Pod koniec lipca 2007 roku podczas nagrywania Death Magnetic, Metallica miała gotowe już wszystkie partie instrumentalne, należało jedynie dokończyć nagrywanie wokali Jamesa i wybrać ile oraz które z gotowych utworów ostatecznie trafią na najnowszy krążek. Wówczas to Lars udzielił brytyjskiemu Metal Hammerowi wywiadu, w którym podzielił się swoimi uwagami na pięć wymienionych w tytule tematów i około nich.
Metal Hammer: Nagraliście już partie perkusji, gitar i bas na nowy album, resztę macie zamiar dodać w sierpniu.
Lars Ulrich: Taa, podkład jest już gotowy. Lecz Rick lubi, aby wszystko żyło i działało w sposób, który można określić jako ‘ważne teraz’. Jeżeli weźmiemy się za to w sierpniu, to myślę, że skończymy przed końcem października.
MH: Rubin nie jest znany z tego, że daje sobie dużo czasu. Jaką rolę pełnił podczas sesji nagraniowych?
LU: Był z nami każdego dnia, jak dotąd. Zależy mu na całokształcie. Nie analizuje poszczególnych rzeczy, takich jak tępo perkusji, lub to czy James gra w skali Fis-Dur. On raczej stara się to wyczuć: czy wszyscy grają razem? Rickowi zależy na atmosferze.
MH: I nie ma problemów z tym, aby powiedzieć wam, że coś, co zrobiliście jest do dupy?
LU: Absolutnie. I wierz mi, że tak jest. Nie jest podstarzały. On naprawdę mówi to, co myśli. Coś jest albo dobre, albo dajemy dupy.
MH: Jak łatwe było to dla Boba Rocka?
LU: Nie takiego słowa bym użył. Nagrywaliśmy razem od prawie 20 lat. Była to najbardziej twórcza znajomość, jaką można stworzyć w muzyce, w filmie … w każdej innej dziedzinie. Lecz dotarliśmy do momentu, w którym mogliśmy przeszkodzić drugiej stronie. Musimy spojrzeć w inną stronę dla zdrowego rozsądku, dla naszej satysfakcji i przetrwania.
MH: Jak powiadomiliście go, że to już koniec?
LU: Dużo rozmawiamy przez telefon. W tym rzecz. Mówiłem to wiele razy: Bob przede wszystkim był naszym przyjacielem, potem dopiero producentem. Ta przyjaźń nie ucierpiała ani trochę.
MH: Co chcieliście uzyskać zatrudniając Ricka?
LU: W pewnym sensie chodziło o to, aby nas odświeżył, żebyśmy byli w stanie nagrywać nowy materiał. Znam go od wielu lat, lecz nigdy z nim nie pracowałem. Wnosi wiele energii i dynamiki.
MH: Biorąc pod uwagę fakt, że znów graliście tytułowy utwór albumu “… And Justice For All”, w internecie pojawiły się plotki, wg których niektóre z nowych utworów będą długie.
LU: Nie powiedziałbym, że są dłuższe niż poprzednio. Zawsze pisaliśmy długie kawałki. Większość nowych utworów zamyka się w granicach od sześciu do ośmiu minut. Jedna ma pięć minut. Nagrywamy 14 kawałków, planujemy na tym poprzestać, ponieważ wszystkie je lubimy. Lecz tylko dziewięć lub dziesięć pojawi się na nowej płycie.
MH: Kirk powiedział, iż pomimo, że jest to jedenasty studyjny album Metalliki, to jednak czuje, jakby był szóstym. Czy ktoś z was uważa, że „St. Anger” był pomyłką?
LU: Ani trochę. Błędem była biała skórzana marynarka [noszona przez perkusistę podczas trasy Stadium Tour wraz z Guns N’ Roses w 1992 roku – red.]. Sprawa z Napsterem nie była błędem, choć spostrzegłem, że nie trzymaliśmy gardy. Muzyka zawsze była czysta. Było to coś, co musieliśmy zrobić w 2003 roku. Słuchałem tego albumu kilka miesięcy temu i uważam, że jest trudnym albumem. Słyszę to. Lecz kiedy skończyłem go słuchać, to powróciło to samo uczucie, jak przy pozostałych albumach.
MH: Musieliście przypuszczać, że po wydaniu “Same Kind of Monster”, niektórzy ludzie – w tym także Kerry King (Slayer), który nazwał Ciebie “łamliwym starcem” – już nigdy nie będą poważnie was postrzegać.
LU: Słuchaj, powodem, dla którego to nakręciliśmy, była chęć wkurzenia Kerry’ego Kinga. Bycie źródłem jego rozrywki jest rewelacyjne!
MH: Niezależnie od tego jak fascynująco to wyglądało na ekranie, nie lepiej byłoby trzymać wszystkie te rzeczy za zamkniętymi drzwiami?
LU: Z pewnością jest ku temu argument. Lecz od pierwszego dnia swego istnienia Metallica zawsze była ze swoimi fanami. W przeciwieństwie do zespołów takich jak Led Zeppelin, które starały się utrzymać wszystko w atmosferze mistycyzmu, postanowiliśmy być tak bardzo dostępni jak to tylko jest możliwe. Nasze korzenie są znacznie bardziej punkowe. “Some Kind of Monster” był logiczną konkluzją tego nastawienia.
