągle zmieniającej się bazy fanów. Ha ha ha! Robimy rzeczy, bo czujemy potrzebę ich robienia. Prościej nie można.
Lars Ulrich: Mamy absurdalny głód udawania się na niezbadane tereny i oczywiście jest nieco hardkorowych ludzi w metalowej społeczności, którzy czują wobec tego pogardę, ale to jest OK. To coś, co musimy robić, ponieważ robienie tego samego i stagnacja zabiłoby nas. Festiwal, film, album z Lou Reedem, i to wszystko zroszone wszystkimi koncertami i nagraniami, to coś, co – na lepsze lub gorsze – musimy robić dla siebie samych.
– O słowach Dave’a Grohla, jakie wygłosił podczas zdominowanej przez Foo Fighters tegorocznej ceremonii Grammy:
„Nie chodzi o bycie idealnym, nie chodzi o absolutnie właściwe brzmienie… nie o to, co dzieje się na komputerze. Chodzi o to, co dzieje się w twoim sercu i twojej głowie.”
James Hetfield: Znam muzykę Dave’a Grohla i słyszałem, jak mówił w wywiadach o tych rzeczach, nawet w odniesieniu do teledysków i w sumie robieniu czegokolwiek i powracaniu do korzeni. Ja też w to wierzę – do pewnego stopnia. Uwielbiam korzystać z technologii, by poszaleć z nowymi rzeczami, i jest w tym pewna wygoda, ale analogowe rzeczy brzmią niewiarygodnie. Mam wiele szacunku dla Dave’a Grohla i jego talentów i tego, jak dopina swego. Tzn., posiada własne studio, posiada wspaniały sprzęt, więc robi rzeczy tak, jak uważa, że powinno się je robić i cieszę się, że to robi. My wszystko ze sobą mieszamy. Robimy jedno i drugie. W kwestii gitar to brzmi świetnie i są pewne dźwięki, które stają się lepsze dzięki cyfrowej technologii. Więc dobre kawałki robimy pomiędzy szybkością i wygodą [świata] cyfrowego, a ciepłym brzmieniem analogowego.
– O graniu Black Albumu w całości:
Lars Ulrich: W skrócie rzecz biorąc, powiedzieli: „Wpadnijcie zagrać w Donington!”, czego nie robiliśmy od 2006r., a kochamy ten festiwal, kochamy to miejsce, kochamy jego historię. Czuję, że jesteśmy niemal zobligowani, prawie jakby był to jeden z naszych obowiązków iść i [tam]zagrać! Ha ha ha! Rzeczą, w którą nikt nie wierzy jeżeli chodzi o ten zespół, to że nie siedziemy i nie planujemy tego gówna trzy lata naprzód z dziewięcioma doradcami i wszystkimi swoimi kurwa ludźmi. Więc ktoś inny dzwoni i mówi: „Skoro gracie w sobotę w Donington, co powiecie na zagranie w niedzielę u nas?”, a my na to: „OK, skoro już tam będziemy!” i się jedzie. Kto kurwa nie chce jechać i grać w tych miejscach w maju i czerwcu i kurwa wyjść z domu i spędzić czas ze swoimi kumplami i napić się trochę wina i spocić się trochę i pograć nieco rock’n’rolla? Ja się piszę na to gówno.
James Hetfield: Black Album był jednym z tych albumów, które nie pozwoliły nam przestać być w trasie. To było niesamowite. Samo to, jak się wszystko ułożyło, z popularnością tego rodzaju muzyki, wielim rockowym przedstawieniem, które mieliśmy i energią, którą mieliśmy. Byliśmy w stanie koncertować przez trzy lata z tym albumem. Więc nie chodzi o „cofnięcie się”. Po prostu mówimy: „Oto część naszej historii”. Oto album, który naprawdę niejako pozwolił nam się wedrzeć do głów wszystkich, zwłaszcza w Stanach. To rocznica, świętowanie albumu, a to wszystko z wdzięczności, stary, czystej wdzięczności.
– BONUS –
Wideo (bootleg) z całej ostatniej nocy w Fillmore:
httpvh://www.youtube.com/watch?v=Y5no7Ym1JSA