MH: W takim razie rozumiem, iż nie zgadzasz się z komentarzami Kerry’ego?
LU: Oczywiście, że tak. Jeżeli on nie polubił „Same Kind of Monster” wówczas jest to dla mnie jedyna potrzebna mi oznaka akceptacji.
MH: Niemniej jednak, “Some Kind of Monster” wywołało wiele pytań o spójność zespołu. Jak się teraz czujecie?
LU: Oczywiście film zadawał kilka ważnych pytań. Lecz musisz pamiętać, że działo się to pięć lat temu. Phil [Towle, terapeuta wynajęty przez zespół – red.] nie jest już z nami, a my się ze sobą dogadujemy. Wspominanie jego imienia przypomina mi o tym, jak on zawsze mówił nam, iż muzyka, którą tworzymy, nie olśniewała aż do płyty po „St. Anger”. Myślę, że miał rację.
MH: Nie wszystkim podobały się nowe utwory, które prezentowaliście wcześniej podczas trasy.
LU: I co mamy z tym zrobić? Zarządzić głosowanie wśród wszystkich tych, którzy odchodzą? Przestać grać te utwory? Właśnie sprawdziłem panel wiadomości naszej strony, gdzie jest pełno stękania na wszystkie tematy. Lecz ludzie mówią nam, że ostatniej nocy (Stadion Wembley 8 Lipiec 2007) daliśmy najlepszy jak dotąd występ w Wielkiej Brytanii.
MH: Czy wydźwięki niezadowolenia ze strony fanów mają coś wspólnego z tym, że nie uwzględniłeś nowego materiału w gigu na Wembley?
LU: Nie, nie … ani trochę. Zawsze staramy się grać różne sety każdej nocy. Graliśmy nowy utwór w Donnington rok temu. Chcieliśmy, aby set był tak różnorodny, jak to tylko możliwe.
MH: Uważasz, że ten nowy album jest albumem thrash metalowym?
LU: Oh (długa pauza) … niech tylko wyciągnę mój słownik … sprawdzę znaczenie.
MH: Czy nie jest to album, którego stworzenie wymuszają na was fani?
LU: Wiem, że niektórzy z nich tego chcą. Lecz łatwiej jest powiedzieć, czym on nie jest. To nie jest 'St. Anger 2′. Ten album jest dynamiczny, łączy wolniejsze jak i szybsze brzmienia. Jest melodyjny i bardzo ciężki. Rick bardzo skupia się na wokalu Jamesa, lecz muzycznie ten album rządzi. Można, więc powiedzieć, że wpisuje się w kategorię, którą właśnie wspomniałeś. Tym sposobem każdy, kto podąża za nami, będzie wiedział, że zawsze staramy się patrzeć w przyszłość, nie w przeszłość.
MH: Czy czujesz, że jesteś dłużny coś ludziom, którzy kochali Metallikę w jej początkach, lecz nie lubili już tak bardzo jej muzyki po ‘Czarnym Albumie’?
LU: Hmm, nie. Ani trochę. Jestem odpowiedzialny wobec moich dzieci i mojej pani za to, że jest dobrą partnerką. Także wobec siebie samego, by tworzyć muzykę, która jest szczera, prawdziwa i sprawia, że całe trzy cale mojego fiuta stają. Oczywiście, fajnie jest mieć ze sobą podczas trasy tak wiele osób, jak to tylko możliwe. Lecz kiedy podpięliśmy gitarę akustyczną, aby zagrać ‘Fade to Black’ 200 lat temu, to właśnie wtedy zaczęło się to jęczenie. Zrozumieliśmy, że ci ludzie zawsze będą z nami tam gdzie my będziemy. Wiec w zasadzie już dawno przestaliśmy próbować ich ugłaskiwać.
MH: Kiedy chcecie wydać album i rozpocząć trasę?
LU: Materiał przed końcem listopada będzie zmiksowany i wydany po nowym roku. Może około lutego. Co do trasy, nie będziemy aż tak bardzo pokręceni, jak poprzednio. Nie będzie 39 występów w Północnej Dakocie (śmiech). Nie mogę Ci powiedzieć, czy trasę rozpoczniemy w Anglii. Lecz wszystko będzie przygotowane w mniejszych dawkach. Zamiast 14 halowych koncertów przez 18 dni, rozłożymy je na dwie części po dwa tygodnie i przerwa w domu.
MH: Określiłbyś to jako “robienie mniej, aby zrobić więcej”?
LU: Lub dawanie sobie więcej czasu, aby zrobić to samo. Ma to swe zastosowanie przy nagrywaniu płyty. Ludzie pytają, dlaczego zajmuje to Metallice dwa lata. Nie pracujemy już 16 godzin dziennie w studiu przez sześć dni w w tygodniu. Pracujemy sześć godzin dziennie, jednocześnie odwożąc nasze dzieci do szkół i potem je odbierając. Płyta zostanie nagrana, zajmie to tylko trochę dłużej.